Rozdział 16

296 23 4
                                    


  Usiadłem na chwilę przy Laverne. Jej oddech stał się ciężki, jakby w płuca zaciągała chmurę dymu. Czekałem tylko aż się obudzi i będę mógł wypytać ją o wszystko... Ale podczas tego nie potrafiłem ominąć licznych zadrapań, których nie regenerowała. Nie potrafiłem ominąć tego ostrza wbitego głęboko w jej kolano i nie potrafiłem czuć wyższości nad nią. Kompletnie bezwiednie uniosłem dłoń na jej policzek, by sprawdzić miękkość skóry. Była tak samo ciepła i potulna, jak zawsze... A mimo tego taka zniszczona. Ktoś odważył się ją tknąć. Ktoś ją zranił... Ktoś skrzywdził ją, nie wiedząc, że już należy do mnie... Ktoś naprawdę bardzo chce zniknąć...

Jak on w ogóle mógł ją dotknąć?! Jak ktoś mógł zostawić po sobie takie brzydkie ślady... Zwęziłem powieki, wyostrzając wzrok. Przestałem dotykać jej niemal zdrowego policzka i musnąłem opuszkami palców szyję, gdzie widoczne miała zasinienia. Przyłożyłem jej dłoń tak samo, jak zrobiła to tamta osoba. Moje dłonie dawno zmiażdżyłyby szyję Laverne... Dłonie, które chciały to zrobić były o wiele mniejsze i miały o wiele krótsze palce. Na ich końcach były ślady po wbijających się paznokciach. To z pewnością musiała być kobieta. Sądząc po dłoniach Laverne, musiała być wyższa, ale trochę chudsza od niej. Przetarłem kciukami jej skórę. Mięciutka i obolała jednocześnie. 

Nagle jej dłonie poderwały się na moje nadgarstki, a ona zaczęła się szarpać. Zaczęła kręcić głową, powieki zacisnęła jeszcze bardziej. Na jej twarzy nie było żadnego zdeterminowania, żeby odsunąć moje dłonie, nie było też na niej strachu. Była tylko panika. Zaczęła wbijać swoje paznokcie w moją skórę. Przycisnąłem wszystkie palce, oprócz kciuków, do jej karku. Tymi tylko delikatnie sunąłem po jej skórze. Przez dłuższą chwilę nie otworzyła oczu i tylko cały czas chciała odsunąć moje dłonie. Po jakimś czasie przestała się wyrywać, a zaczęła płakać, jakby z bezsilności. Nachyliłem się, by mój głos zabrzmiał ciszej i bardziej kojąco. 

- Lav... - pociągnęła nosem, po czym nie przestając łkać, otworzyła oczy.

 Przez chwilę patrzała na mnie niedowierzającym wzrokiem, ale po tym tylko przyciągnęła mnie do siebie, jednocześnie się unosząc. Bez żadnego słowa, które miałoby mi wypomnieć to, że do tego dopuściłem, przytuliła mnie. Przeniosłem dłonie na jej plecy, dociskając ją do siebie. Zaczęła łkać w moje ramię. Była solidnie roztrzęsiona przez to, co ją spotkało. Nadal ją trzymając, pomogłem jej usiąść. Cała się trzęsła, ale nie z zimna, tylko z wydarzeń. 

- Już, Lav - wyszeptałem ciepłym tonem. - Już nic ci nie grozi... - pociągnęła nosem, próbując wstrzymać płacz. - Jestem tu... - otarłem policzek o jej włosy. - Trzymam cię... 

- Nie puszczaj - docisnęła opuszki palców do moich pleców. 

- Nie puszczę - przeniosłem lewą dłoń na jej kark. Wciągnęła chwiejnie powietrze przez usta. Zacząłem nią leciutko kołysać, żeby poczuła się bezpieczna. Po chwili przestała mnie tak mocno ściskać, ale nadal nie chciała, żebym ją puścił. Oparła głowę o moją szyję, zaczynając oddychać głęboko. Nadal się trzęsła. - Spokojnie, Lav - odetchnęła głęboko, jakby moimi słowami. - Już jesteś ze mną. Już nie będą mieli do ciebie dostępu, dobrze? - kiwnęła słabo głową. - Już nie pozwolę cię skrzywdzić w taki sposób, przepraszam - odsunąłem ją na chwilę, tylko na parę centymetrów, by spojrzeć jej w oczy. Były przymknięte ze zmęczenia płaczem i przerażeniem. Zaczerwienione i jeszcze zaszklone... Całkowicie opadła z sił i opuściła ręce, kładąc zewnętrzną stronę dłoni na swoje uda - Zostaniesz ze mną - powiedziałem współczującym tonem. Dziewczyna otworzyła oczy i uniosła wzrok na moje. Nie potrafiła się uśmiechnąć, ani zmienić wyrazu twarzy na obojętność. 

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz