Rozdział 13.3

299 24 4
                                    

Jak oni mogli traktować w taki sposób kogoś tak cudownego...? Przecież Laverne nie jest psem, którego można kopnąć. Nie można się jej od tak pozbyć... Ona nie zniknie. Ja nie chcę, żeby ona zniknęła. Chcę, żeby była moją przyjaciółką... Chcę, żeby była absolutnie moja. Taka na własność... Nawet jeśli kłamie, choć jej oczy tego nie sugerują, to chcę, żeby ufała jedynie mnie i chciała znać jedynie moją opinię... Ale żeby to uzyskać, to muszę jeszcze zniwelować dystans między nami. Nie może być ode mnie taka oddalona, bo nie będę mógł zostać z nią na zawsze. Chcę mieć ją jak najbliżej... żeby nie mogła uciec.

- Jason...? - zignorowałem jej pytający ton. Zamiast odpowiedzieć, lekko się do niej zbliżyłem. - Ochroń mnie... - przytrzymała lewą dłonią moje prawe przedramię. - Obiecaj, że już nic mi się nie stanie - posłałem jej oczom ostatni wzrok. - Powiedz, że już mi nic nie zrobią... - przymknąłem oczy. - Powiedz, że jestem bezpieczna...

Musnąłem wargami jej ciepłą skórę, po czym pocałowałem ją delikatnie w czoło. Nawet nie wiem, po co trzymam jej głowę tak nieruchomo. Laverne nawet nie przestraszyła się tego, jak blisko podchodzę. Nie cofnęła czoła, ani nie spytała się, co robię. Ona po prostu na to czekała. Jej dłoń na moim przedramieniu wcale nie mówiła, żebym się odsunął. Ona po prostu mówiła nieme "nie puszczaj". Nie ściskała mnie ani nie leżała bezwładnie... Ona trzymała mnie, żebym miał świadomość, że mnie potrzebuje i jednocześnie chce.

Po chwili odsunąłem się, uprzednio wypraszając jak najdłuższy czas czucia jej ciepła. Jej skóra jest mięciutka... Delikatna.

- Nie chcę już nigdy tego poczuć - pokiwała lekko głową. - Nie chcę mieć znów obolałych żeber albo posiniaczonych pleców - z jej oczu znów polały się łzy. - Ja nie chcę...

- Sh... - uciszyłem ją. - Już nic ci nie zrobią - szeptałem, głaszcząc ją. - Obiecuję, że nic ci się nie stanie - spojrzałem jej prosto w zapłakane oczy. - Nie pozwolę na to.

Przez trochę czasu uspokajałem Laverne. Nie odezwaliśmy się do siebie słowem, a ona próbowała przestać płakać. Nie chciałem już wypytywać ją o to, kto jej to robił, kiedy i gdzie... Była zmęczona wieloma nieprzespanymi dobami... ja również. Sen zaczął zamykać oczy nam obojgu, ale nie mogłem jej zostawić i od tak pójść sobie do domu. Gdy stwierdziliśmy, że oboje jesteśmy naprawdę zmęczeni, po prostu zamknęliśmy oczy. Laverne jeszcze przed tym przekręciła się na brzuch i zgasiła światło. Nie zamierzaliśmy spać. Nadal chcieliśmy rozmawiać, ale może na nieco inne tematy

- Na przykład uwielbiałam jeść te skórki z kurczaka - słabo parsknąłem śmiechem. - No co? - lekko szturchnęła mnie w ramię. - To nie jest śmieszne! - uśmiechnąłem się. - Na niej jest najwięcej przypraw i ma najbardziej wyrazisty smak - uniosła kąciki ust. - Nie wiem, co jest w tym śmiesznego... - wzruszyła ramionami.

- Ja nie lubię słodyczy - powiedziałem szczerze. - Moi przyjaciele je uwielbiają... Nie wiem, co oni w nich widzą. To tylko psuje zęby... - przechyliłem lekko głowę.

- Nie mam nic przeciwko słodyczom, ale nie potrafię dużo tego zjeść - powiedziała z obojętnością. - Sama jem codziennie jedną kostkę gorzkiej czekolady do cappuccino - spojrzałem na nią, ale dojrzała to kątem oka. - No co? - przeciągnęła. - Zaczęłam to robić, by oprzytomnieć, na samym początku tej mojej głodówki - odetchnęła.

Zamknąłem oczy. Już przestałem przejmować się czymś takim, jak powrót jej rodziców, czy nagłe odwiedziny Larissy. Do mojej skóry dobierało się zmęczenie. Ziewnąłem raz, zasłaniając usta dłonią. Przysunąłem sobie dłonie pod policzek i oparłem głowę na nich. Laverne się lekko przeciągnęła i już praktycznie zasypialiśmy.

- Jason...? - zapytała, jakby chciała sprawdzić czy śpię. Odmruknąłem. - Co to znaczy "mieć przyjaciela"...?

Zmarszczyłem brwi i otworzyłem oczy, pragnąc zobaczyć wyraz jej twarzy. Widniała na niej tylko czysta ciekawość... I ze wszystkich pytań, jakie mogła mi zadać przez te dziewięć godzin, ona akurat wybrała coś takiego... Odpowiedź zna każdy... Dlaczego więc pyta mnie o nią?

- Sądzę, że przyjaciel to po prostu osoba, która jest... Która cię przytuli, kiedy będziesz tego potrzebować... Która szczerze z tobą porozmawia - kiwnęła głową na to, że rozumie moją odpowiedź. - Dlaczego pytasz...? - uniosła wzrok na moje oczy.

- Chciałam wiedzieć... Chciałam się upewnić, czy Larissa jest moją przyjaciółką...

Nastała chwilowa cisza. Patrzeliśmy tylko sobie szczerze w oczy, oświetlani jedynie światłami ulicy.

- Jason... - zaczęła nieco niepewnie. - Jesteś świetnym przyjacielem - powiedziała już stanowczo.

Uśmiechnąłem się pod nosem. W końcu powieki mi poleciały, a ja bezwiednie zasnąłem.

Zmarszczyłem nos, czując, że coś mnie łaskocze. Dosyć szybko otworzyłem oczy i uniosłem się na rękach, by przypadkiem nie kichnąć i nie obudzić dziewczyny. Zachichotałem w duszy, kiedy spostrzegłem, że to jej włosy mnie tak namiętnie łaskotały. Były niezwykle rozwiane i poszarpane przez kręcenie się na sofie.

Dziewczyna musiała się solidnie wiercić, ponieważ z tyłu głowy miała okazałe, urocze gniazdo. Zupełnie takie, jakby ktoś wplatał jej przez całą noc swoje długie palce i pustoszył całą fryzurę... Poniekąd tak było. Przecież zasnąłem z dłońmi na jej włosach... To ja zrobiłem jej to całe spustoszenie...

Usiadłem, przeciągając się. Laverne w tym wszystkim wygląda tak bardzo niechlujnie... i jednocześnie tak uroczo.

Wystające łydki za oparcie sofy, skarpetki w biało-fioletowe paski... dżinsy obniżone nad biodra, lekko podwinięta koszula z rozpiętym guzikiem u dołu, przez co ma odsłonięty brzuch... I to lekko trzęsące się ciało, jakby było jej zimno.

Odwróciłem głowę w stronę jej łóżka. Przecież nie przeniosę jej... Jeszcze mogłaby mieć do mnie pretensje o moje jakiekolwiek dotykanie jej ciała bez jej wiedzy i pozwolenia... Więc podniesienie jej i położenie na łóżku odpada. Co więc mogę zrobić, żeby przestała się tak biednie trząść?

Zwróciłem uwagę na kocyk, leżący na łóżku, po przeciwnej stronie do poduszek. On na pewno będzie ciepły. Na pewno sprawi, że Lecil przestanie się trząść. Wziąłem koc i przykryłem nim dziewczynę. Ta zaraz - jakby wiedziała, że ma już całą sofę wolną - podciągnęła się przez sen i oparła stopy o podłokietnik kanapy.

Wyprostowałem się i spojrzałem za okno. Zaczyna świtać, co oznacza, że może być jakoś czwarta rano... Czyli mam jeszcze czas, by zostać przy niej chwilę. Ponoć jej rodzice mają wrócić gdzieś o dziewiątej.

Przyklęknąłem na kanapie, zwracając na nią swoją uwagę. Skupiłem się na tym, jak spokojnie oddycha... Jak uroczo się wierci. Jak słodko rozchyla usta, łapiąc powietrze. Ona w mojej obecności jest spokojna. Ufa mi na tyle, że się mnie nie boi. Jest w stanie zachowywać się przy mnie normalnie...

Dobrze. To znaczy, że niewiele brakuje. Jest na najlepszej drodze, by stać się moją przyjaciółką... I jestem już w stu procentach pewny, że zostanie taką prawdziwą. Wcześniej trochę pośpieszyłem się z tym słowem "przyjaciółka", ale teraz widzę, że naprawdę się nią staje. Jeszcze tylko parę rozmów. Za niedługo powinna cieszyć się tylko na mój widok...

Uśmiechnąłem się do siebie, wstałem i rzuciłem ostatnie spojrzenie pomieszczeniu. Wychodząc, tylko pobieżnie przejrzałem się w lustrze, by sprawdzić czy nie mam takiej burzy na głowie jak Laverne. Moim włosom na szczęście nie dzieją się aż takie złe rzeczy, gdy śpię, wiec mogłem normalnie zamknąć za sobą drzwi jej pokoju, przejść jeszcze raz korytarz i wyjść. Mogłem posiedzieć u niej dłużej... Popatrzeć jeszcze jak śpi... Ale jeśli zrobiłbym to, to mógłbym się do niej przywiązać. Nie chcę tego robić. To ta dziewczyna za niedługo przywiąże się do mnie, a nie ja do niej.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz