Rozdział 16.1

266 21 3
                                    

  Nie uznałem tego pomysłu za wybitnie dobry... Ba! Nawet był niewłaściwy! Dlaczego miałbym zanieść ją do osoby, która mogła ją sobie przywłaszczyć?! Przecież była moja... Wiem, że jej nie pomogę, jeśli zaniosę ją do własnego mieszkania... Przecież nie dopuszczę do tego, żeby spała z Candy'm pod jednym dachem. Ale gdzie mogą jej pomóc? 

- Lav, co z twoją rodziną? - zdawało się, że próbuje pokręcić głową. 

- Nie chcę tam wracać - jej głos stał się cichszy, jakby bardziej osłabiony niż był piętnaście sekund wcześniej. 

Czyli rezydencja to jedyne możliwe rozwiązanie. To ogromna posesja. Zawsze mają jakiś pokój wolny... Jeśli zabrałbym ją do mieszkania, to musiałaby spać ze mną... Albo musiałbym wyrzucić Candy'ego i Puppeta... A to byłoby nie możliwe. Żaden z łaski swojej nie ruszyłby się z mieszkania, tylko dlatego że przyniósłbym Laverne. Posłałem Candy'emu jeden wzrok. Nie był pytaniem. Był zaakceptowaniem jego propozycji. Błazen uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Laverne. Ta zdążyła już zamknąć oczy i odwrócić głowę. Wyczułem. Była półprzytomna. Zwróciłem uwagę na kolano. Zregenerowało się, będąc tylko brudne od krwi i kawałeczków kości, 


Zawitaliśmy do rezydencji. Oczywiście połowa - czyli Tim, Brian i Toby - zbiegła się od razu. Pierwszy raz w życiu dziękowałem sile, która posłała ze mną Candy'ego. Błazen nie dość, że ładnie ich odsuwał, to jeszcze ładnie ich uciszał. Nie poszedłem od razu na piętro, gdzie ta parusetletnia kreatura miała zwój gabinet. Białoskóry mężczyzna był w kuchni i zdawało się, że w jakiś sposób popija sobie kawę. Podszedłem do niego na odległość pięciu kroków i stanąłem do niego bokiem.

 - Co to jest? - zapytał od wejścia. 

- Wytłumaczę ci, tylko daj mi ją gdzieś zostawić - spojrzałem na niego z dołu, błagalnym wzrokiem. 

- Po schodach, korytarz w prawo, trzeci pokój jest wolny - odwróciłem się w stronę schodów. - Nie siedź tam zbyt długo, chcę z tobą porozmawiać - kiwnąłem tylko głową. 

Ze względu na to, że rozmowa odbywała się w moich myślach, to Laverne nie mogła nic z niej usłyszeć. I całe szczęście. Nie chciałbym w ogóle przychodzić tu po pomoc, ale jeśli w jakiś sposób jej pomogą, to jestem skłonny ją nawet tu zostawić. Najchętniej wyrzuciłbym z mieszkania tych moich przyjaciół i zamknął w nim Lav, ale oczywiście jest to niemożliwe. Niemożliwe tylko i wyłącznie przez Candy'ego! On znalazłby sobie wreszcie kogoś na stałe i się do niego wprowadził, a nie darmozjad na moim miejsce zajmuje... Ale ku mojemu zdziwieniu... W ostatnim czasie przestał przyprowadzać sobie kobiety... Za to zaczął znikać, więc nie ma się z czego cieszyć. Prawdopodobnie po prostu zaczął je odwiedzać i uciekać rano... W końcu nie każda chciała od nas wychodzić, więc może przynajmniej raz spojrzał na to z innej strony i postanowił to naprawić.

 Candy poszedł za mną, odgradzając mnie od ciekawskich małolatów. Zaniosłem Laverne do tego pokoju, o którym mówił Slenderman i położyłem dziewczynę ostrożnie do łóżka. Nakryłem ją lekko kołdrą, zanim wyszedłem. Przed drzwiami pokoju był już operator. Mimo braku wyrazu jakichkolwiek uczuć czułem, że raczej niechętnie zgodzi się na cokolwiek.

 - O co chodzi z tą dziewczyną i kto to w ogóle jest? - zapytał na wstępie. 

- To jest Laverne i... - zawahałem się. - Potrzebuje twojej pomocy... 

- Mojej? Jej się przyda szpital, a nie... 

- Ale ona nie chce iść do szpitala! - uniosłem na niego załzawiony wzrok. - Przysięgałem jej, że do szpitala nie trafi! 

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz