O dziwo moja mama przyjęła wszystko ze spokojem, wysłuchała mnie i odczytała list.
- Charlotte, wyglada na to, że twój chłopak ma poważne problemy z tym człowiekiem. Ten list ocieka jadem i nienawiścią.- Zerknęła jeszcze raz na papier.
- Wiem, wiem.- Wyrzuciłam ręce w powietrze.
- W porządku. Rezerwuje Ci lot do San Francisco na jutro rano. Zadzwonię do naszych najlepszych detektywów, którzy pojadą tam z Tobą i zadbają aby Tobie i Bradleyowi nic się nie stało. Jeśli będzie bardzo poturbowany, a zapewne będzie przełożę ślub na marzec, tylko koniecznie daj mi znać.- Jej słowa przelatywały mi przez głowę z prędkością światła, dlatego kiwałem głową. Gdy już do mnie dotarło, że mama pierwszy raz w życiu nie odesłała mnie z tym do ojca rzuciłam jej się na szyje.
- Dziękuje dziękuje dziękuje.- Płakałam.
- Dobrze już, teraz leć na górę odpoczywać dziecino.- Zerknęła do komputera.- Jutro o ósmej masz lot.
Wyszłam z jej biura jeszcze raz analizując całą sytuacje. Leciałam do San Francisco ratować swojego przyszłego męża.
Kto by pomyślał, że te trzy miesiące do tego doprowadzą?
♥︎
Następnego ranka mama osobiście odwiozła mnie na lotnisko, gdzie czekało już trzech mężczyzn Robert, Alan i Max. Najlepsi królewscy tajniacy.
- Królowo, całą noc badaliśmy pana Lucasa i namierzyliśmy jego aktualny pobyt.- Odparł jeden z nich, byli bardzo profesjonalni.
- Dobrze. Dbajcie o Charlie.- Przytuliła mnie i uśmiechnęła się.- Dasz radę córciu, zawalcz o miłość.
Pokiwałam głową i ruszyłam do bramek.
Lot trwał już godzinę. Siedziałam z nosem przyklejonym do szyby zastanawiając się nad wszystkim i niczym. Moi towarzysze zawzięcie o czym rozmawiali, co chwile słyszałam „Bradley" ale byłam tak zmęczona ostatnimi dniami, że zamknęłam oczy i usnęłam.
- Charlotte.- Potrząsnął mną Alan.- Za pół godziny lądujemy i wpierw chcemy przedstawić Ci plan działania.- Uśmiechnęłam się spokojnie, otrzepałam moje spodnie z niewidzialnego kurzu i wlepiłam w nich wzrok.
- Dobrze. Morrisey aktualnie znajduję się w jednej z gorszych dzielnic, w którymś z magazynów samochodowych. Prawdopodobnie nie jest sam, mam na myśli ludzi. Zadzwoniliśmy już do innych tajniaków i policjantów którzy są z nami i pracują dla pałacu Buckingham. Od razu po opuszczeniu lotniska jedziemy tam, nie ma czasu do stracenia. Twoim zadaniem.- Przerwał Robert i wskazał na mnie.- Będzie odnalezieniem twojego chłopaka i wyprowadzeniem go z magazynu, na zewnątrz będzie czekała już pomoc.- Zakończył, a ja nabrałam powietrza do płuc. Czyli to działo się naprawdę, leciałam na inny kontynent w poszukiwaniu ukochanego.
- Gotowa?- Zapytali.
- W imię miłości jestem w stanie zrobić wszystko.
CZYTASZ
Never. / Brad Simpson
Fiksi PenggemarW życiu nie wyjdę za Simpsona. Księcia od siedmiu boleści