— Nie stresujcie się — powiedział Kageyama, podczas gdy Nori rozdawał chłopakom czarno-pomarańczowe koszulki.
— Nie stresujcie się... — zaśmiał się nerwowo Nishihara, biorąc od menadżera spodenki i t-shirt z numerem dziesięć. — Trzęsę się z nerwów. Nie będę w stanie ustać na boisku.
— Dacie radę, to tylko sparing — uśmiechnął się Hinata. — Nasz pierwszy wspólny mecz. Nie jesteśmy jeszcze dobrze zgrani, ale mamy na to czas, spokojnie. Dajcie z siebie wszystko.
— Jakie są ustawienia? — zapytał Ichiro, przykładając do torsu koszulkę z nadrukowaną siódemką.
— Ja na rozegraniu, Takemura na libero, to chyba jasne — kapitan spojrzał na niskiego bruneta, a ten tylko skinął głową. — Orinosuke i Shoyou na ataku, Tsukishima, Ichiro środek, Sakurai zagrasz na przyjęciu.
— Tak jest — uśmiechnął się chłopak, salutując od niechcenia.
— Czemu to, kurwa, ja zawsze zostaje na ławce?! — zapytał Yamaguchi, krzyżując ramiona na piersi.
— Jesteś zbyt dobry, żeby grać w zwykłym sparingu — uśmiechnął się wicekapitan, chcąc go udobruchać. — Musimy przetestować pierwszaków, Tadashi, będziemy cię zmieniać.
— Nie wkurwiaj mnie — warknął Yamaguchi i podszedł do menadżera. Objął go przyjacielsko ramieniem i uśmiechnął się. — Ja i Nori będziemy się świetnie razem bawić grzejąc ławę, prawda?
— Tak właściwie, to będę tylko na połowie meczu — odparł Orinosuke i poprawił okulary. Uśmiech Tadashiego zbladł i chłopak westchnął z rezygnacją, zabierając ramię z pleców drugoklasisty.
— Nie znoszę was.
— Kochamy cię, Tadashi — westchnął Hinata. — Nie strzelaj focha.
— A daj mi spokój — jęknął chłopak. Kapitan westchnął ze zrezygnowaniem.
— Dobra. Widzimy się jutro o dziewiątej na rozgrzewce, jasne? Pamiętajcie, że nie toleruję spóźnień.
— O ile się zakładamy, że zaśpisz? — szepnął Nishihara do Ichiro, a czarnowłosy tylko prychnął w odpowiedzi.
— Ja wam się zaraz założę — warknął Kageyama w stronę pierwszaków, a Hinata parsknął śmiechem, widząc ich przerażone twarze.
— Idźcie już — zaśmiał się. — Wyśpijcie się dobrze, Aoba Johsai to nie jest łatwy przeciwnik.
— Do jutra! — powiedział Sakurai, opuszczając salę razem z Takemurą. Ichiro i Nishihara spojrzeli po sobie z podekscytowaniem, po czym pożegnali kapitanów i wyszli za drugoklasistami.
— Zostanę jeszcze chwilę — powiedział do Kageyamy Hitoshi, gdy prawie wszyscy obecni opuścili salę. — Dobrze?
— Nie powinieneś się przemęczać — powiedział chłopak, po czym westchnął. — Ale wiem co czujesz, więc... Piętnaście minut, jasne?
— Jasne — przytaknął białowłosy i podszedł do kosza z piłkami. Wziął jedną z nich do ręki i odetchnął głęboko. Nie miał nikogo kto by mu wystawił, więc po prostu ustawił się za linią końcową, po czym wyrzucił piłkę w górę i uderzył ją z całej siły otwartą dłonią.
— Nie idziesz do domu? — zapytał Tsukishima, wracając na salę. Hitoshi tylko pokręcił głową, biorąc następną piłkę i zagrywając, równie dobrze, jak poprzednio. Tsukishima wziął kolejną i ustawił się po drugiej stronie siatki. Wystawił piłkę do białowłosego i ustawił się szybko do bloku. Hitoshi wyskoczył w powietrze i uderzył lecący przedmiot, wbijając go w sam środek dłoni blondyna.
