Kiedy powoli dochodziła dwunasta zaczęłam się stresować. Mało powiedziane. Umierałam z przejęcia. W mojej głowie huczało od pytań. Czy mnie polubi? Co jeśli wobec mnie zachowa się tak samo jak do tych wszystkich dziewczyn? Jak wygląda naprawdę?
Ugh.
Gdy kończyłam zapinać sukienkę usłyszałam, że brama do wjazdu zaskrzypiała. Wyjrzałam na zewnątrz i zobaczyłam na drodze białe luksusowe auto.
Wtedy serce zaczęło mi łomotać w klatce piersiowej, ba miałam wrażenie, że zaraz z niej wyskoczy. Zbiegłam na dół i pospiesznie stanęłam w holu obok rodziców.- Będzie dobrze. - tata ścisnął moją rękę, uśmiechając się.
- Mam nadzieje - szepnęłam.
I w tym momencie drzwi otworzyły się, a moim oczom ukazały się trzy osoby, moja matka podbiegła do nich i zaczęła witać każdego z osobna.
Zostałam nauczona czekać na swoją kolej, więc stałam i czekałam.- Witaj Charlotte - przede mną stanęła kobieta mniej więcej mojego wzrostu, miała brązowe oczy i włosy, jej twarz była pogodna a, gdy się uśmiechała w okolicach oczodołów robiły się małe zmarszczki. - Ślicznie wyglądasz. - dodała.
- Dziękuje. Miło mi panią poznać - uśmiechnęłam się, całując w oba policzki.
Następny był król Derek. Jego siwe włosy lekko zakręcały się na końcach, a czekoladowe oczy patrzyły na mnie łagodnie. Już lubiłam gościa. Wymieniliśmy dwa zdania i przyszła kolej na tego kogo obawiałam się najbardziej. Bradleya Williama Simpsona.
- Cześć. - podniosłam głowę, i zobaczyłam te same smutne, pozbawione koloru oczy.
To był on.