Była to już kolejna godzina z kolei, kiedy gadałam z Shawnem chodząc po alejkach w parku. Rozmawialiśmy przede wszystkim o Stelli, chłopak chyba naprawdę się otworzył. Doceniam to. Mimo, że było mu wciąż ciężko, stwierdziłam, że chyba trochę się już z tym pogodził. W każdym razie jest o wiele lepiej niż wczoraj. Zdecydowanie.
- Może pójdziemy coś zjeść? Jestem głodny - zapytał. Zorientowałam się, że jest już trzynasta, a jedyne co zjadłam to śniadanie. Zaburczało mi w brzuchu, a Shawn się zaśmiał.
- Myślę, że powinniśmy. - zebrałam się z miejsca i zmierzaliśmy do jakiegoś miejsca, gdzie można zjeść. Oczywiście w okolicy, nie zamierzaliśmy się oddalać.
Chodząc po ulicy dostrzegałam jedynie ekskluzywne restauracje albo uliczne budki z kebabem. Nic pomiędzy.
- Może pójdziemy tu. - Shawn wskazał na jedną z przedtem wymienionych ,,atrakcji". - Nie chcę przepłacać za kawałek liścia na talerzu. Wolę się najeść.
- Ooo tak, ja też. - ucieszyłam się na widok tych wszystkich fast foodów. Zdecydowałam, że zamówię kebaba. Shawn wybrał dużego hamburgera. Po chwili odebraliśmy swoje zamówienia i usiedliśmy na plastikowych krzesłach dołączonych do budki.
- Smacznego. - Shawn promieniście się uśmiechnął i ugryzł kęs bułki. - Mój sens życia. - westchnął.
- Wątpię, że nas teraz znajdą. Pewnie spotkamy się pod koniec dnia - mówiłam z pełnymi ustami.
- Nie żałuję. - wzruszył ramionami. - Taki wyjazd też mi się podoba. - na jego słowa się zaśmiałam. Szczerze, nie było tak źle. Było całkiem spoko.
- No okej, ale teoretycznie zostaje nam jeszcze prawie cały dzień, więc co robimy? - spytałam, bo przecież hej, chyba nie będziemy tak siedzieć? To, że zgubiliśmy resztę, mamy grosze w portfelu i jeden rozładowany telefon nie przeszkodzi nam, że się dobrze bawić w Las Vegas.
- Nie mam zielonego pojęcia. - Shawn pokręcił głową. - Jak na razie jemy, później możemy znów powłóczyć się po mieście. Albo gdzieś iść. Do kasyna na przykład. Las Vegas z tego słynie, a kto wie, może akurat my wygramy? - zażartował, a ja teatralnie przewróciłam oczami.
Kebab, który zamówiłam nie był najgorszy. W sensie jadłam lepsze. Ale czego się spodziewać po najtańszej lini oporu? Mężczyzna sprzedający tu, tylko siedział na telefonie. Cóż, dla niego pewnie dzień jak codzień.
Kiedy oboje zjedliśmy, podeszliśmy do mapy miasta znajdującej się na ulicy obok.
- Wiedziałem, że Vegas jest wielkie. Ale żeby aż tak? - spojrzał na górę mapy. Plan miasta był tak wysoki jak Shawn. A Shawn był wysoki. Ledwie widziałam co pisze na samym czubku. Doszukiwałam się fajnych miejsc w okolicy, ale nie znalazłam niczego oprócz ulicznych koncertów i kasyn.
- Okej, to może najpierw pójdziemy do jakiegoś kasyna, później na te uliczne koncerty i w sumie prawie cały dzień z głowy. - uśmiechnęłam się na siłę udając pozytywną. - Hej, nie będzie tak źle!
Shawn w odpowiedzi popatrzył na mnie ze śmiechem i podniósł jedną brew.
- Żeby iść do kasyna trzeba mieć pieniądze. - zauważył. - My mamy po kilka dolarów. Kilka. - zaznaczył, a ja zdałam sobie sprawę, że to prawda.
- No tak, ale kto wie, może akurat wygramy? - przeszłam obok Shawna kierując się w stronę kasyna.
- Nie wiedziałem, że lubisz hazard.
- Oj, chodź. - pociągnęłam go za rękę i się zaśmiałam.
Wchodząc, do moich uszu dobiegł głos z gier informujący o wygranej i wysypujące się monety. Z pozoru każdy coś wygrywał. Wow, tu jest serio ekstra.
- Umiesz w to grać? - spytał mnie Shawn kpiąco.
- Lepiej niż ty. - pokazałam mu język i udałam się do pierwszej maszyny. Wrzuciłam monety i zaczęłam grać. Chłopak tylko mi się przyglądał.
