Leczenie owoców Brada z poprzedniej nocy zajęło mi dwadzieścia minut. Gdy skończyłam złożyłam wszystko i położyłam na stoliku nocnym bruneta, (ostrożnie pomijając biały proszek rozsypany na nim). Wstałam i poszłam do siebie. Nie odezwał się... Tak jak przypuszczałam.
- Um.. Hej. - Ostatecznie zawitał do mnie po upływie godziny.
Obdarzyłam go jednym spojrzeniem i wróciłam do książki.
- Przyszedłem Ci podziękować, i... - Zawahał się. - Przeprosić.
Westchnęłam.
- A więc słucham. - Odłożyłam książkę i czekałam.
- Wczoraj zachowałem się jak idiota. To co powiedziałem, nie było do końca prawdą... Bardzo chciałem Cię pocałować ale chyba spanikowałem i przy okazji Cię uraziłem, a ty nie zrobiłaś niczego złego ja... Po prostu... Ugh. - Usiadł na moim łożku, ciagnąć za koncówki włosów i chowając twarz w dłoniach. - To nie jest proste... Nie zrozumiesz.
Podeszłam do niego, i usiadłam obok.
- Posłuchaj. Racja zabolało mnie to i boli dalej, ale wiesz co boli mnie bardziej? - Spojrzał na mnie. - Że niszczysz swoje życie. Uwierz mi też mam wiele problemów ale nie zapijam ich w klubach.
- Chciałbym to zmienić, chciałbym być dobrym człowiekiem ale nie potrafię... Pomóż mi Charlie.
Charlie. Nigdy nikt tak do mnie nie mówił, a gdy powiedział to Bradley w moim sercu rozlała się fala ciepła.
- Zrobię co w mojej mocy, w końcu mamy trzy miesiące. - Uśmiechnęłam się.
Nic już nie powiedział tylko mocno mnie przytulił.
- Dziękuje.- Szepnął. W odpowiedzi poklepałam go po plecach.
Lokowaty kretyn.