Rozdział 14

282 21 0
                                    


Odetchnąłem ciężko, spoglądając pustym wzrokiem na blat. Pięć dni temu odwiedziłem Lecil, ponieważ zaprosiła mnie na kawę... Uciekłem stamtąd, ale co mogłem zrobić? Trochę się to przedłużyło... Wyszło na to, że zostaję u niej na noc... I od tamtego czasu nie odezwała się słowem. Nie napisała do mnie, ani nie dała znaku życia. Zacząłem się martwić. Mogła się na mnie obrazić za tę ucieczkę... Albo dostać karę za zaproszenie sobie kogoś... A co, jeśli nie tylko rówieśnicy robili jej krzywdę? Co, jeśli w domu miała tak samo? Naraziłem ją na ból... I jeszcze nawet nie pomyślałem o tym, żeby dać jej specjalnego pluszaka! Lalka, którą ma jest normalna, tak samo jak pluszak, na którym uwielbia spać... No to wykazałem się naprawdę pięknym idiotyzmem! Jak mogłem dopuścić do czegoś takiego?! Jak mogłem być taki zaślepiony i traktować ją inaczej! Nawet jeśli ode mnie nie ucieknie, to zawsze może stać jej się coś złego... A ja jej nie chronię... Żadna z zabawek, które ma tego nie robi!

Uniosłem głowę w stronę roznoszącego się po ulicy krzyku. Był tak głośny, że zatopił się nawet we wnętrzu mego sklepu. Był wysoki i kobiecy. Nie przejąłem się nim. Laverne nie miała głosu do takiego darcia się i przerażonego krzyku. Jej głos mógł, co najwyżej wywołać dreszcz swoim rozkazującym tonem. Z pewnością nie nadawał się do żadnego wołania o pomoc, jak ten... Ale czy często zdarza się słyszeć czyjeś wołania w środku miasta? Raczej nie...

Mój wzrok przykuła dłoń, opierająca się o szybę mojego okna. Obserwowałem przez chwilę, jak brązowa czupryna miga w oknie i znika pod nim. Dłoń, która wtedy otarła się o szybę zostawiła po sobie czerwono-brudną smugę. Wstałem i wyszedłem ze sklepu. W pierwszej chwili nie mogłem dopatrzeć się, kto to jest.

Miała brązowe włosy, które zdawały się od czegoś mokre. To oczywiste, przecież padało. Twarz była nimi zasłonięta. Doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie to ona musiała krzyczeć. Mógł nudzić się którykolwiek z moich przyjaciół i wybrać na "spacer" po mieście. Dziewczyna nawet na kolanach zdawała się być niska. Pierwsze spojrzenie nie powiedziało mi, co z nią jest nie tak. Dopiero gdy mój wzrok poleciał niżej, na jej ręce, zrozumiałem, że to nie może być robota żadnej znanej mi osoby. Dziewczyna na dłoniach nie miała skóry. Mimo tego opierała je na brudnym, mokrym od deszczu chodniku. Na kostce brukowej, między którą porastała kępka trawy...

Coś w piersi mnie ukłuło. Dopiero gdy spostrzegła moje buty, później spodnie, koszulę i wreszcie uniosła głowę razem ze wzrokiem, na moją twarz... Dopiero wtedy gdy spojrzałem w jej zalane krwią oczy... Dopiero wtedy spostrzegłem kim jest. Zakrwawiona. Posiniaczona. Zraniona... Lav...

- Obie... - przyklęknąłem przy niej, a ona wypluła na chodnik mieszaninę krwi i śliny - ... całeś - wtedy zasłabła, a ja zdążyłem ją już tylko uchronić przed uderzeniem policzka o twardy chodnik pokryty jej krwią.

Zadrżała mi dolna warga, gdy jej ciało pozostało kompletnie bez sił. Jej mięśnie nawet nie kurczyły się w bólu... Jakby wcale nie zasłabła, ale właśnie uleciało z niej życie. Ona naprawdę odpłynęła... Jak mogła w ogóle dotrzeć pod mój sklep z takimi obrażeniami? Jak w ogóle wytrzymała ból, który spowodowany był... Zwróciłem uwagę na dłonie. Przed paroma jeszcze sekundami były całe oskórowane... A teraz skóra porasta koniuszki jej palców i powoli wytwarza paznokcie. Z jej ust polała się krew, tak samo jak krwiste łzy z oczu.

Wziąłem ją ostrożnie na ręce. Nadal ma opaloną cerę... Wygląda jakby spała... tylko tak bardziej bezwładnie. Jak ja mogłem do tego dopuścić?! Wcześniej u żadnej się to nie zdarzało!

Jej głowa odchyliła się ode mnie, gdy wstawałem. Zupełnie jakby pokazywała aktualne wyrzuty właścicielki. Wniosłem ją do sklepu i zaniosłem na zaplecze. To prawda. Obiecałem, że nikt jej nic nie zrobi... Ale nie każdy ma tendencje do dotrzymywania obietnic.

Położyłem ją ostrożnie na stole i przez chwilę zastanawiałem się, co mam zrobić... Do czego w ogóle doszło? Znikąd pojawia się ranna pod moim sklepem... Jej obrażenia regenerują się zbyt szybko na jakiegokolwiek człowieka. Mówi, że nie dotrzymałem słowa... Czyli któreś z jej rówieśników ją zraniło... Szlag! Przecież Candy miał ze wszystkim rację! Rzeczywiście musi być - jak on to powiedział - "piekielna". Przecież normalny człowiek nie ma takiej regeneracji! I do tego te zalane krwią oczy... Nie przekrwione. Po prostu zalane krwią spod powiek... Ale... skoro ma zdolność "naprawiania" ciała, to dlaczego miałaby zostawić te wszystkie sińce? Przecież to dodaje jej słabości i bólu... Przecież dodaje jej to tylko cierpienia... Wcześniej na włosach miała czerwone pasemka... teraz zniknęły, jakby spłukał je deszcz, albo nie był w ogóle wytworem żadnej farby... Jakby deszcze spłukały krew

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz