Święta Bożego Narodzenia były już za nami, a Nowy Rok zbliżał się wielkimi krokami. Bradley ciągle nalegał abyśmy opuścili zamek na czas Sylwestra ale nie byłam przekonana co do jego stanu zdrowia.
Charlotte Amelie od kiedy zrobiłaś się tak dobra dla tego kretyna?
- No Charlieee. Jestem zdrowy.- Narzekał brunet. Od paru dni zachowywał się jak mały chłopiec, który błaga mamusię o ukochaną zabawkę. Wybuchnęłam śmiechem.
- Poddaje się. Co tam wybrałeś?- Uniosłam ręce w geście kapitulacji i zawiesiłam na nim wzrok.
- Szwajcaria. Tydzień. Cudowny apartament z widokiem na góry, już Ci pokazuje. Popatrz tu będziemy mieszkać, południami możemy zjeżdżać na nartach i snowboardzie, a wieczorami chodzić po mieście, siedzieć w pokoju przy kominku co tylko zechcesz.- Dostał słowotoku żywo przy tym gestykulując, śmiałam się jak opętana.
Ten człowiek był nienormalny.
- Rozumiem, że mam pakować walizki?- Zapytałam pomiędzy salwami śmiechu.
- Jasne.- Puścił do mnie oczko.
Wbiegłam schodami na górę.
Nasze pokoje były w czasie remontu i miałam wielką nadzieję, że robotnikom uda się skończyć przed naszym powrotem. Zaczęłam wrzucać ciepłe swetry, spodnie, dresy i inne rzeczy potrzebne do przeżycia na stoku.- Samolot mamy jutro.- Do pomieszczenia wparował Brad i chwile stał wpatrując się we mnie.
- No co?- Zapytałam i rozłożyłam ręce.
Nie odpowiedział, przygryzł wargę i ruszył w moją stronę. Wpił się w moje wargi rozpoczynając namiętny pocałunek. Nasze języki walczyły o dominację, w pewnym sensie bawiło mnie to, dlatego uśmiechałam się nikle. Chłopak też był rozbawiony, Boże wyglądaliśmy jak dwójka naćpanych nastolatków. Brad mruknął i włożył swoje ręce do tylnich kieszeń moich spodni, lekko ścisnął moje pośladki.
- Bradley.- Zaczęłam się śmiać.- Ty napalony zboczeńcu.- Zawtórował mi gromkim śmiechem i znowu mnie pocałował, tym razem delikatniej.
- Stajesz się moim narkotykiem okropna kobieto.- Wskazał na mnie oskarżycielsko, na co ponownie się roześmiałam.
Dopiero wtedy od bardzo dawna poczułam się szczęśliwa.