— Jeden, zero — powiedział Tsukishima, sięgając po kolejną piłkę. — Gramy do pięciu. Jeśli wygram, idziesz do domu, umowa?
— A jeśli ja wygram? — zapytał Hitoshi, ustawiając się za drugą linią.
— Nie przewiduję takiej możliwości.
Hitoshi uśmiechnął się lekko i wykonał wręcz podręcznikowy nabieg do ataku, wbijając piłkę w parkiet.
— A może jednak istnieje taka możliwość, senpai? — zapytał, patrząc na niego spod białej grzywki. Tsukishima zmarszczył brwi, wykrzywiając usta w wesołym grymasie i sięgnął po kolejną piłkę.
***
— Ile jest? — zapytał Hitoshi, opierając dłonie na kolanach i oddychając ciężko.
— Dwadzieścia siedem do dwudziestu sześciu dla mnie — odparł blondyn, schylając się, by pozbierać piłki.
— Możemy już chyba odpuścić — powiedział Hitoshi, prostując się i dołączając do blondyna.
— Ale to ja wygrałem, tak dla jasności — mruknął Tsukishima, wrzucając piłki do kosza. Hitoshi zaśmiał się cicho i spojrzał na blondyna. Gdy napotkał spojrzenie jego miodowych oczu, odwrócił wzrok.
— Nie musisz mi ciągle pomagać, senpai — powiedział, nerwowo drapiąc się po przedramieniu.
— Nie muszę, co nie znaczy, że nie mogę — odparł obojętnie Tsukishima, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— W każdym razie... Dziękuję — powiedział po chwili białowłosy, kończąc sprzątanie.
***
Tsukishima zamknął salę i razem z Hitoshim odniósł klucz. Obaj skierowali się w stronę dworca, idąc obok siebie w milczeniu.
— Nie denerwujesz się jutrzejszym meczem? — zapytał blondyn, zerkając na młodszego chłopaka kątem oka. Hitoshi wzruszył ramionami i naciągnął na dłonie rękawy bluzy.
— A powinienem? — zapytał cicho atakujący. Tsukishima spojrzał na rozciągającą się przed nimi szosę i westchnął.
— I tak i nie — odpowiedział. — Z jednej strony to dobrze. Nie ogarnie cię strach czy panika, będziesz mógł trzeźwo myśleć i być może obejdzie się bez problemów żołądkowych — blondyn przewrócił oczami, przypominając sobie ich pierwszy mecz. Całe szczęście, że Hinata po dwóch latach radzi sobie ze stresem całkiem nieźle.
— Nie mam w zwyczaju martwić się meczami — powiedział Hitoshi. — Znaczy... Boję się, że coś zepsuję, ale ufam swojej drużynie i... Wierzę w wygraną.
Tsukishima zamilkł na chwilę i spojrzał na niego ze spokojem.
— Nawet jak coś zepsujesz, my to naprawimy — powiedział, wsuwając dłonie do kieszeni dresu. — Pokażmy im jutro na co nas stać.
Hitoshi uśmiechnął się lekko.
— Senpai...? — zaczął po chwili, przygryzając wargę. Nie bardzo wiedział jak ma sformułować pytanie, które tak bardzo chciał zadać.
— Hmm? — mruknął Tsukishima, patrząc na niego pytająco. Białowłosy zastanowił się chwilę, po czym pokręcił głową.
— Nieważne — odparł.
— Na pewno? — zapytał blondyn, a pierwszoklasista uśmiechnął się lekko.
— Na pewno — odparł i westchnął w duchu. Innym razem.

CZYTASZ
Ostatnia szansa || Haikyuu ff
FanfictionNieuchronnie zbliża się koniec szkoły, a Hinata, Kageyama, Tsukishima i Yamaguchi mają przed sobą ostatni rok, który chcą wykorzystać jak najlepiej. Ze starego składu zostali tylko oni. Muszą skompletować drużynę i wziąć się ostro do roboty, żeby wy...