- Przepraszam cię - usłyszałem zza drzwi niski głos Lav. - Jason... Mogę wejść?
Przewróciłem oczami. Męczyła mnie całą noc, a teraz chce o mnie dbać i zamartwia się? No dobra... Akurat to do Laverne podobne.
- Miałaś wrócić do łóżka - warknąłem przez zaciśnięte zęby, ciągnąc igłę w górę. - Masz odpoczywać...
- Nie potrafię, kiedy słyszę twoje jęki - zmarszczyłem brwi, rozchylając pretensjonalnie usta.
Odważyła się to powiedzieć! W nocy jeszcze je wywoływała... A teraz mówi, że jej przeszkadzają, pff. Gdyby czuła taki ból, jak ja teraz, to również by jęczała. Jestem pewien, że ze trzy razy głośniej...
Czekaj. Czuję ten ból.
- Jason, proszę - wyskomlała.
- No wchodź, nie zamknąłem drzwi - odpowiedziałem od niechcenia.
Drzwi wejściowe łazienki, w której byłem, otworzyły się. Weszła przez nie Lav, której ja posłałem tylko jeden pośpieszny wzrok, a później wróciłem do obserwowania odbicia moich pleców w lustrze. Wbiłem igłę od góry w skórę i poprowadziłem ją niżej, przekłuwając od środka kolejną warstwę wierzchnią.
- Pożyczyłam twoją koszulę, bo było mi zimno. Mam nadzieję, że się nie gniewasz - posłałem jej pojedynczy wzrok. - Przepraszam...
- Przestań - wyjęczałem, naciągając nicią kolejny skrawek. - Nie jestem zły za pożyczenie mojej koszuli, po prostu - zrobiłem przerwę na ciche ryknięcie - nie lubię sprawiać sobie bólu, wiesz? Dlatego - przedłużyłem zdanie jękiem - jakoś nie mam teraz ochoty na rozmowę - sięgnąłem za plecy, by zawiązać szew, ale jedną ręką nie potrafiłem tego zrobić.
- Daj - podeszła, położyła dłonie na moich nerkach i odwróciła mnie tyłem do siebie. - Nie dosięgniesz - zabrała mi igłę. - Pozwól sobie pomoc - powiedziała, brutalnie naciągając nić, przez co szew zacieśnił się, a ja, odchylając głowę w tył, wydałem z siebie głośne, przeciągłe skomlenie.
- Lav... boli - sięgnąłem do szwu, ale ona strzeliła mi po palcach karcąco. - Za mocno to robisz - poskarżyłem się. - Nie umiesz szyć, daj mi to zrobić... A! - zabrakło mi tchu w piersi, kiedy wbiła igłę pod zbyt wielkim kontem i dźgnęła nią moje mięśnie.
- Masz, siadaj - sięgnęła stopą do taboretu, służącego w łazience za piedestał dla kwiatka, którego na chwilę wrzuciła pod prysznic. - Niewygodnie mi, kiedy mam podnosić ręce nad głowę.
Dziewczyna zmusiła mnie do usadowienia tyłka na drewnianym stołku, ciągnąc moje ramiona w dół. Poczułem się, jakbym właśnie znalazł się pod pantoflem bardzo dominującej i stanowczej kobiety. Nie spodziewałem się, że Laverne może choć udawać taką. Wcześniej była bezbronna i potulna. Co zmieniło się od tego "wcześniej"?
- Uważaj - odwróciłem głowę w jej stronę. - To naprawdę boli, Lav - mój wzrok przykuły jej rękawy. - Matko, Lav! Podwiń je, bo umoczysz we krwi, a tego nie da się sprać!
- Histeryzujesz - stwierdziła lekceważąco. - Wypierzesz z wybielaczem, to...
- Nie, Lav - wstałem, nie zważając na nitkę i igłę, zwisające mi z pleców. - Nie spierze się! - porwałem jej rękę, podwinąłem rękaw do łokcia, poszarpując nią i to samo zrobiłem z drugą ręką.
- Skąd wiesz?! - odskoczyła ode mnie, zostawiając moje dłonie bez zajęcia.
Powietrze przemierzyła niemiła, niezręczna cisza. Jakiś czas milczałem. Mój wzrok spoglądał coraz niżej, moje ręce opadały, a w głowie miałem pustkę. Przecież nie może dowiedzieć się, że równocześnie pocieszając ją i mówiąc, że jest bezpieczna, krzywdziłem kogoś innego. Nie wybaczyłaby mi tego. Zaczęłaby się mnie bać.
CZYTASZ
Perfect for Each Other (zakończone)
FanfictionJak usłyszeć niemy krzyk wśród zamkniętych czterech ścian? Czyż nie wystarczy jedynie z kimś porozmawiać? Oni myślą, że tak. Osiągnięcia opowieści: #1 w Relacja (20.10.2018r) #1 w cp (30.01.2019r) #2 w jasonthetoymaker (05.05.2019r) #2 w creepypasta...