#20

314 41 102
                                        

Mała integracja przed pójściem spać była naprawdę dobrym pomysłem, gdyby nie fakt, jaką formę przybrała ona w pewnym momencie. Aki wraz z Kageyamą, Sakuraiem oraz najprzystojniejszym członkiem Ōkami, szedł w milczeniu korytarzem szkoły, zatrzymując się przy każdym rogu i wychylając lekko i sprawdzając czy aby nikt nie idzie.

— Dobrą obraliśmy taktykę — powiedział Suzuki, przeczesując palcami jasne blond włosy.

— Cii! — warknął na niego Aki. — Czysto — powiedział, machając na nich dłonią i skręcając w lewo.

— Ta szkoła jest jak labirynt — westchnął Kageyama, krzyżując ramiona na piersi. Sakurai, trzymający ich flagę, którą stanowił jeden z ręczników któregoś z siatkarzy, szedł obok swojego kapitana, ubolewając nad tym, że jest najniższy z całej grupy.

— Ale dobra do grania we flagi — zauważył.

— Cicho! — warknął Aki i przyległ plecami do ściany, tuż przed kolejnym zakrętem. Reszta chłopaków również podeszła bliżej kapitana Ōkami i spojrzała na niego wyczekująco.

— Wydaje mi się, że niedaleko swoją bazę ma drużyna Takeru — mruknął, mając na myśli swojego wicekapitana.

— Kto jeszcze jest w jego grupie? — zapytał Sakurai.

— Któryś z bliźniaków, Takemura i Hinata — powiedział Kageyama.

— No pięknie.

— Dobra, mam plan — powiedział Aki. — Ja i Kageyama idziemy na infiltrację, wy zostańcie tutaj i pilnujcie flagi. — Szeregowy Suzuki, liczę na was — powiedział poważnie, a przystojny blondyn zasalutował. Kapitan zdzielił do po głowie.

— Gdzie do pustego łba! — warknął.

— Ej no, Aki, żartowałem — westchnął Arata.

— Żartować z musztry, jak ci zaraz...

— Idziemy? — zaproponował Kageyama ze zmęczeniem.

— Jasne. Starsi przodem — powiedział Aki, uśmiechając się do bruneta.

— Myślę, że to jednak gliniarze mają pierwszeństwo — powiedział rozgrywający. Ishida wzruszył ramionami.

— Chciałem być tylko uprzejmy, senpai — uśmiechnął się.

— Przestań proszę — westchnął czarnowłosy.

— Dobra, nabijam się z ciebie — zaśmiał się Aki. — Ale teraz to ja przejmuje dowodzenie, jeśli pozwolisz.

— Nie pcham się jak widzisz — mruknął Kageyama, a Aki prychnął tylko i ruszył przed siebie. Skradał się umiejętnie, wczuwając w grę, jak tylko uczniowie Ōkami potrafią, podczas, gdy kapitan Karasuno szedł korytarzem najspokojniej w świecie, trzymając dłonie w kieszeniach bluzy.

— Starszy posterunkowy Ishida do... Czarnego Kruka — szepnął z wahaniem, nie bardzo wiedząc jakim tytułem uhonorować towarzysza. — Widzę dwójkę wrogów na trzeciej. Odbiór.

— To co? Atakujemy? — zapytał czarnowłosy znudzony głosem. Aki spojrzał na niego z westchnieniem.

— Byłbyś beznadziejnym policjantem — mruknął. 

— Dzięki za informację — zakpił Kageyama. — Nie domyśliłbym się.

— Uważaj! — krzyknął szeptem Aki popychając czarnowłosego na ścianę.  Serca obu siatkarzy zaczęły bić mocniej, gdy usłyszeli kroki z równoległego korytarza.

— Cholera, idą tu — szepnął Aki, a Kageyama dałby sobie uciąć rękę, że jego oczy rozbłysły w mroku wieczoru, kiedy wzrok atakującego padł na sąsiednie drzwi. Kapitan Ōkami pociągnął rozgrywającego za rękaw i niemal wepchnął do kantorka, wskakując tuż za nim i zamykając bezgłośnie drzwi.

Ostatnia szansa || Haikyuu ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz