Jak każdego ranka mój budzik zadzwonił o godzinie siódmej trzydzieści. Szczerze to bym sobie jeszcze pospała, ale niestety nie miałam nic do gadania. Szybko wstałam i podążyłam do łazienki w celu wykonania porannych czynności.
Po powrocie do mojej komnaty ubrałam się w przygotowaną dla mnie wcześniej przez pokojówki fiołkową sukienkę do kostek. Przez chwilę kusiło mnie aby siegnąć pod łóżko po moje ukochane białe conversy ale ostatecznie założyłam te nieszczęsne pantofelki, które okropnie obcierały mi stopy, ale cóż... Jak już mówiłam, nie miałam nic do gadania.O ósmej musiałam stawić się na śniadaniu, więc kwadrans przed pukałam już do gabinetu mojej matki.
- Charlotte - mruknęła, gdy zajrzałam do środka- Wejdź.
Posłusznie podeszłam bliżej i zajęłam miejsce naprzeciwko niej.
- Chciałabym Cię poprosić abyś dzisiaj po południu przygotowała przemowę powitalną dla królowej, króla oraz księcia Simpson'ów - zaczęła nawet na mnie nie patrząc.
- Ale czy oni nie mieli przypadkiem przyjechać dopiero za tydzień? - zapytałam.
- Mieli, ale razem z królową Anne postanowiłyśmy, że im szybciej poznasz księcia tym lepiej. Musicie się do siebie zbliżyć i spędzić razem trochę czasu.- obdarowała mnie krótkim spojrzeniem i wróciła do pisania czegoś na komputerze.
Świetnie. Czyli mam niańczyć mojego przyszłego męża? Cudownie.