Rozdział 21

206 17 0
                                    


- Przepraszam cię - usłyszałem zza drzwi niski głos Lav. - Jason... Mogę wejść?

Przewróciłem oczami. Męczyła mnie całą noc, a teraz chce o mnie dbać i zamartwia się? No dobra... Akurat to do Laverne podobne.

- Miałaś wrócić do łóżka - warknąłem przez zaciśnięte zęby, ciągnąc igłę w górę. - Masz odpoczywać...

- Nie potrafię, kiedy słyszę twoje jęki - zmarszczyłem brwi, rozchylając pretensjonalnie usta.

Odważyła się to powiedzieć! W nocy jeszcze je wywoływała... A teraz mówi, że jej przeszkadzają, pff. Gdyby czuła taki ból, jak ja teraz, to również by jęczała. Jestem pewien, że ze trzy razy głośniej...

Czekaj. Czuję ten ból.

- Jason, proszę - wyskomlała.

- No wchodź, nie zamknąłem drzwi - odpowiedziałem od niechcenia.

Drzwi wejściowe łazienki, w której byłem, otworzyły się. Weszła przez nie Lav, której ja posłałem tylko jeden pośpieszny wzrok, a później wróciłem do obserwowania odbicia moich pleców w lustrze. Wbiłem igłę od góry w skórę i poprowadziłem ją niżej, przekłuwając od środka kolejną warstwę wierzchnią.

- Pożyczyłam twoją koszulę, bo było mi zimno. Mam nadzieję, że się nie gniewasz - posłałem jej pojedynczy wzrok. - Przepraszam...

- Przestań - wyjęczałem, naciągając nicią kolejny skrawek. - Nie jestem zły za pożyczenie mojej koszuli, po prostu - zrobiłem przerwę na ciche ryknięcie - nie lubię sprawiać sobie bólu, wiesz? Dlatego - przedłużyłem zdanie jękiem - jakoś nie mam teraz ochoty na rozmowę - sięgnąłem za plecy, by zawiązać szew, ale jedną ręką nie potrafiłem tego zrobić.

- Daj - podeszła, położyła dłonie na moich nerkach i odwróciła mnie tyłem do siebie. - Nie dosięgniesz - zabrała mi igłę. - Pozwól sobie pomoc - powiedziała, brutalnie naciągając nić, przez co szew zacieśnił się, a ja, odchylając głowę w tył, wydałem z siebie głośne, przeciągłe skomlenie.

- Lav... boli - sięgnąłem do szwu, ale ona strzeliła mi po palcach karcąco. - Za mocno to robisz - poskarżyłem się. - Nie umiesz szyć, daj mi to zrobić... A! - zabrakło mi tchu w piersi, kiedy wbiła igłę pod zbyt wielkim kontem i dźgnęła nią moje mięśnie.

- Masz, siadaj - sięgnęła stopą do taboretu, służącego w łazience za piedestał dla kwiatka, którego na chwilę wrzuciła pod prysznic. - Niewygodnie mi, kiedy mam podnosić ręce nad głowę.

Dziewczyna zmusiła mnie do usadowienia tyłka na drewnianym stołku, ciągnąc moje ramiona w dół. Poczułem się, jakbym właśnie znalazł się pod pantoflem bardzo dominującej i stanowczej kobiety. Nie spodziewałem się, że Laverne może choć udawać taką. Wcześniej była bezbronna i potulna. Co zmieniło się od tego "wcześniej"?

- Uważaj - odwróciłem głowę w jej stronę. - To naprawdę boli, Lav - mój wzrok przykuły jej rękawy. - Matko, Lav! Podwiń je, bo umoczysz we krwi, a tego nie da się sprać!

- Histeryzujesz - stwierdziła lekceważąco. - Wypierzesz z wybielaczem, to...

- Nie, Lav - wstałem, nie zważając na nitkę i igłę, zwisające mi z pleców. - Nie spierze się! - porwałem jej rękę, podwinąłem rękaw do łokcia, poszarpując nią i to samo zrobiłem z drugą ręką.

- Skąd wiesz?! - odskoczyła ode mnie, zostawiając moje dłonie bez zajęcia.

Powietrze przemierzyła niemiła, niezręczna cisza. Jakiś czas milczałem. Mój wzrok spoglądał coraz niżej, moje ręce opadały, a w głowie miałem pustkę. Przecież nie może dowiedzieć się, że równocześnie pocieszając ją i mówiąc, że jest bezpieczna, krzywdziłem kogoś innego. Nie wybaczyłaby mi tego. Zaczęłaby się mnie bać.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz