Kolejne akcje były jakby snem. Tachibana widział świat w zwolnionym tempie, dźwięki dochodziły do niego przytłumione, jakby siedział głęboko pod wodą, a jedyne co słyszał, to bicie własnego serca i swój ciężki oddech. Wszystko widział aż nazbyt wyraźnie. Każdy ruch swojego atakującego, każde drgnięcie blokujących po drugiej stronie. każdy jeden krok libero, który podawał mu niemal każdą piłkę. Poruszał się jak w transie, jednak w dobrym tego słowa znaczeniu. Krok, wyskok, wystawa i zostawało tylko patrzenie jak Hinata Shoyou zdobywa kolejny punkt. Tachibana miał oczy szeroko otwarte, jakby bał się, że jedno szybkie mrugnięcie przerwie ten cudowny stan, w którym się znalazł.
Nie było to mrugnięcie, a gwizdek, oznajmiający koniec seta i rozgrywający nagle znowu poczuł się w pełni świadomy własnego ciała.
— Dobra robota — usłyszał od wicekapitana, który położył mu dłoń na ramieniu z szerokim uśmiechem. Uśmiechem, który poinformował go, że wygrali drugiego seta.
Kiedy zszedł z boiska poczuł jak cała energia, która go wypełniała przez ostatnie pół godziny, zniknęła nagle bez śladu, pozostawiając tępy ból w łydkach i ociężałe ciało, ciągnące go w dół w koalicji z grawitacją.
— Świetnie się spisałeś — powiedział Kageyama, a młody rozgrywający tylko pokiwał głową. — Chcesz zrobić sobie przerwę?
Tachibana wziął butelkę wody od Noriego i spojrzał na kapitana niewidzącym wzrokiem.
— Jeśli teraz odpocznę, potem już nie wstanę. Wolę grać dopóki buzuje we mnie adrenalina — odparł. Ukai stojący za jego plecami skinął głową w stronę kapitana.
— W takim razie wpuszczamy młodego — powiedział i Kageyama zerknął na Orinosuke, rozgrzewającego się razem z Ichiro w rogu boiska. — Trzeci set zostawiamy w rękach pierwszaków, a nasze cudowne duo zostawimy na finał — dokończył. Czarnowłosy spojrzał na swojego chłopaka, łapiącego oddech między kolejnymi zdaniami skierowanymi do menedżera. A więc naprawdę mieli zostawić Karasuno kolejny potworny duet, którego będą obawiać się wszyscy przeciwnicy. Nie czuł nic poza dumą.
Chcieli skończyć to w czterech setach. Tachibana nie miał wystarczająco siły, żeby zagrać aż w pięciu, a Kageyama był jak chodząca bomba, która mogła wybuchnąć przy każdym niefortunnym lądowaniu lub źle postawionym kroku. Nie mogli liczyć na niego w takim stopniu jak zawsze.
Orinosuke Hitoshi wyglądał jakby miał zamiar zdobyć całego seta jednym uderzeniem, co wywołało lekki uśmiech na ustach Tsukishimy. Wiedział, że długie, kilkugodzinne rozmowy z chłopakiem opłaciły się i młody as zdoła doprowadzić ich do zwycięstwa.
Nie minęło kilka minut, a Karasuno już prowadziło kilkoma punktami, zostawiając Okami daleko w tyle, z różnicą niemal nie do nadrobienia. Aki zacisnął zęby czując, że Kruki mają ich w garści, z Kageyamą na boisku czy bez. W końcu co mogła dwuletnia drużyna powstała z kilku zaledwie siatkarzy, uzupełniona garstką randomowych uczniów, z trenerką, która nadal musiała pogodzić ich z pracą magisterską i drugim kierunkiem studiów? Co mógł Aki Ishida pozbawiony swojego wicekapitana, swojej opoki, najważniejszej dla niego osoby? Co mógł Aki Ishida wobec huraganu Karasuno, który z każdym atakiem swoją potęgą przygniatał go do ziemi? Co mógł Aki wobec mistrzów swojej prefektury?
Gdyby tylko był tu Takeru, gdyby tylko powiedział mu co powinien zrobić, gdyby tylko podniósł go na duchu kilkoma słowami, gdyby tylko był... Gdyby był. Gdyby tylko był przy nim, zamiast leżeć w szpitalu z powodu durnego omszałego dachu i śliskich butów. Może wtedy mieliby szansę chociaż na zdobycie drugiego seta.
