Dodam dziś troszkę, bo będę pisać na zapas. Xx
Do końca nocy nie zmrużyłam oka. Starałam sobie wmówić, że to jedno wielkie nieporozumienie, ale jakoś nie chciałam sobie wierzyć. Kilkanaście razy przeczytałam ich rozmowę o mnie i spotkaniu, aż w końcu wzięłam koc i poszłam do siebie, ale tam i tak nie udało mi się zasnąć i jeszcze bardziej się zadręczałam.
Około siódmej postanowiłam ubrać się i zejść na śniadanie. Nie mogłam niczego przełknąć, bo w gardle miałam wielką gule stresu, dlatego zadowoliłam się kawą.
W końcu przyłączył się do mnie Brad.- Musimy porozmawiać. - Oświadczyłam, gdy jakby nigdy nic zjadał swoją porcje jedzenia.
- A! Skarb muszę dziś wyjsć wieczorem. Załatwić pare spraw.
Jasne.
- Dlaczego mnie okłamujesz? - Wypaliłam, i od razu napotkałam pytające spojrzenie Brada. - Wiem, że dziś miałeś spotkać się z Bellą. I naprawdę nie potrzebuje twojej litości, nie musisz mnie niańczyć, nie musisz ze mną być i nie musisz wcale tu być. - Zebrało mi się na płacz. Czułam się okropnie.
- Czytałaś wiadomości. - Stwierdził, patrząc się w jakiś punkt za moim prawym uchem.
- Tak. Przepraszam. Ja po prostu...
- Nic już nie mów. Myślałem, że mi ufasz, że chcesz mi pomóc ale widocznie pomyliłem się co do Ciebie. Jesteś wścibską, rozpieczoną księżniczką. Spadam stąd zanim zrobię się taki sam. - Wstał, odsuwając krzesło tak, że wydało nieprzyjemny odgłos.
- Tak się składa, że byłeś taki zawsze. - Szepnęłam.
- Pieprzyć. - Rzucił i wyszedł trzaskając drzwiami.
Pochyliłam się na kubkiem i zamknęłam oczy. Czułam ciepłą ciecz na policzkach ale miałam to gdzieś. Może i Bradley miał racje. Byłam okropna, wścibska i Bóg wie co jeszcze.
W co ja się wpakowałam?
Ps. Drama time uważam za otwarty!