Rozdział 10.1

350 31 1
                                    

Ku mojemu zdziwieniu przy drzwiach stał Peter.

- Witaj, Peter - powiedziałam, przyglądając się kurierowi.

- Cześć, Lav! Jak tam życie? - minął mnie i położył swoje rzeczy na blacie.

- Jakoś nie narzekam... - stwierdziłam, zakładając ręce na pierś. - Po kogo iść? Matkę znowu, tak? - roześmiał się, a ja zmarszczyłam brwi.

- Nie, Lav... - zrobił dramatyczną pauzę. - Tym razem coś dla ciebie - uśmiechnął się i wrócił przed drzwi. Tam z parapetu po drugiej stronie okna, zabrał co przywiózł.

- Do mnie?! - moja matka wychyliła się znad schodów, a Larissa stanęła obok mnie. To musi być dla nich wielki fenomen...

- Od kogo to?! - naskoczyła na niego Lar.

- Dobrze wiecie, że ostatnie, co Kate każe im napisać, to swoje imię i nazwisko - zaśmiałam się. - Jedyne co od niej dostałem za wskazówkę to to, że był niezwykle przystojny i charakterystyczny... - odetchnął. - Wybaczcie dziewczyny, ale dalej nie chciało mi się jej słuchać - spojrzał na mnie przepraszająco.

Lar podskoczyła ze szczęścia, pocałowała chłopaka w policzek i zabierając kwiaty, które były dla mnie, poszła do pokoju... Po drodze już na pewno zdążyła wywąchać cały zapach.

- Ona nigdy z tego nie wyrośnie... - pokiwałam głową.

- To były tylko kwiaty - machnął dłonią. - Patrz co mam tutaj - zza pleców wyciągnął piękne pudełeczko, owinięte starannie kokardą. Po idealizmie i perfekcji poznałam kto był nadawcą. - Ona jak zwykle wszystko przegapiła - zaśmiałam się. - Cześć, Lav! Mam dzisiaj dużo pracy! - wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi.

Dobrze, że zdążył wziąć to, co zostawił. Wróciłam z pudełeczkiem w dłoniach do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na kanapie, kładąc prezent na stolik. Larissa poprawiała kwiaty w wazonie, ale kiedy zobaczyła, co przyniosłam, to dosyć szybko o nich zapomniała. Spostrzegłam w nich karteczkę, która została przeoczona przez moją przyjaciółkę. Wzięłam ją i przeczytałam.

- Nie wiedziałam, że złamał ci nos... - skończyła czytać przez moje ramię.

- Bo tego nie zrobił. Dostałam tylko drzwiami - zaśmiałam się.

- I co zrobił? Nie mów, że puścił cię poszkodowaną do domu... - zmarszczyłam brwi.

- Nie! - przeciągnęłam. - Opatrzył mnie i później odprowadził do domu - wydała z siebie jęk rozczarowania.

- A myślałam, że zdecydował się na coś bardziej ciekawego - otworzyłam szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w jej przypuszczenia.

- Lar... - spojrzała na mnie. - Czy ty musisz myśleć jak zwykle tylko i wyłącznie o jednym?! - zganiłam ją.

Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się niewinnie. Jednak zaraz później spojrzała na paczkę, a po tym na mnie. Jej oczy potrafią powiedzieć więcej niż te skomlące z podekscytowania i drżące wargi. Uległam i otworzyłam ten starannie zapakowany prezent.

- To... to... tylko pluszak! - wykrzyczała oburzona.

- Jak to "tylko" pluszak?! - stanęłam w obronie zabawki. - To aż pluszak! - spojrzałam na nią. - Ty nigdy nie odważyłabyś się dać mi pluszaka! - zezowała na mnie przez chwilę.

- Nigdy nie mówiłaś, że chcesz zabawkę! - zacisnęłam szczękę. - Kiedy pytałam się, co dać ci na urodziny to odpowiadałaś, że chcesz książkę! - odwróciłam wzrok, przewracając oczami.

