#51

127 22 1
                                    

Aki przełożył telefon do drugiej ręki, a uśmiech na jego twarzy powiększył się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał radość w głosie przyjaciela.

— Mówiłem, że dacie radę! — wypomniał mu chłopak. — Od początku w was wierzyłem.

— Co ja bym bez ciebie zrobił — westchnął Ishida. Takeru zamilkł na chwilę, a gdy się odezwał jego głos brzmiał zaskakująco spokojnie.

— Już zrobiłeś, Aki. Nie ma mnie tam — powiedział. — Dzisiejsze zwycięstwo to tylko i wyłącznie wasza zasługa.

— Napędzała mnie myśl, że robię to dla ciebie — odparł kapitan. — Wiesz, spełniam nasze marzenie.

— Drużyna siatkarska to było twoje marzenie, Aki — odparł brunet. Atakujący przewrócił oczami.

— Daj sobie udowodnić, że bez ciebie jestem do dupy.

— Aki...

— Po prostu jesteś mi potrzebny, Takeru — westchnął ze smutnym uśmiechem, którego wicekapitan nie był w stanie zobaczyć. — Bez ciebie jest o wiele ciężej. Od zawsze.

— Co nie zmienia faktu, że doskonale radzisz sobie sam, Aki. Przestań umniejszać swoje osiągnięcia, pajacu.

Kapitan parsknął śmiechem. Takeru rzadko go wyzywał, a kiedy już to robił, Aki wiedział, że sprawa jest poważna.

— Przyjedziemy dzisiaj do ciebie — oznajmił szatyn, a czarnowłosy jęknął zrzygnowany.

— Daj spokój. Wiesz ile kłopotu sprawią bliźniacy? — spytał. — Szkoda mi tych pielęgniarek. Są bardzo miłe.

— Tylko ich nie podrywaj — zażartowal Ishida.

— Mam już kogoś na oku, pielęgniarkom tym razem odpuszczę.

Ukłucie w sercu Akiego było prawie niewyczuwalne.

— Dobra — westchnął. — Chcę jeszcze złapać Kageyamę przed ich meczem z Shiratorizawą, więc będę już spadał. Zdrowiej tam.

— Nic innego nie robię — odparł Takeru i rozłączył się.

Aki przyłożył dłoń do czoła.

— Cholera z tobą.

***

Kageyama siedział na ławce razem z resztą drużyny, czekając na swój mecz. Mieli jeszcze trochę czasu przed oficjalną rozgrzewką, więc żaden z nich nie był nawet przebrany.

Hinata wstał, widząc Akiego i przeciągnął się. Wyciagnał obie dłonie w jego stronę i Ishida ze śmiechem przybił chłopakowi piątkę.

— Dobry mecz — uśmiechnął się rudowłosy, a kapitan Ōkami skinął głową z uśmiechem.

— Było ciężko.

— Jak się czuje Takeru-san? — spytał Kageyama, kiedy Aki przeszedł nad jego wywalonymi nogami, by zająć miejsce między nim a Shoyo.

— Dobrze — westchnął chłopak, przeczesując palcami jeszcze wilgotne od potu włosy. — Wypuszczą go pojutrze.

— Nie zdąży na nasz mecz? — Hinata spojrzał na niego ze smutkiem.

— Nie bądź taki pewny, że wygramy z Shiratorizawą — skarcił go Kageyama. Shoyo wyszczerzył zęby.

— Może i brakuje nam najlepszego rozgrywającego na świecie, ale nadal jesteśmy całkiem mocną drużyną, nie?

— Spokojnie to wygracie — powiedział Ishida, wpatrując się w wolontariuszy sprzątających boisko.

— Musimy — uśmiechnął się Shoyo, a Kageyama skinął głową.

Ostatnia szansa || Haikyuu ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz