Dowiedział się.
Dowiedział się, kiedy pierwszy raz pozwolono mu zejść do sterylnej stołówki na pierwszym piętrze. Rzadko, a w zasadzie nigdy się tam nie zjawiał. Odpowiedź była oczywista. Po prostu specjalny pacjent wymaga specjalnego leczenia. I tak dalej.
Ale tym razem było inaczej. Pielęgniarka, która nie była pozbawioną uczuć istotą, jak reszta personelu w tym budynku, oznajmiła mu przy porannym obchodzie, że będzie mógł pierwszy raz zjeść z innymi. Dla wszystkich zupełnie zwyczajna wiadomość, dla niego coś kompletnie nowego. Układał w głowie scenariusze tej chwili. Jednak nie wiedział, którego powinien użyć.
Teraz stał tam, jak słup soli i wpatrywał się w czarnowłosego chłopaka, siedzącego samotnie pod oknem. Oprócz niego w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze dwójka pacjentów, ale nie byli oni zbyt ciekawi i 95 nawet nie uraczył ich swym ciemnym spojrzeniem. Jego wzrok utkwiony był wciąż w jednej osobie.
Jimin.
Chłopak patrzył na talerz z jedzeniem, ale nie miał najmniejszych chęci, żeby wziąć choć kęs do ust. Na samą myśl żołądek podchodził mu do gardła i czuł, że lada moment zwymiotuje. Łzy napływały mu do oczu, gdy tylko przypomniał sobie to, co zrobił przed kilkoma dniami. Wdarł się do kliniki, aby ocalić fioletowego chłopca, a niespełna trzy dni później trafił w to samo miejsce z tą różnicą, że jako pacjent. Los potrafi być przewrotny, jak mało co.
Wplótł palce we włosy, starając się nie wybuchnąć płaczem. Niewidzialna siła rozrywała go od środka, pragnął wrzeszczeć najgłośniej, jak tylko potrafił. Nie jest chory psychicznie. Dlaczego dostał się do specjalistycznej kliniki? Co poszło, do cholery, nie tak?
Przez natłok myśli nie zarejestrował ruchu obok siebie, ani tego, że ktoś postanowił dotrzymać mu towarzystwa. Dopiero po kilkunastu sekundach podniósł wzrok.
Fioletowy chłopiec.
Usta Jimina zadrżały, oczy zrobiły się jakby większe. Skąd on się tu nagle wziął? Wiedział, że tu jest, ale nie spodziewał się, że zobaczy go tak szybko. Jednocześnie uczucie strachu i radości przebiegło mu po plecach.
- Cześć – Wargi chłopaka poruszyły się nieznacznie. Jimina uderzyło to, że dopiero teraz usłyszał, jak głęboki i niski głos posiada fioletowowłosy. Mimo, że słyszał go wcześniej, dopiero teraz usłyszał go w tak spokojnych okolicznościach. Niespodziewanie poczuł dreszcze na sam dźwięk jego tonu.
- Cześć.
Cisza jaka panowała pomiędzy nimi była wręcz namacalna. Obydwoje, choć chcieli powiedzieć wiele, nie potrafili odezwać się więcej, niż to zwykłe przywitanie, które nie pasowało do tej sytuacji. Nie oczekiwali spotkania w takiej chwili, więc normalne było to, iż nie wiedzieli, jak powinni się zachować. Choć ich serca czuły i wiedziały, co pragnęły przekazać, oni pozostawali głusi na te wołania.
Na wszystko przyjdzie pora.
- Dlaczego? – Pytanie ponownie padło z ust 95 – Dlaczego... tu jesteś?
- Nie sądziłem, że ordynator dopnie swego – Jimin nie wiedział, jakim cudem tak szybko wypluł z siebie te słowa. Nie wiedział nawet, skąd wzięła się ta nuta gniewu i nienawiści. 95 również przeraził się, gdy nie usłyszał tego przejmującego, kojącego głosu, który jeszcze niedawno nieświadomie mówił mu, że go uratuje.
- Co masz na myśli?
- Chciał mnie tu zamknąć.
Niewidzialna bariera, którą czuł od moment jego pojawienia się i która nie pozwalała mu na swobodną rozmowę z fioletowym chłopcem, została przerwana. Nie wiedział kiedy, nie wiedział jak. Ważne, że cichy głos mówił mu, że powinien spróbować mu zaufać. W końcu jeszcze kilka dni temu pragnął go uratować.
- Hyundae-nim?
- Chyba tak ma na imię – wzruszył ramionami, choć narastająca gula w gardle utrudniała mu mówienie – Udało mu się.
Znowu cisza, przerywana tym razem przez nierówny oddech 95. Tylu nowych wiadomości nie dowiedział się przez całe życie, co przez te kilka minut.
- Może to i lepiej? – odezwał się jeszcze ciszej niż zwykle. Jimin spojrzał na niego z lekkim szokiem i niedowierzaniem. Sądził, że chłopiec będzie po jego stronie – Klinika to dobre miejsce. Nie idealne, ale też i nie okropne. Karmią cię, poddają terapii. Możesz wyzdrowieć. A Hyundae-nim jest jaki jest. Nie musisz się nim przejmować...
Chwycił go za nadgarstek, co Jimin przyjął dość niespodziewanie, ale mimo to nie zabrał ręki, bo dłoń fioletowowłosego była taka ciepła, bezpieczna.
- Dopóki ja tu jestem. Dopóki jesteśmy tu razem. Znowu nadejdzie ranek.
woooo, ale zaszalałam xDDDD hehh taki długi rozdział, no jestem w sumie nawet pod własnym wrażeniem ^^
mehh, widać, że jestem zmęczona bo gadam już jakieś głupoty, ale zamierzam jeszcze pracować długo, więc raczej będę musiała to jakoś przetrzymać ^^
vmin mają swoje spotkanko, oczywiście nie mogłoby być zwyczajne, bo to vminy heh xd tak btw to ostatnio był 20. rozdział i w ogóle szał bo nie spodziewałam się, że będę tak długo pisać, ale kocham to opko i na pewno jeszcze nie kończę xd hihi, jeszcze się będziecie męczyć ze mną :))))
jeśli chcecie możecie napisać, co sądzicie o historii, co się wam podoba, co nie - chętnie przeczytam! jestem otwarta na wszelką krytykę :)
ostatnio dodałam w Dzień Dziecka, a nawet o tym nic nie wspomniałam, więc kochani życzę wam (nam) dużo radości, mało obowiązków, uśmiechu i spełnienia marzeń ^^ wykorzystajmy czas jak najlepiej, bo życie mamy tylko jedno! LOVE YOURSELF dzieciaki moje <3
naprawdę kończę ~~~~
p.s. prawie 20 min szukania gifu, zabijcie mnie~~~~
CZYTASZ
snowflakes are falling || vmin
Fanfictionjimin tylko spacerował, a taehyung po prostu mieszkał w szpitalu vmin au, angst, yaoi INTRO: 180127 OUTRO: 190127 #1 miejsce w #vmin - 190330 ❤ #2 miejsce w #vmin - 210816 @HeroHorrendous, 180127