Rozdział 6

423 32 0
                                    

Znów budzę się w nocy... Znów nie potrafię spać i wiercę się z lewej strony na prawą. Patrzę w sufit i niczego nie widzę, prócz świateł przejeżdżających ulicą samochodów. Kładę się na brzuch, ale coś w mojej piersi mówi, że nie powinnam tak leżeć. Próbuje wyłupać sobie otwartą drogę w świat... W sumie, to nie wiem czy nie potrafię spać z tego bólu, czy nie potrafię spać przez cokolwiek innego... Często zdarzają mi się całkowicie bezsenne noce, ale ta jest wyjątkowo uciążliwa.

Przekręciłam się jeszcze raz na plecy. Uniosłam prawą dłoń na wysokość oczu i wtuliłam w nią własną skroń. Zniżyłam ją trochę, przecierając gorący policzek. Znów zamknęłam oczy, próbując poczuć to przygłuszenie zmysłów... stratę czujności. Ale tego nie było. Ile bym nie próbowała, tego nie mogło być.

Otworzyłam oczy, podniosłam się i odwróciłam. Skoro nie mogę spać, to przynajmniej mogę pooglądać gwiazdy... Byle paść na twarz ze zmęczenia i przespać się chociaż jakieś trzy godziny. Byle zniknąć na chwilę... Byle dać odpocząć własnemu umysłowi od tego bezlitosnego świata... Rozmarzyć się i zanurzyć w chłodnej wodzie niemożliwych do wykreowania osób, które nie będą w stanie zranić...

- Wstawaj! - wydarło się coś nad moim uchem, przez co moje ciało poderwało się bez mojego pozwolenia. - Masz iść na zakupy! - otworzyłam oczy.

- Ja? A babcia nie może? - zapytałam, podnosząc się.

- Twoja babcia jest zmęczona, ojciec jest w pracy, a ja robię śniadanie - spojrzałam na nią jednym okiem.

- Babcia jest zmęczona od rana? - zmarszczyłam brwi. - To co ona w nocy robiła?

- Nie wiem. Tego mi nie powiedziała - pomasowała sobie kark z zakłopotaniem.

Położyła mi kasę na stole i wyszła. No i pięknie. Znowu mnie budzą! Jakby nie było wakacji! Czy ja raz nie mogę przespać się dłużej niż cztery godziny?! Zawsze muszą mnie budzić tak wcześnie? Zawsze muszę wstawać o siódmej albo szóstej?!

Wstałam, przebrałam się z piżamy w normalne ubrania i wzięłam pieniądze. Poszłam jeszcze po listę zakupów, jakie miałam zrobić.

Nie uśmiecha mi się, że muszę iść do sklepu... jednak nie mam także siły, by dyskutować o tym z kimkolwiek... Tak naprawdę nie mam siły nawet na myślenie, a co dopiero na rozmowę.

W końcu wyszłam z domu... Nie moja wina, że dosyć długo dochodzę do siebie po tak krótkim śnie. Szłam miastem, mając niemal zamknięte oczy. Moje nogi były ciężkie, ale nadal się słuchały. Przynajmniej o tak wczesnej porze w mieście nie kręci się dużo blondynek... Przynajmniej nie muszę oglądać żadnej jasnej i zapewne pustej głowy.

Szłam mrużąc oczy, aż przede mną nie wyrosła znikąd drewniana ściana, zwana drzwiami i nie uderzyła mnie prosto w nos. Osunęłam się na ziemię, łapiąc się za rozbite miejsce i przez chwilę skupiałam się tylko na bólu. W końcu uniosłam wzrok, ale gdy zobaczyłam te bursztynowe oczy, od razu nim uciekłam.

Piękne bursztynowe oczy... Jedyne takie... Trafią się raz na kilkanaście milionów ludzi, a ja mam zaszczyt je oglądać... Te emocje w nich zawarte... jednocześnie takie skrywane. Podobają mi się. Są swoje... ale ich właściciel nie jest w moim typie... o ile ja w ogóle mam swój typ... Ten był po prostu zbyt idealny, a to jest cecha, której nienawidzę. Nie dogaduję się z takimi ludźmi... Ale dlaczego mam do nich takie inne podejście? Ja uwielbiam ludzi podobnych do mnie i całkowicie innych... Podobnego nie znajdę, a każdy inny jest taki sam.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz