Rozdział 1

652 40 2
                                    


  - Zamknij te drzwi - napomniałam, nawet nie odwracając się do dziewczyny.

- Już, już... nie denerwuj się - odpowiedziała, wykonując moje polecenie. - Jesteś dzisiaj nie w humorze - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Widzę to.

Posłałam jej jeden wzrok. Pilota rzuciłam na poduszkę obok mnie i walnęłam się plecami na łóżko. Odetchnęłam ciężko zmęczona życiem i przymknęłam oczy. Po chwili przestałam słyszeć jej kroki, a na mojej piersi pojawił się pięciokilowy ciężar głowy mojej najlepszej, jedynej zresztą, przyjaciółki. Uchyliłam powiekę i spojrzałam na dziewczynę, leżącą na mnie.

- Nie jest ci za wygodnie? - podpuściłam. Odwróciła głowę w moją stronę i wtuliła się w swoją ulubioną poduszkę.

- Dobrze wiesz, że jest idealnie - odpowiedziała i przetarła policzkiem materiał mojej bluzki.

- Teraz zamierzasz tak leżeć? - potwierdziła mruknięciem. - Nie wypuścić mnie nigdzie? - ten sam odgłos. - Ech... gadaniem nic nie zmienię? - kolejny raz odpowiedziała w ten sam sposób. - Czyli jak zwykle... - stwierdziłam i włożyłam ręce za głowę.

- Powiesz mi, dlaczego masz taki zły humor? - wydęła usta.

- Z tego samego powodu, co zwykle... szkoła, a dokładniej Zoe, Megan i Karen... Mam wyjaśniać krwawe szczegóły, czy tyle ci wystarczy? - mruknęła.

- Tyle mi wystarczy... nie lubię krwawych szczegółów... - uśmiechnęłam się zadziornie.

- Zapomniałaś, że ja jestem jednym, wielkim, krwawym szczegółem - podwinęłam rękaw.

Odwróciła wzrok na moje prawe przedramię. Poderwała się, widząc to, co tym razem zrobiły mi te dziewczyny. Zaraz przesunęła się na moją prawą stronę i zaczęła podwijać mi rękaw, jak tylko wysoko mogła. Odwróciłam głowę, nie chcąc przypominać sobie wszystkich ciosów.

- O matko! Boli cię? - wyrwałam rękę, przekręciłam się na lewy bok i obniżyłam rękaw.

- A jest możliwość, żeby nie bolało? - zapytałam, znając odpowiedź.

- Boże, Lav! Dlaczego nikomu tego nie powiesz?! - przełożyła nogę i znalazła się nad moim prawym bokiem.

- Możemy skończyć ten temat? - zapytałam bez uczuć. - Drażni mnie - stwierdziłam.

- Ty musisz iść z tym do lekarza... - rzuciłam jej uciszający wzrok.

- Ze zwykłym siniakiem mam iść do lekarza? I co on mi przepisze?! Tabletki przeciwbólowe? - prychnęłam i podłożyłam sobie prawą dłoń pod lewy policzek.

- Na obdukcję idź! - uderzyła bokiem o materac przede mną.

- A później wytocz proces dziewczynie, której ojciec jest prawnikiem, a matka sędzią... To jak walka z wiatrakami - spojrzałam jej w oczy, dla powagi moich słów. - Tego nie da się wygrać - skończyłam, spuszczając wzrok na poduszkę.

- Lav... ja... - zbliżyła do mnie dłoń.

- Zostaw mnie! Po prostu mnie zostaw! - warknęłam i przewróciłam się na brzuch. Podkurczyłam nogi i objęłam głowę rękami. Na koniec przycisnęłam czoło do miękkiego materiału, chcąc zatamować wylew wody z oczu.

- Lav... nie możesz...

- Mogę i chcę! Właśnie chcę to przeboleć i zapomnieć! Nie chcę pamiętać o tym, że znów dostałam piłką lekarską! Nie chcę, rozumiesz?! - wykrzyczałam już wściekła.

W głębi siebie czułam, że zaraz mogę wybuchnąć i stracić nad sobą kontrolę. Że mogę również jej coś zrobić, czego później będę żałować. A moja przyjaciółka była jedyną osobą, którą chciałam w jakiś sposób chronić... może przed innymi, może przed sobą... przed całym światem.

Zacisnęłam z wściekłości dłonie i wbiłam sobie paznokcie w skórę głowy. Napięłam wszystkie mięśnie, czując przy tym niezwykle bolesne stłuczenia prawej ręki i pleców, również po prawej stronie. Skończyło się to bezsilnym opadnięciem na materac i kolejnym bezgłośnym szlochem.

Zapomnij, zapomnij, zapomnij... zapomnij... Zapomnij! - krzyczałam do siebie w myślach, żeby przestać czuć ból znacznie gorszy od bólu mięśni. Chciałam zamknąć w sobie ból psychiczny, którego człowiek powinien się pozbywać, a nie tłumić go w sobie. Chciałam tylko odpocząć... zregenerować się... spać. Chciałam tylko zniknąć na chwilę z tego podłego świata i zamknąć się we własnym bezpiecznym miejscu... miejscu, którego tak na prawdę nie było.

Gdy otworzyłam oczy, byłam nakryta kołdrą, a Lar przy mnie nie było. Uniosłam się na rękach, zaraz później opadając z bólu mięśni. Uderzyłam policzkiem kolejny raz w poduszkę i uniosłam wzrok na jedno z okien. Rolety były zaciągnięte, więc musiała być głęboka noc. Sięgnęłam po telefon, co nie wymagało wiele wysiłku i zerknęłam na godzinę. Druga pięćdziesiąt dwa. Godzina, o której budziłam się, gdy miało dojść do ważnej zmiany w moim życiu. Zwykle były to okropne zmiany na gorsze.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz