- Ona mnie nienawidzi. - pokręciłam poważnie głową. - Z resztą, nie dziwię się. Kogo byś wybrał: Selenę Gomez czy Lindsay Lohan po narkotykach? No właśnie. - westchnęłam ponuro, zadręczając się faktem, że Karen wydawała się niezbyt pozytywnie podchodzić do naszego związku.
- Lee, przestań. Wmawiasz to sobie już. - przekonywał mnie. - Nic takiego nie powiedziała. Po prostu się zdziwiła i tyle. - wytłumaczył gestykulując.
Siedzieliśmy w opuszczonym porcie w Jacksonville. Było dosyć płytko, więc nie bałam się trzymając nogi w powietrzu. Było dawno po dwudziestej. Rosie wyrwała Eliota na zakupy, a Cameron chyba jest w camperze. Nie wiem.
- Może ona wolała jak byłam twoją przyjaciółką? Może myśli, że to dla nas nieodpowiednie? - wygadałam się, bo to denerwowało mnie to już cały dzień. - Boże, co jeśli to prawda?
- Uspokój się. - chwycił mnie za rękę. - Nawet jakby. - powiedział, podkreślając słowo nawet. - To nie obchodzi mnie to. Okej, może i moi rodzice lubili Stellę, ale to nie oni wybierają z kim mam być. - lekko potarł kciukiem moją dłoń.
- Oh, ale wiesz. - westchnęłam, a brunet przewrócił oczami. - Obchodzi mnie opinia twoich rodziców.
- Znasz ich od osiemnastu lat, ty tak na poważnie? - obrócił się w moją stronę, patrząc jak na debila. - Wiedzą jaka jesteś i zawsze cię lubili. Po prostu.
- Tym bardziej bym się bała, skoro wiedzą jaka jestem. - zaśmiałam się nerwowo.
- Strasznie dramatyzujesz. - przewrócił oczami. - Doceń tę chwilę. - spojrzał na rozchodzący się zachód słońca przy horyzoncie. Westchnęłam przeciągle.
Naprawdę interesuje mnie ich opinia!
Czego nie mam, co ma Stella?
- Hej, skarbie. - położył dłoń na moim udzie widząc, że nadal jestem myślami gdzie indziej i założył kosmyk moich włosów za ucho. Wewnątrz mnie przeszło miliony motylków. - Doceń tę chwilę. - powtórzył. - Jesteś ty i ja. Żadnej Stelli ani rodziców. Rozumiesz? - chwycił mnie drugą ręką za podbródek i lekko przechylił w jego stronę.
Pokiwałam głową.
- Okej.
- I nie porównuj się do Stelli. - popatrzył mi w oczy.
Bo i tak jest lepsza?
- Nie ma z tobą żadnych szans. - uśmiechnął się lekko, chcąc dodać mi otuchy. Ponownie spojrzał na zachód słońca.
Położyłam głowę na jego ramieniu, a ustami lekko musnęłam skórę na jego szyi. Chwycił moją rękę i zamknął ją w jego dłoni.
Mewy zaczęły latać niewiele nad wodą, a szum fal lekko ucichł. Pomarańczowe niebo odbijało się w lustrze wody. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to wszystko zasługa Stelli, że jestem z Shawnem.
Wow.
I tak naprawdę ona chyba jeszcze nie wie, że jesteśmy razem. Tak naprawdę nikt o nas nie wie. Z wyjątkiem naszych przyjaciół i mamy Shawna. Choć znając tę drugą osobę, wiadomość już dawno poszła w świat.
Będę się zdecydowanie dziwnie czuła z Shawnem w Malibu. Gdzie każdy kojarzył go z tą gorącą jak kalifornijski piasek piękną blondyną. Czy ludzie nie będą mnie postrzegać jako kogoś rezerwowego?
- Masz już złożone papiery do collegu? - mój chłopak przerwał ciszę, mówiąc z lekkim smutkiem w głosie.
- Czekam aż mnie przyjmą. O ile to zrobią. - prychnęłam i podparłam się na jednej ręce, lekko odchylając do tyłu.
- Nie martw się, w tym roku miałaś dobre oceny.
- Nie tak jak ty. - zauważyłam, bo Shawn faktycznie należał do prymusów.
- Ubiegałem się o stypendium sportowe w Minnesocie.
- Które dostaniesz.
- O ile mnie przyjmą. - powtórzył moje słowa, a ja lekko się zaśmiałam.
- Kto jak to, ale ty Shawney? - położyłam rękę na jego policzku. - Byłeś drugi w roku.
Chłopak roześmiał się promiennie, ukazując cały rządek zębów. Miał uśmiech jak jakaś Hollywódzka gwiazda.
- Złożyłem papiery, ale nic nie jest wiadome. Jeśli się nie uda to po prostu wybiorę coś innego. Na przykład, nie wiem stworzę jakąś firmę? Cokolwiek. Po prostu pieniądze na studia zainwestuję w coś. - wzruszył ramionami.
- A jeśli się uda. - spojrzałam mu lekko smutna w oczy. Znam odpowiedź.
Jeśli się uda, to wyjedzie na drugi koniec kraju, weźmie kredyt na mieszkanie i utrzymanie bachora i umrze z marnymi długami.
- To będę studiować. - odpowiedział.
- Oh, wiesz o co mi chodzi. - przewróciłam oczami i popatrzyłam się na niego z utęsknieniem.
- Wyjadę. - wzruszył ramionami. Powiedział to jak najzwyklejsze słowa. - Ty też wyjedziesz na swoje studia do Los Angeles. To nieuniknione. - powiedział smutno.
- Nie wierzę w to. - rzuciłam, a Shawn zaśmiał się pod nosem. - Jesteśmy tylko głupimi dzieciakami z Malibu. Nie chcę nigdy dorastać.
- Skąd wiesz co się wydarzy do października. - podparł się na rękach. - Może będzie koniec świata? Kto wie.
- To mnie nie pociesza, Shawn. - zaśmiałam się.
- Omijamy najpiękniesze momenty lata, mówiąc o gównianej szkole i collegu. - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Nie przejmuj się na przyszłość.
- Chcę tutaj zostać na zawsze, z Tobą. - obróciłam jego głowę w moją stronę, a brunet widząc to spojrzał w moje usta i lekko się przybliżył. Delikatnie mnie pocałował. - Czemu nie wiedziałam tego wcześniej? - szepnęłam cicho.
- Bądź w chwili obecnej. - odpowiedział równie cicho, opierając swoje czoło na moim. Lekko się uśmiechnęłam.
- Jestem. - przybliżyłam się do jego ust i znowu złączyłam nasze wargi w jednym pocałunku.
Moje serce biło na tyle szybko, że obawiałam się, czy nie wyskoczy mi z piersi. Wplotłam moją dłoń w jego miękkie włosy. Niesforne loczki dodawały mu ogromnego uroku.
Całowałam się z Shawnem Mendesem w opuszczonym porcie nad brzegiem oceanu podczas zachodu słońca.
Czy to nie brzmi jak jakaś wymyślona bajka?
Jednak bajki zawsze były dla mnie ważne, nie oszukujmy się.
Shawn odsunął moje włosy za ucho i pocałował mnie w szyję.
- Lily, co to? - pokazał na lekko fioletowy obiekt na mojej szyi. Zmarszczył brwi, a jego wyraz twarzy podpowiadał, że nie jest zbyt zadowolony. - Skąd to masz? - dodał szybko, na co się roześmiałam.
- Shawn- zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
- To nie jest śmieszne, Lily. - pokręcił głową, patrząc na mnie z wymalowanym niezadowoleniem na twarzy.
- To nie jest to co myślisz. - znowu się zaśmiałam.
- Kto to był. - wstał z miejsca, ze zdenerwowaniem krzyżując ręce na piersi.
- Prostownica, Shawn. To jest od prostownicy debilu. - puknęłam się wskazującym palcem w czoło, pokazując chłopakowi, że jest głupi.
- Kłamiesz.
- Nie chcę cię smucić, ale nikt oprócz ciebie na mnie nie leci jakbyś nie zauważył. - stanęłam obok niego, a on przymrużył oczy i prychnął.
- Przez twoją głupią malinkę popsułaś romantyczną atmosferę. - przewrócił teatralnie oczami.
- Jesteś zazdrosny po prostu.
- Ty bardziej.
- To chyba dobrze.
Moja mama zawsze mówiła, że jeśli ci na kimś zależy, boisz się, że ktoś inny może zająć twoje miejsce. Brzmi jak nic złego, prawda?
CZYTASZ
road trip | shawn mendes
FanfictionLily, Shawn, Cameron, Rosie i Eliot to przyjaciele od zawsze. Kończąc szkołę średnią, postanawiają zrobić coś, co zapamiętają do końca życia. Wyruszają w podróż przez połowę kraju starym kamperem rodziców. Dla młodych ludzi z osiemnastką na karku i...