Moje relacje z Simpsonem znacznie się pogorszyły. Nie pamiętałam już kiedy ostatnio rozmawialiśmy. Chłopak na całe dnie wychodził gdzieś, wracał w nocy napruty, odsypiał i tak ciągle. Starałam się go unikać, lecz czasem nie było jak.
- Charlotte! - Usłyszałam z dołu wołania mojej matki (z którą ostatnimi czasy nie miałam żadnych nieprzyjemności).
Jęknęłam i stoczyłam się z łóżka. Nie miałam najmniejszej ochoty na konfrontacje z rodzicielką, tak samo jak z nikim innym od jakiś dwóch tygodni.
Tak. Od naszej kłótni minęło ponad czternaście dni, a jedynym zdaniem jakim się obdarzyliśmy było "podaj mi sól" przy jednym ze wspólnych obiadów.Super.
Totalnie zamyślona weszłam do salonu. Podniosłam głowę i miałam ochotę uciekać. W pomieszczeniu była królowa Anne, król Derek, mama, tata i Bradley.
Nie nie nie. To ja podziękuje!
- Jak ty wyglądasz dziecko?!- Złapała się za głowę matka.
Spojrzałam na siebie z góry: szare dresy, duży sweter i skarpetki w jednorożce. Włosy jako tako sterczały na głowie w koku, a twarz nie widziała kremu, ani kosmetyków od... Bardzo długo.
- Co? Nie wiedziałaś, że tak teraz noszą się największe ikony mody?. - Zakpiłam i usłyszałam jej westchnięcie. Machnęłam w jej stronę ręką i walnęłam się na wolny fotel.
- Dobrze. Dzieciaki, stwierdziliśmy, że skoro do ślubu pozostało mniej niż dwa miesiące powinniście zabrać się już za organizacje. - Zaczęła królowa Anne.
W tym samym momencie brunet i ja popatrzyliśmy na nią jak na kosmitkę i wykrzyknęliśmy.
- Że co?!