Jednak Karasuno zdobywało punkt za punktem, a jedynymi momentami, w których to Okami mogło trochę odbić się od dna, były zagrywki kapitana czy rozgrywającego, cwane przerzuty, na które drugoklasista decydował się od czasu do czasu w desperackiej próbie odratowania choć jednego punktu.
Murakami również zdawał sobie sprawę z różnicy poziomów, z tego, że od początku nie mieli szans i byli na przegranej pozycji. Nawet Minori przestała brać czas, wiedząc, że na nic się to nie zda.
Jedyne co im zostało, to przegrać z honorem, dlatego Ishida mimo braku sił, w ostatnim desperackim przypływie siły wbił piłkę z mocą w błyszczący parkiet, rozbijając blok Tsukishimy i jego chłopaka, zdobywając ostatni w tym secie punkt dla Okami.
Gwizdek sędziego brzmiał niemal jak wyrok.
***
— Jeśli wygramy tego seta mamy jeszcze szansę — powiedział nieśmiało Naito, zaciskając palce na butelce z wodą. Drużyna spojrzała na niego ze smutkiem. Każdy po kolei zdawał sobie sprawę z tego w jak tragicznej sytuacji się znajdowali, bez szans na wygraną, bez szans na spełnienie swoich pragnień, bez szans na Narodowe.
— Jeśli macie zamiar się przegrać, przynajmniej zróbcie to z honorem i podniesionymi głowami — rzuciła Minori, krzyżując ramiona na piersi. — Słowa pocieszenia na nic się tu nie zdadzą, sami musicie znaleźć w sobie motywację do walki.
Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z obietnicy, którą złożyli trenerce prawie rok wcześniej. Jeśli nie przejdą dalej, jeśli przegrają ten mecz... Minori przestanie marnować na nich swój cenny czas.
— Weźmy się w garść — powiedział Aki, unosząc wysoko głowę i zaciskając pięść. — Nie możemy się nad sobą użalać. Zawsze jest cień szansy, że...
Dłoń Murakamiego na jego ramieniu sprawiła, że Ishida przerwał w pół zdania.
— Po prostu walczmy — powiedział rozgrywający i odwrócił się, by wejść na boisko.
Kapitan uśmiechnął się pod nosem i ruszył za przyjacielem.
Jedno spojrzenie na Karasuno wystarczyło, by pozbawić go resztek nadziei.
Bo co mógł Aki Ishida wobec siły Kageyamy Tobio? Króla Boiska, który sprawiał, że serce przestawało mu bić, a nogi uginały się w kolanach. Kim był Aki Ishida, kiedy na tym samym boisku stał On?
Nikim. Zupełnie nikim.
Nie bolało tak, jak się spodziewał.
Nie płakał. Był zbyt pusty, by uronić choć łzę. Był zbyt wpatrzony w radość przeciwników, żeby do końca zdać sobie sprawę z własnej porażki. Ich pierwsze i ostatnie zawody. Sromotna klęska, która pozostanie w jego pamięci do końca życia.
Odwrócił się i uśmiechnął do swojej drużyny. Mimo wszystko zaszli daleko, mimo wszystko był z nich dumny. Dumny z ich determinacji, uporu i pracy, którą wszyscy razem włożyli w to, by właśnie dzisiaj stać na tej sali.
Wymienili uściski dłoni, ukłonili się, podziękowali kibicom. To wszystko jak we śnie. Jakby cała sytuacja była zbyt nierealna, żeby być rzeczywistością.
Wystarczyło jedno spojrzenie w stronę wyjścia z sali. Jedno spojrzenie na zabandażowaną kostkę, czarne kule i smutny uśmiech Takeru, by Aki wybuchnął płaczem.
CZYTASZ
Ostatnia szansa || Haikyuu ff
FanficNieuchronnie zbliża się koniec szkoły, a Hinata, Kageyama, Tsukishima i Yamaguchi mają przed sobą ostatni rok, który chcą wykorzystać jak najlepiej. Ze starego składu zostali tylko oni. Muszą skompletować drużynę i wziąć się ostro do roboty, żeby wy...