Zakończenie

207 4 4
                                    

Chciałabym teraz (niedziela, 03.02.2019r) podsumować całe to opowiadanie. Głównie z mojej strony, powiedzieć coś o tym, jaki wpływ na mnie miało i jaki ja miałam na nie. 

We wstępie wspomniałam o tym, że Lav była po części mną. Powiedziałam to samo o Jasonie. Od razu mówię, że Jason nie był żadnym wyobrażeniem idealnego faceta przez trzynastolatkę... Matko, jak to głupio brzmi. Niektórzy naprawdę mogą stwierdzić, że to była wyobraźnia napalonej dziewczynki, której spodobała się koncepcja "przyjaciela" traktującego dziewczyny przedmiotowo... 
Ale prawda jest taka, że w porównaniu do Laverne, Jason był tą częścią mnie, której ja sama się bałam, a nie wymarzonym chłopakiem. I cały romans, jaki był przedstawiony, nie był relacją dwojga ludzi, tylko bitwą myśli i uczuć.

To, jak Lav spędzała dni, będąc niemalże martwą, a Jason nad nią siedział... To nie była potrzeba posiadania kogoś, kto nad tobą usiądzie, kiedy będziesz chory albo słaby. To było moje zupełne bestialstwo, które siedziało i patrzyło, jak moja niewinność, świętość i czystość umiera. I ono załamywało się, że zostaje samo. Że będzie mogło robić co chce.

I przerażało to mnie samą, bo czułam się jak winny, najgorszy potwór, który zasługuje na śmierć. 

I tak czuła się też osoba dla mnie bardzo ważna, z którą już nie mam kontaktu. I różnica jest ogromna, bo ja w tamtym okresie miałam 13-14 lat, może zahaczyłam trochę o 15. A tamten człowiek miał lat 26 i z tym uczuciem obrzydzenia do samego siebie za to, jaki był kiedyś, za to, że nie potrafił się pogodzić z faktem, iż może mieć kilka różnych twarzy czy stron, po prostu cierpiał niewyobrażalne katusze. Pożegnałam tę osobę ze świadomością, że musi pogodzić się z samym sobą, bo inaczej nie będzie w stanie nawiązać żadnej zdrowej relacji. Ja doszłam do tego sama i wiem, że jeśli doszłabym do tego dzięki komuś innemu, uzależniłabym się od niego emocjonalnie. I prosiłabym, żeby nie insynuować tutaj, że był to mój facet, czy ktoś taki. Nie był moim kochankiem ani kochanką. Te słowa są zbyt proste, żeby ich używać.

I od razu prostuję, że - kiedy poznałam tego człowieka - miałam 17 lat, nie 13. To tak w woli uściślenia, żeby nie było żadnych spisków, bo wiem, że ludzie lubią wysnuwać pochopne wnioski.

Podsumowując ten wątek, chciałam tylko powiedzieć, że nie warto pokładać nadziei w innych. Warto natomiast zacząć patrzeć na świat bardziej refleksyjnie i niejednoznacznie - zadawać pytania, nigdy nie brać pod uwagę jednej odpowiedzi i poddawać obserwacji bardziej siebie niż innych. I zawsze żyć tak, żeby nie czuć sumienia na karku. Postępować według swojej moralności, nie moralności tłumu.


Przechodzę do kolejnego wątku, bo kołczem (ciep, ciep) jestem beznadziejnym.

To była ostatnia część Perfect. Po tym zakończeniu znajdziecie jeszcze wytłumaczenie wstępu i pewnej sytuacji, która zaistniała ponad tydzień temu. Pisałam to w poniedziałek chyba albo wtorek. Nieważne.

Na daną chwilę nie będę publikować opowiadań. Chcę napisać coś na zaś, zabrać się za GoL (serdecznie pozdrawiam osoby, które znają skrót i opowiadanie) i przerobić je na coś, co ma prawo bytu... I co nie jest żenujące, jednocześnie zachowując te same pozytywne walory (czyli humor i kpinę z dumy aroganckich podrywaczy, których charakter przydałoby się utemperować [chodzi mi o osoby traktujące kogoś jak swoją własność]). Więc... cóż. Czeka mnie masa pracy. Dla porównania dodam, że GoL było kiedyś publikowane w rozdziałach po 13k słów, a PfEO w takich od 4 do 6. Teraz chyba już widać różnicę. Ostatnio dopisany rozdział do Perfect miał 4,5k słów, kiedy wcześniej dzieliłam je na 1200 słów i mniej. Wcześniej męczyłam się po 400 słów, teraz w jeden dzień zrobię do 5 tysięcy, 1500, kiedy jestem zmęczona po zajęciach i na pisanie mam trochę czasu przed snem. Tylko problem mam teraz z regularnością. Dobra, koniec wywodu o pisaniu.

Podsumowując, PfEO ma obecnie ponad 50 tysięcy słów, jego poprzednia wersja miała 100 tysięcy. I PfEO ma 20 punktów w scenariuszu (mniej więcej) a dla FK (yup, mam już tytuł) jest to 40 punktów. Dla porównania moja powieść ma 50 punktów scenariuszu roboczego, czyli może mieć nawet 80 rozdziałów praktycznych. Dzielę tak w ogóle scenariusz na roboczy i praktyczny, czyli przed napisaniem i po. Wszyscy wiedzą, że mam talent do rozpisywania się, zatem... Co ja zrobię z 400 stronami? A no nic nie zrobię. Będę się jednocześnie cieszyć i załamywać, że poświęciłam tyle czasu na oryginalną powieść. I jakby ktoś pytał, opowiadania na Wattpadzie nie są książkami. Sam Watt określa je jako "opowieści", co nie jest powieściami (czyli =/= książki), "historie", "prace". I dla wyjaśnienia: powieść jest od 40 tysięcy słów i wyżej. Poniżej jest opowiadanie (od 17500 w dół jest nowela), a short to 7500 słów maksymalnie. I jeśli ktoś powie, że na Wattpadzie pisze się książki, to stwierdzę, że jest ignorantem albo nie jest zainteresowany ani trochę tematem i nie powinien się w nim wypowiadać. To, że formuła Wattpada pozwala stworzyć pozory książki, nie znaczy, że twory nimi są. I żeby mnie ktoś nie zrozumiał źle: na Wattpadzie SĄ książki, ale są to te twory, które mają powyżej 40k słów. Jest to przedział stosowany w przydzielaniu nagrody Hugo (nie, nie jest ona z Wattpada). W innych razach wszystko przelicza się w stronach, a nie w słowach, i te granice są niejasne, ruchome, zamazują się. Dlatego to jest podział taki podstawowy i chyba najczęściej stosowany.

Dobra, koniec. Mogę się rozpisywać i rozpisywać o czymś, w czym tkwię i co naprawdę lubię. 

Koniec na dziś, pisania nie będzie.

Dobranoc wszystkim, życzę miłego zagrzebywania się w kołdrze i piciu kakałka! ;)

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz