Zastanawiam się czy nie skończyć tego ff już dziś. Jest ktoś chętny?
Po wylądowaniu Brad dał mi znak, że żyje i wszystko w porządku. Drugiego dnia zadzwonił około południa. Siedziałam wtedy jak na szpilkach i czekałam na kolejny znak życia.
- Cześć maluchu.- Rozbrzmiał w słuchawce jego radosny głos.- Jak żyjesz?
- Cześć. Źle bo bez Ciebie.- Odpowiedziałam.
- Oj skarbie. Właśnie idę do znajomego do którego tu przyleciałem. Po jutrze będę obok Ciebie i zapomnimy o sprawie.
Skinęłam głową, lecz chwile potem uświadomiłam sobie, że on tego nie widzi.
- Jasne. Czekam i tęsknie.
- Ja też. Muszę kończyć buziaki.- I rozłączył się.
Odetchnęłam głęboko i wróciłam do nic nie robienia, oczekując na kolejny telefon chłopaka.
★
Nazajutrz przez cały dzień czekałam.
Nic z tego.
Bradley nie odezwał się przez 24 godziny, a ja jak głupia chodziłam w kółko po pokoju i mamrotałam do siebie „Zadzwoni".
Po setnym razie wpadłam na genialny pomysł. Pognałam do pokoju Simpsona i zaczęłam wyrzucać wszystko do góry nogami. W końcu znalazłam tą nieszczęsną kopertę przez którą wszystko się zaczęło.Usiadłam na brzegu łóżka mojego zaginionego chłopaka i otworzyłam kartkę papieru uważnie czytając tekst, który był na nim umieszczony.
Dobrze, że wtedy siedziałam, bo gdyby nie to upadłabym na podłogę. Zsunęłam się powoli z pościeli siadając na panelach i chowając twarz w dłoniach. Miałam wrażenie, że całe życie przeleciało mi przed oczami.
To nie działo się naprawdę.