Rozdział 18

297 18 1
                                    


Kiedy Jason poszedł, ja po prostu położyłam się na łóżku. Nie miałam nawet siły, żeby przysunąć się do poduszki. Zamknęłam oczy i spróbowałam chociaż na chwilę zmrużyć oczy.

- Jak się czujesz? - rozchyliłam powieki.

Na krześle obok łóżka usiadł... Jak mu było na imię?

- Gdzie Jason? - zapytałam bez bawienia się w rozmowę.

- Zaraz wróci. Mam ponawiać pytanie? - kaszlnęłam bezsilnie.

- Jak umierająca - przyznałam.

Błazen poprawił się w fotelu, spoglądając wymownie w stronę drzwi. Usłyszałam ich skrzypienie.

- Candy, wyjdź - powiedział stanowczo.

Mężczyzna wyglądający na około dwudziestkę wstał i poszedł bez protestów do drzwi. Niebawem za nimi zniknął. Jason odstawił szklany dzban z wodą na etażerkę. Przez chwilę wlepiałam wzrok w wodę jak w wybawienie.

- Chodź, pomogę ci - chwycił mnie w pasie, wsuwając rękę za moje plecy. Przysunął mnie do wezgłowia łóżka i tam oparł o nie plecami. Nalał mi szklankę wody i podał do ust.

Zamiast wziąć ją do rąk i wypić, ja po prostu objęłam ją ustami, przylegając do niej także zębami. Przechylił szklankę, a ja chłeptałam wodę jak pies. Nie piłam nic zbyt długo, żeby nagle się na nią nie rzucić. Czułam się jak potwór dokarmiany ludzkim jedzeniem. Nie byłam w stanie oderwać ust od szkła, nawet wtedy, kiedy pochłonęłam już ostatnią kroplę. Dopiero dłoń mężczyzny na moim policzku sprawiła, że otworzyłam oczy i puściłam szklankę. Przestałam trzymać głowę w pionie. Położyłam ją na jego dłoni. Wiedziałam, że podtrzyma, że nie spadnie i nie uderzy się o drewno wezgłowia. Jason położył szklankę na szafce obok łóżka i znów nalał do niej wody. Znów wziął i podał mi pod same usta. Sięgnęłam do niej mniej łapczywie.

- Pij - powiedział, przechylając szklankę. - Lepiej ci to zrobi - przesunął kciukiem po moim policzku.

W końcu kolejna szklanka się skończyła. Następną wypiłam powoli, samodzielnie ją trzymając. Po wszystkim odłożyłam szklankę w ręce Jasona i oparłam głowę o drewno.

Musiałam dla niego wyglądać, jak wygłodniałe zwierze. Był moim właścicielem, który wrócił z urlopu. Jego dłoń zawsze koiła nerwy. Głos ustawiał mnie do pionu. Mógł słowami kazać mi wszystko. Zrobiłabym to bez wahania. To jednak było lepsze od stracenia nad sobą kontroli... Od zapomnienia, kim się jest. Wolę zostać psem niż krwiożerczym wilkiem. Wolę być oswojona. Nawet, jeśli to wiąże się z ograniczeniem wolności. Niech założy mi smycz, ale też gładzi mnie dłonią. Niech każe mnie i nagradza

- Jason - zwróciłam jego uwagę. - Pogłaszcz mnie - poprosiłam.

On zdziwił się w pierwszej chwili. Odetchnęłam i zniżyłam głowę. Wiem, że mnie nie chce... Nie chce mnie tak, jak wszyscy inni, a wcześniej tylko dbał o moje życie. Jeśli nie jest postawiony przy ścianie, to nie zrobi czegoś, czego normalnie by nie zrobił. Nie mogę go zmuszać. Jest wolny.

- Lav - zacisnęłam powieki, myśląc, że zaraz po prostu mi odmówi w ostry sposób. - Lepiej?

Jego dłoń przylgnęła do mojego policzka. Wtuliłam się w nią. To była ta beznadziejna waluta, która zawsze mogła mnie przekupić. Mogłam ze sobą walczyć, ale to nic nie dawało. Położyłam dłonie na jego przedramię.

- Mhm... Znacznie lepiej - wyszeptałam, chyba nawet nie używając do tego głosu. Otarłam tylko o tę skórę usta. Chciałam wiedzieć, jak smakuje... Bo doskonale już wiedziałam, jak pachnie.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz