70 (4/4)

501 33 8
                                    

- Mamo, on po mnie nie przyjedzie - zajęczałem i usiadłem na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Dzisiaj przypadał dzień, w którym Liam miał wrócić z Nowego Jorku i zabrać mnie ze sobą. Wszystko miałem przygotowane, byłem spakowany, miałem pieniądze. Był tylko jeden mały problem. Mój chłopak, jego brakowało. 

- Czemu miałby nie przyjechać, kochanie? - westchnęła kobieta, zmęczona moimi narzekaniami i panikowaniem. Od kilku dni chodziłem poddenerwowany, a ona najczęściej była tego świadkiem. 

- Rozmawialiśmy ostatnio dwa tygodnie temu, rzadko odpisuje na moje wiadomości i ogólnie mam wrażenie, że już mnie nie chce - jęknąłem i oparłem się o kanapę. Byłem na granicy płaczu.

Liam od pewnego czasu zachowywał się dziwnie. Ignorował mnie, rzadko się odzywał i prawie w ogóle nie poruszał tematu mojego przyjazdu. Raniło mnie to, bo przez cały czas uparcie wierzyłem, że uda nam się przetrwać i że o mnie nie zapomni. Jednak widocznie się przeliczyłem. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że chłopak po raz kolejny mnie zawiódł i złamał moje serce. Tym razem musiałbym wybić go sobie z głowy, a bardzo nie chciałem tego robić. 

- A dzisiaj? Kontaktowałeś się z nim? - zapytała mama, siadając obok mnie i uspokajająco trąc moją nogę. Nasza relacja w ciągu ostatniego roku bardzo się poprawiła i byłem z tego powodu bardziej niż zadowolony. Była mi bliższa niż kiedykolwiek i dawała mi mnóstwo wsparcia, tak jak zawsze tego potrzebowałem. 

- Próbowałem, ale ma wyłączony telefon od wczoraj - mruknąłem, kładąc głowę na jej kolanach. Nie chciałem płakać, ale było mi przykro. Nie chciałem stracić Liama, naprawdę mi na nim zależało. Kochałem go całym sobą. 

Niedługo potem, uspokojony delikatnymi ruchami dłoni mojej mamy w moich włosach, usnąłem na kanapie. W nocy się pakowałem, rozmawiałem z Louisem, który szykował się na przyjazd Harrego i próbowałem skontaktować z moim chłopakiem. Tomlinson także nie wiedział co się z nim dzieje, wiedział tylko, że Harry będzie u niego rano. Zastanawiałem się, co stało się z Paynem, skoro Hazz nie powiedział o niczym swojemu chłopakowi. 

- Zaynie? - ktoś potrząsnął moim ramieniem, a ja otworzyłem oczy by zobaczyć przez sobą Louisa i Harrego. 

- Co się dzieje? - zapytałem, podnosząc się powoli i przecierając zmęczoną twarz. Zerknąłem na zegarek i ze zdziwieniem stwierdziłem, że jest już po siedemnastej. Od teraz chyba właśnie tak mijały będą moje dni. Na spaniu i tęsknocie za moim chłopakiem. Chociaż... czy jeszcze mogłem go tak nazywać? Czy powinienem?

- Przyjechaliśmy się pożegnać - odparł Louis i przyciągnął mnie do uścisku, obracając nami dookoła. 

I dopiero za drugim razem go zobaczyłem. 

Stał w drzwiach, obok mojej mamy i uśmiechał się niewinnie. Gdyby nie to, że Louis ciągle mnie trzymał, mógłbym paść tam trupem. Wyglądał jeszcze lepiej niż za ostatnim razem gdy się widzieliśmy. I był tu! Przyjechał po mnie! 

- Ty chuju! - krzyknąłem i wyswobodziłem się z objęć przyjaciela, by po chwili znaleźć się w tych należących do mojego chłopaka. Zignorowałem też karcące spojrzenie mojej mamy, której nie spodobało się przekleństwo, które padło z moich ust. - Mam ochotę cię zamordować, przysięgam. 

- Wolałbym żebyś tego nie robił, skarbek - chłopak mruknął do mojego ucha, a mnie przeszły ciarki. W końcu miałem go przy sobie. Uśmiechnąłem się i podniosłem głowę do góry, by połączyć razem nasze usta. 

Nasza miłość od samego początku nie była łatwa i bezbolesna. Musieliśmy przejść przez wiele syfu, by w końcu móc powiedzieć, że wyszliśmy na prostą. 

Kilkanaście godzin później, stojąc w naszym mieszkaniu z pięknym widokiem na Nowy Jork właśnie tak mogliśmy powiedzieć. 

Byliśmy zatrzaśnięci w swojej przestrzeni. 

W swojej miłości.  























ten był ostatni! :( x

latch ↞ ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz