Rozdział 15

272 19 0
                                    

 - Podaj mi rękę.

Zmarszczyłam brwi. Zwróciłam głowę w stronę właściciela słów. Uniosłam się na rękach, po czym - nadal z niepewnością - podniosłam się. Nad głową usłyszałam trzask, a zaraz potem obok mnie spadła płonąca deska. Ugięłam się z przestrachu przed kolejnym podobnym odgłosem. Spojrzałam nad siebie. Oczywiście, że cały sufit płonął...

Dym i inne opary (razem z iskrami) zaczęły piec mnie w oczy i przysłaniać cokolwiek. Zmrużyłam powieki, unosząc głowę i zasłaniając usta lewą dłonią. Spróbowałam dostrzec osobę, która do mnie przemówiła spośród płomieni i żaru, ale widziałam tylko dłoń. Nawet nie wiem, do kogo należała. Pod moimi stopami odleciał kawałek gruzu. Parter cały był w płomieniach, a mi urywał się grunt pod stopami.

Złapałam mężczyznę partnersko za nadgarstek. Ścisnął mnie mocno, powodując ból, ale także pociągnął mnie do siebie. Zamknęłam oczy, odruchowo wyciągając lewą rękę, by podeprzeć przedramię o rozgrzany kamień. Osoba pociągnęła jeszcze raz, a ja podparłam kostkę razem z połową łydki. Gdy trzeci raz lekko pociągnął mnie do siebie, robiąc przy tym krok w tył, już mogłam oprzeć się kolanami o podłoże. Puścił wtedy moją dłoń, odwrócił głowę w moje prawo i spojrzał w tamtą stronę. Zakaszlałam dymem, niemal się dusząc. Mężczyzna wyglądał na niewzruszonego cholernie wysoką temperaturą i cholernie gęstym dymem. Zebrałam się w sobie i pomimo dokuczliwego, niemal obezwładniającego bólu w prawym kolanie, wstałam. Zrobiłam kuśtykający krok w jego stronę i spojrzałam w stronę, w którą patrzał on. Otworzyłam szerzej oczy, gdy zobaczyłam miasto zanoszące się ogniem... Nie byle jakie miasto... Moje miasto.

Przez chwilę nie mogłam uwierzyć własnym oczom... Przecież dopiero co byłam w zaułku... Przygwożdżona do ściany zadbanymi dłońmi ze sztucznymi paznokciami, wbijającymi się w moją szyję. Nagle znalazłam się w jakimś płonącym budynku, z którego wyjście prowadziło tylko przez dach na coś w rodzaju kamiennej góry.

- Co się stało? - zapytałam.

Mężczyzna bardzo efektywnie zignorował moje pytanie. Podejrzewam, że spod kaptura posłał mi tylko jeden wzrok. Zawiał wiatr, przez który spod okrycia mężczyzny uwolniły się dwa białe pasma włosów. Wcale nie były brudne od ziemi, pyłów i dymu. Stał odważnie. Nie bał się tego chaosu wokół... Był ponad to. Przekręcił lewą stopę w tę samą stronę i zrobił jeden krok. Później odwrócił się w moją stronę, jakby czekał, aż się ruszę. Nieco zdziwiona zrobiłam jeden krok... Lecz załamałam się pod ciążącym na mnie bólem. Ryknęłam cicho sama do siebie, osuwając się z powrotem na ziemię. Dopiero wtedy dostrzegłam, że w kolanie mam zatopioną jakąś część drewnianego mebla, czy innego cholerstwa, które płonęło w tamtym budynku. Widać na nim było zwęglenie... na tym, co wystawało ponad moją nogę.

On stanął nade mną. Uniosłam na niego wzrok, całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek nadziei. Przyklęknął i bez słowa podniósł mnie, biorąc na ręce. Wstał i poszedł w stronę, gdzie nie było już tak wielu zanieczyszczeń powietrza.

- Po co to robisz? - znów zignorował moje odezwanie się. - Odpowiesz wreszcie, czy nie lubisz po prostu mówić? - posadził mnie na jakiejś w miarę płaskiej skale.

- Nie lubię pytań, a ty tylko je zadajesz - odpowiedział.

- Przepraszam, ale teraz na usta cisną mi się tylko pytania - uniosłam na niego wzrok, obniżając czoło. - Powiesz mi przynajmniej, co teraz? - machnęłam rękami w stronę spalającego się miasta.

- Jedyne pytanie, na które nigdy nie odpowiem - wyczułam na jego twarzy chytry uśmiech. - Ale pozwolisz mi na wszystko, co chcę zrobić - założył ręce na piersi. - Pozwolisz, bo mi ufasz - mruknęłam.

- Dlaczego miałabym ci ufać? - przechyliłam głowę.

- Ponieważ reszta miasta płonie - zrobił krok w moją stronę i nachylił się nade mną. - Oprócz mnie, nie ma tu nikogo - spod jego kaptura wyleciało więcej białych, czystych pasm włosów. - Więc zaufaj mi i połóż się - posłałam mu podejrzliwy wzrok. - Przecież muszę to wyciągnąć - skinął głową w kierunku mojego prawego kolana. - Lepiej zamknij oczy...

Bez słowa przylgnęłam plecami i tyłem głowy do wyjątkowo zimnego kamienia. Zamknęłam oczy, by przestać czuć pieczenie... Ale zamiast poczuć jak kładzie dłonie na drewnie, które miał wyciągnąć, poczułam jak jego chłodne palce łapią mnie za szyję... Już zapomniałam, że jest oprócz mnie tylko on. Już zaczęłam się bronić

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz