Byłam wykończona wybieraniem serwetek, dekoracji i przystawek na mój ślub. Miałam ogromną ochotę zostawić to wszystko i wyjechać daleko stąd ale wiedziałam, że robię to dla dobra królestwa. Ja nie byłam najważniejsza (jakbym słyszała Brada).
Wieczorem postanowiłam się przejść, więc szybko się przebrałam i wyszłam na dwór. Głęboko odetchnęłam, aż zabolały mnie płuca, ale to nie było ważne. Stałam i pozwoliłam, aby mżawka łaskotała moją twarz, od razu poczułam się lepiej. Otrząsnęłam się i skierowałam... Tak naprawdę, to do nikąd. Szłam prosto, przed siebie, oglądając wszystko co mijałam z takim zainteresowaniem jakbym była turystką, a nie księżniczką która mieszkała tu całe życie.
Wpadłam do budki z fast foodem i kupiłam sobie kebaba. Chyba tak to się nazywało, nie ważne. Było pyszne. Siedziałam na ławce w parku i przyglądałam się spacerującym po nim przytulonym do siebie parom.
Chciałam kiedyś zaznać prawdziwej miłości. Bałam się, że w ogóle nie potrafię kochać, bo nikt nigdy nie kochał mnie. Przez chwile łudziłam się, że może Bradley... Jak się jednak okazało byłam głupia i naiwna.Nim się obejrzałam było już ciemno, więc otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i poszłam spokojnym krokiem w kierunku "domu" pogrążona w myślach.
- Proszę proszę, księżniczka Charlotte. Jak dobrze, że się spotykamy. - Odezwał się jakiś głos za mną.
Po chwili widziałam tylko ciemność.
Do jutra miśki! 😂❤️