Smutne oczy bez życia, brązowe loki i malinowe usta. Tak wyglądał Bradley. Szczerze? Spodziewałam się jakiegoś monstrum, a tu proszę. Nastolatek w rurkach, vansach i skórzanej kurtce. Zupełnie nie podobny do tego, którego sobie wyobrażałam i słyszałam z historii plotek.
- Dobrze, Charlotte pokaż twojemu koledze pałac.- zarządziła moja rodzicielka.
Koledze tak?
Skinęłam głową po czym odwróciłam się i ruszyłam wgłąb zamku.
- Czyyyli... - Bradley dogonił mnie i wyrównał mi kroku.- Będziemy za trzy miesiące małżeństwem?
- Ee... Niby tak - odpowiedziałam niepewnie.
Szepnął ciche "okej" i w ciszy (bardzo, bardzo niezręcznej) dalej przemierzaliśmy korytarze. Czułam, że muszę zapytać go o wczorajszy wieczór.
- Gdzie byłeś wczoraj wieczorem? - wypaliłam.
- Oho. - zaśmiał się. - Pierwszy wykład w roli małżonki? - zakpił.
Gdzieś w mojej głowie poczułam wybuch. Czyli jednak gazety plotkarskie miały racje.
Zanim zdążyłam się odezwać dodał.- Spacerowałem po Londynie, i wydaje mi się, że ty tez tam byłaś. Mamusia wypuściła Cię do ludzi? - zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
- Ja w porównaniu do niektórych nie pije, pale, ćpam i inne - warknęłam. Byłam wściekła.
- Skoro już o tym mowa.- sięgnął do kieszeni kurtki. - Prowadź dalej a ja sobie zapale. - wyciągnął z paczki papierosa i odpalił czerwoną zapalniczką.
Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
To będą CUDOWNE trzy miesiące.