- Czy ktokolwiek ci kiedyś powiedział, że chce zabawkę, oprócz twojej siostry? - zgarbiła się. - No właśnie - uniosła na mnie wzrok. - Więc nie mów, że pluszak jest w jakikolwiek sposób gorszy! - pouczyłam.

- Może masz rację... - wyciągnęła prezent z pudełka. - W sumie jest nawet fajny... - wzruszyła ramionami. - Tylko nie wiem co to - odwróciła go przodem do mnie. Uśmiechnęłam się do siebie.

- To pies, Lar - odwróciła go sobie.

- Jak to pies? Prędzej mu do kota... - zaśmiałam się. - Do bardzo kolorowego kota - zwróciła uwagę na jego uszy.

- To jest pies - stanęłam na swoim. - Ma zdecydowanie za duży nos na kota, a i wąsów mu brakuje - uśmiechnęłam się. - Poza tym... Widziałaś kiedyś kota z tak puchatym ogonkiem? - oglądnęła go z innej strony. Po jej wzroku zauważyłam, że nie jest pewna.

Pies jest stworzony z tak różnych i teoretycznie niepasujących do siebie materiałów, że jestem z niego wręcz dumna. Jest całkowicie inny i wiem, że nikt nie będzie miał takiego pluszaka... Jest zrobiony specjalnie dla mnie. I jest tak mięciutki, że będzie stanowczo lepszy, niż moja dotychczasowa poduszka.

Numer telefonu, który otrzymałam, postanowiłam poświęcić na coś innego, niż dzwonienie i żalenie się, że mam migrenę. Wiadomością podziękowałam za prezent i zaproponowałam spacer... Pytał się o imię. Może będzie w stanie je poznać?

- Dawaj! - cofnęłam telefon, przytulając go sobie do piersi. - Przecież wiem, że z nim piszesz! - próbowała wyszarpać.

- Lar! Zostaw go! - położyłam się na plecy. - Przecież i tak nie zobaczysz tych wiadomości! - zaczęła wsuwać palce pod moją koszulkę na brzuchu. - Lar, nie waż się...! - wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem.

Moja przyjaciółka zaczęła mnie łaskotać, a ja zaczęłam zwijać się z niemiłego uczucia. Zimne palce plątające się po mojej skórze, smagające mnie swoimi zimnymi paznokciami... To nigdy nie jest przyjemne uczucie. Zwinęłam się, ale telefonu nie oddałam. W końcu Lar się zmęczyła i zostawiła mnie w spokoju. Złapałam się za dotykane miejsca, nie mogąc opanować nadal śmiechu, który pozostawiła mi po sobie przyjaciółka. Wyszła z pokoju i poszła wziąć prysznic. Miałam czas by spokojnie umówić się na spotkanie.

Stanęło na tym, że umówiłam się na następny dzień na dziewiątą wieczorem do parku. Wcześniej nie mógł, ze względu na prowadzenie sklepu. Nie powiem; taka późna godzina mi odpowiada. Na ulicach nie ma wtedy dużej ilości osób, a ja z chęcią wyjdę się wtedy przewietrzyć. Temperatura nie jest już tak wysoka i można odetchnąć nocą.

- Nadal do niego wypisujesz? - zapytała, przechodząc na drugą stronę pokoju w piżamie i ręczniku na włosach.

- Ta... - odpowiedziałam.

- Ty przypadkiem się nie zakochałaś? - uniosłam na nią zażenowany wzrok

- Nie, Lar - powiedziałam poważnym, stanowczym tonem. - Zakochać się, to ty możesz - posłała mi wzrok, którego nie mogę zakwalifikować do żadnej ze znanych mi emocji.

- Oszukujesz sama siebie - stwierdziła, siadając obok mnie. - Każdy może się zakochać! - uniosłam brwi.

- Każdy oprócz mnie, Lar - spojrzałam jej w oczy. - Zapomniałaś, że niektórych uczuć mi brakuje, prawda? - spochmurniała.

- Tylko tak mówisz, bo nigdy tego nie czułaś! - zmarszczyłam brwi. - Później będziesz cała w skowronkach - pokiwałam głową na jej naiwność.

- Obie wiemy, że nie będę - posłałam jej poważne spojrzenie.    

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz