Od naszej "poważnej" rozmowy minął tydzień. Codziennie starałam się, aby na twarzy Bradleya pojawił się uśmiech, szczerze? Uwielbiałam gdy się uśmiechał. On chyba tez to lubił, bo przez cały czas miał banana na twarzy.
- Chaarlie. - Jęknął Simpson, rzucając się na kanapę w której oglądałam jakiś denny serial. - Chodźmy do miasta. Mam dość siedzenia tutaj.
- A co? Zioło się skończyło? - Zapytałam i widząc minę chłopaka wybuchnęłam śmiechem.
Brunet na moich oczach pozbył się całkiem pokaźnej kolekcji narkotyków i innych świństw, przez co byłam z niego dumna. Małe kroczki, małe kroczki.
- Żartowałam, głupku. - Dodałam. - Gdzie chcesz iść?
- Nie wiem. Myślałem żeby przejść się promenadą przy Tamizie a potem może jakaś kolacja?- Ostatnie słowo wypowiedział ze skrępowaniem.
Skinęłam głową, umówiliśmy się na dziewiętnastą w holu po czym pobiegliśmy do siebie.
Wpadłam do pokoju. Chciałam wyglądać dobrze, więc zaczęłam wyrzucać wszystko z szafy w poszukiwaniu Tej sukienki, którą kupiłam kiedyś na wakacjach w Hiszpanii. Kiedy w końcu byłam gotowa spojrzałam na siebie w lustrze: kremowa sukienka za kolano idealnie współgrała z czarnymi botkami i szarym wełnianym płaszczem. Delikatny makijaż i włosy związane w kucyka, który zakręcał się ma końcu.Znośnie.
Punkt siódma zeszłam po schodach na dół. Simpson już na mnie czekał.
- Cha... Wooow. - Zlustrował mnie wzrokiem. - Wyglądasz bosko!
- Dzięki, ty tez niczego sobie. - Zachichotałam.
Tak naprawdę Bradley wyglądał cudownie. Materiałowe spodnie w małą kratkę, jasna koszula z krótkim rękawem i skórzana kurtka. Lakierki i włosy w istnym nieładzie.
Chyba zaczynał mi się podobać.
CZYTASZ
Never. / Brad Simpson
Fiksi PenggemarW życiu nie wyjdę za Simpsona. Księcia od siedmiu boleści