Rozdział 7.1

437 33 6
                                    

Wyszła, a ja dopiero zapiąłem wszystkie guziki i poprawiłem mankiety... Nie bawiłem się już nawet w branie ze sobą fraka, tylko od razu poszedłem jej szukać. Pech chciał, że w całej klatce schodowej nie mogłem jej nigdzie dostrzec. Przyśpieszyłem schodzenie po schodach, przez co prawie się potknąłem. W końcu wyszło na to, że wybiegłem z klatki schodowej i zatrzymałem się na środku ulicy, nie mogąc jej nigdzie znaleźć... Jest możliwe, żeby tak po prostu zniknęła?

- Jestem aż tak przeźroczysta? - powiedział wyraźnie rozbawiony głos zza moich pleców.

Gdy odwróciłem się, moim oczom ukazała się brunetka stojąca w cieniu... dokładnie po drugiej stronie wejścia, gdzie nie mogła dostać drzwiami. Miała założone ręce na piersi, stopę na murze i opierała się o niego plecami. Wróciłem się parę kroków na chodnik. Poczekałem aż dorówna mi kroku i postanowiłem, że muszę odpowiedzieć w sposób, który jej nie urazi

- Nie... To ja jestem - zabrakło mi słowa i chyba zbyt długo zwlekałem z dokończeniem tego zdania, ponieważ dziewczyna zdążyła dokończyć je za mnie.

- Nieuważny? - powiedziała pytającym tonem. Skinąłem głową. - Każdemu się zdarzy - próbowała zniwelować fakt mojego chwilowego roztrzepania.

Osoba, która podsumowała całe moje relacje z przyjaciółmi mówiła, że spostrzegawczość czasami ucieka... A ona przecież musiała kłaść na nią ogromny nacisk, skoro wysnuła to tylko ze zlewu i zdjęć. Musi mieć w tym ogromne doświadczenie, skoro była tego pewna... Ta dziewczyna zaczyna mnie coraz bardziej zadziwiać... i coraz bardziej wzbudzać moją czujność
- Wybiegł pan, jakby gonił uciekającego kota... - poszliśmy w miasto.

- Jeśli miałbym powiedzieć szczerze, to myślałem, że mi uciekłaś - rozbawiła się.

Teraz wydała mi się taka entuzjastyczna, wiecznie uśmiechnięta... i taka chętna do życia... Wcześniej jej ton przypominał samobójczą obojętność. Zaczynała mnie naprawdę coraz bardziej zadziwiać... Możliwe, że była aż tak emocjonalnie zmienna czy minęło tyle czasu, że mogła już zmienić swoje zachowanie? Do tego ta niemożliwość przyjęcia, że ktoś ją obraził... Nie spotkałem jeszcze takiej osoby. Większość ludzi obraża się o rzeczy, o które sami chcieli się sprzeczać.

- Raczej wolno biegam - wróciła do powagi.

Przynajmniej mi nie ucieknie, gdyby przypadkiem chciała uciec... Nastąpiła długa chwila ciszy. Gdyby była gadułą, to zalałaby mnie potokiem słów... tymczasem ona szła, i nawet oddychała ciszej ode mnie. Cenię sobie tę cechę... A posiada ją taki niewielki odsetek ludzi... Najgorsze jest to, że te osoby zwykle mają najwięcej do powiedzenia.

Jak zwykle, oczy przechodniów idą w moją stronę... i w stronę tej dziewczyny. Spojrzałem na nią z góry. Co jest w niej takiego niezwykłego, że wzbudza taką sensację w tym mieście? To, że ma czerwone pasemka na włosach? Taki element tylko dodaje zainteresowania w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Dlaczego więc...? Czym takim różni się od innych, że patrzą na nią z taką... pogardą? Przecież wszystko ma na miejscu... ma dwie nogi, dwie ręce... Opatrunek na nosie... Na pewno nie przez ten jeden szczegół otrzymuje takie spojrzenia. Czym wyróżnia się w tłumie identycznych osób? Oczami? Tym pospolitym brązem? Jest niższa od większości przechodniów. Przecież przez wzrost nie dyskryminuje się człowieka...

Dopiero po chwili zrozumiałem, że ona wyróżnia się wszystkim. Wyrazem twarzy, sposobem ubierania się, spojrzeniem, sposobem chodzenia, postawą... tym uważnym, nieco przerażonym wzrokiem. W końcu te ich spojrzenia zaczęły mnie denerwować.

Dostrzegłem naprzeciwko nas dwie blondynki. Prawdopodobnie jedna była głupsza od drugiej... Gdy nas minęły, zaczęły się głośno śmiać i coś szeptać. Mój wyraz twarzy musiał mówić wiele na temat takiego zachowania, bo brunetka zwróciła na to swoją uwagę.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz