Rozdział 11

372 25 6
                                    


W sklepie poprawiłem ubranie... Przecież nie pozwoliłbym, żeby kolejny raz zobaczyła mnie niechlujnego. Zwykle kończyłem o dwudziestej, ale postanowiłem umówić się na godzinę później. W ten sposób mam czas, żeby poprawić wygląd, dopilnować wszystkiego, żeby było idealnie, nie spóźnić się i jeszcze przyjść przed czasem.

Stanąłem w bramie parku. Mimo że jest dwudziesta czterdzieści, to jest jeszcze w miarę jasno. Jakoś niespecjalnie obawiam się ciemności. Widząc dosyć rozległe jezioro, wiele wierzb i dróżek z ławkami, poszedłem po prostu przed siebie. Mam dwadzieścia minut... zdążę wrócić przed wejście. Przeszedłem się trochę, żeby ewentualnie wiedzieć, jakimi drogami możemy zwiedzić ten park. Idąc między wierzbami przystanąłem, odwróciłem się w stronę jeziora i przyglądałem się widokom.

Natura naprawdę potrafi być ładna. Ta nie jest w żaden sposób naruszona przez człowieka, nie licząc oczywiście tej ścieżki z kamieni, na której stoję. Przynajmniej jest to bardzo miła odmiana od ciągłego, miastowego zgiełku i spalin, mimo że park znajduje się praktycznie po środku tej metropolii.

- Miałam nadzieję na to, że nieco się pan spóźni - zmarszczyłem brwi.

- Dlaczego miałbym to zrobić? - podeszła do mnie.

- Ponieważ ostatnio pan zaspał - posłałem jej nieco wrogi, lecz żartobliwy wzrok.

- Ty za to zawsze jesteś punktualna - uśmiechnęła się.

- Oczywiście, że tak! - odparła sarkastycznie. - Zwłaszcza kiedy mam iść na zakupy - zaśmiała się. - Odkładam zawsze na ostatnią chwilę - pokręciła do siebie głową.

- Nie lubisz wychodzić do sklepów i kupować sobie rzeczy? - pokręciła poważnie głową. - To twój ojciec musi być zadowolony - spojrzała na mnie pytająco. - Każdy chciałby mieć w swoim otoczeniu kobiety, które nie wydają pieniędzy - dźgnęła mnie lekko łokciem, po czym wybuchnęła śmiechem. - Nie każdy jest takim szczęściarzem... - zażartowałem.

- Narzeczona? - spojrzała na wodę.

- Ta... Prędzej przyjaciel - parsknęła śmiechem.

- Jest kobietą? - zapytała, nadal się śmiejąc.

- Nie, ale niewiele mu brakuje - również zacząłem się śmiać.

- Jak wygląda? - zmarszczyłem brwi. - Muszę wiedzieć, z kim mam moją przyjaciółkę na zakupy posłać - kolejny raz zaczęliśmy się śmiać.

- Lepiej nie - odpowiedziałem. - Napadłby na cukiernię - zamknęła oczy, chichocząc pod nosem.

Po skończonym śmiechu poszliśmy wzdłuż jeziora. Niespecjalnie chciałem poruszać z nią jakiekolwiek moje tematy. Wolałbym dowiedzieć się czegoś o niej.

- Gratuluję wytrzymania z Kate - uniosła na mnie wzrok. - Nie każdy miałby w sobie tyle odwagi i cierpliwości, żeby wytrzymać całą rozmowę - przewróciłem oczami.

- Tak... "Cierpliwość"... - zachichotała. - To nie jest moja mocna strona...

- Moja też nie - przyznała, zatrzymując się przed jakąś ławką. - Usiądziemy? - zapytała z miłym, zachęcającym uśmiechem. Bez odpowiedzi usiadłem na ławce, a dziewczyna zajęła miejsce po mojej prawej.

- Mam na imię Laverne - spojrzałem na jej profil. - Ale mów mi "Lav" - odwróciła się do mnie.

- Jason - wyciągnąłem dłoń w jej stronę. - Dlaczego "Lav"? - zapytałem, gdy ściskałem jeszcze jej drobną rączkę.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz