Bradley nic już nie mówił. Szedł obok mnie, co chwilę na mnie zerkając, a gdy byliśmy pod bramą zamku stanął przede mną zagradzając mi przejście.
- Było naprawdę super. - skinęłam. - Może jutro to powtórzymy? - zapytał z nadzieją w głosie.
Nie odpowiedziałam, wbiłam wzrok w swoje buty, które były w tamtym momencie niezmiernie interesujące.
- Nie wiem Bradley. - powiedziałam po jakimś czasie.
- Dlaczego?
- Źle czuje się z tym wszystkim. Raz chcesz całować się ze mną, a chwile potem obściskujesz się z Bettą czy jak jej tam. - odpowiedziałam bardzo cicho mając nadzieje, że jednak nie usłyszał.
- Masz racje. Nie wiem co we mnie wstąpiło, wcale nie chciałem się z Tobą całować. - warknął i pospiesznie mnie wyminął.
Stałam jak wryta. Co to było?
Ostatecznie weszłam do pałacu i powoli zaczęłam ściągać ubranie wierzchne, chciałam niezauważalnie przemknąć do swojego pokoju ale niestety ninją chyba nie będę. Na schodach spotkałam tatę.
- Charlotte! Już wróciłaś?
- Tak. - szybko odpowiedziałam, próbując powstrzymać łzy. Zaczęłam przeraźliwie szybko mrugać.
- Co się dzieje córciu? - zapytał zmartwiony.
Wzruszyłam ramionami, nie walczyłam już z łzami. Stałam tak przed nim i wylewałam rzekę łez. On zaś nie olał mnie jak moja matka mówiąc "weź się w garść" tylko podszedł do mnie i przytulił gładząc tył mojej głowy.
- Kochanie, pamiętaj, że możesz mi wszystko powiedzieć. Nie martw się o mamę. - Szepnął mi do ucha.
Czas zacząć wyżalanie się w stylu Charlotte Amelie.