Po pierwszej kolejce nie wygrałam nic. Westchnęłam cicho, ale się nie poddawałam.
Wrzuciłam kolejną monetę. Teraz musi się udać. Po chwili z automatu zaczęły wypadać monety. Z radości klasnęłam w dłonie.
- I co Shawney? - powiedziałam prześmiewczo, a chłopak się uśmiechnął.
- To monety po jednym cencie, Lee. - mrugnął do mnie oczkiem i odszedł do wyjścia. Zgarnęłam pieniądze do portfela i wyszłam.
- Zawsze coś. - wzruszyłam ramionami.
- Wydałaś więcej.
- Oh, możesz kiedyś powiedzieć coś miłego? Zauważyłam. - przewróciłam oczami. - Chodź, idziemy stąd. - pociągnęłam go za rękę, a chłopak się zaśmiał.
- Dziś jest high roller za darmo. - powiedział.
Zatrzymałam się.
- Żartujesz sobie? I teraz mi to mówisz? - High roller to największe młyńskie koło na świecie. Za darmo? Idziemy! - Skąd wiesz?
- Wczoraj w nocy czytałem. Zawsze oglądam jakie są atrakcje przed przyjazdem gdzieś. - powiedział, jakby to było oczywiste. Aha.
- Myślałam, że oglądałeś zdjęcia Stelli. - odpowiedziałam, a Shawn tylko na mnie spojrzał.
Po przejściu jakichś piętnastu minut byliśmy na miejscu. Moim oczom ukazało się ogromne koło.
- Nie wejdę tam, boję się. - powiedziałam od razu. Panika mnie ogarnęła. Pod żadnym pozorem nie wyobrażam sobie siedzieć tam w górze. O nie.
- Spokojnie, przecież będzie fajnie. - stwierdził Shawn oczywiście.
Zaczęłam nerwowo opowiadać, że nie dam rady i że chcę wracać do campera, ale Mendes nie dał za wygraną.
- Jak nie wejdziesz będziesz do końca życia żałować. High Roller za darmo. Wyobrażasz to sobie?
Miał rację, ale co jeśli coś się poluzuje i spadniemy? Co jeśli sama wypadnę? Z takiej wysokości? Nie chcę jeszcze umierać.
- Lee. - Shawn widząc, że jestem zdenerwowana wziął mnie za rękę. - Jesteś tu ze mną, nie bój się. - powiedział i uśmiechnął się, żeby dodać mi otuchy. Nerwowo ścisnęłam jego dłoń.
Jesteś tu ze mną, nie bój się.
Jesteś tu ze mną, nie bój się.
Jesteś tu ze mną, nie bój się.
Powtarzałam w myślach i uspokajałam się.
- Dzięki. - powiedziałam cicho.
Kolejka była na co najmniej trzy godziny, także długo postaliśmy. Kiedy była nasza kolej weszliśmy do małego pomieszczenia z jakąś parą nastolatków. Wyglądali na maksymalnie piętnaście lat. Byli słodcy.
Kiedy kabina się zamykała, strach ponownie mnie ogarnął. Pożałowałam.
- Shawn, chcę wracać. - powiedziałam nerwowo i złapałam go za rękę. - Boję się.
- Masz lęk wysokości? - spytał.
- Nie, ale boję się, że spadniemy. - usiadłam jak najdalej okna widokowego. Pociągnęłam Shawna za sobą. - Nie ruszaj się stąd. - rzekłam pełna strachu.
- Lee. - uwielbiam kiedy tak do mnie mówi. - Nie bój się. Popatrz, jesteś tutaj ze mną. Najwyżej spadniemy oboje. - powiedział prześmiewczo.
- Nie pomagasz! - ścisnęłam mocniej rękę Shawna, a maszyna ruszyła.
Zamknęłam oczy i wtuliłam się w niego.
- Powiedz jak będziemy na dole. - panikowałam, a chłopak tylko się śmiał.
- To jedzie pół godziny.
- Zamknij się! - przewróciłam oczami.
Przez resztę drogi trochę panikowałam, ale ostatnie dziesięć minut spędziłam na podziwianiu widoków przy zachodzącym słońcu.
- Jednak jest trochę fajnie. - podeszłam do szyby, a Shawn stanął obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Mówiłem, że jestem przy tobie.
CZYTASZ
road trip | shawn mendes
Fiksi PenggemarLily, Shawn, Cameron, Rosie i Eliot to przyjaciele od zawsze. Kończąc szkołę średnią, postanawiają zrobić coś, co zapamiętają do końca życia. Wyruszają w podróż przez połowę kraju starym kamperem rodziców. Dla młodych ludzi z osiemnastką na karku i...