Z racji, że to pierwszy rozdział całkiem nowej opowieści zapraszam na informacje ode mnie na końcu. Miłego czytania!
- Alice! - usłyszałam głos z kuchni. - Pozwól na chwilę!
- Już idę! - wykrzyknęłam.
Zeskoczyłam z łóżka, wsunęłam stopy w moje ulubione kapcie z kocimi uszkami i wyszłam z pokoju.
Skakałam co drugi schodek i wpadłam do kuchni, gdzie stała moja mama.
- Jutro muszę pilnie w ważnych sprawach pojechać do Moorland. Chcesz się zabrać ze mną? - zapytała.
- Pewnie! - ucieszyłam się. - Będę mogła odwiedzić Moonlight'a?
- Nie ma problemu, nawet załatwiłam Ci go na jutro na cały dzień, bo wiedziałam, że się zgodzisz.
- Dziękuję! - rzuciłam się mamie na szyję. - Wybiorę się na przejażdżkę jak za dawnych dobrych czasów!
- Dobrze, dobrze, tylko mnie nie uduś - zaśmiała się mama. - Zaraz będzie kolacja.
-----------------------------------------------------------
Po kolacji postanowiłam obejrzeć stary album, z czasów, gdy mieszkaliśmy w Moorland. Teraz żyjemy w krainie wiecznej jesieni, w uroczym miasteczku, centrum Doliny Złotych Wzgórz.
Na pierwszych stronach były zdjęcia rodzinne i z różnymi ludźmi, których znamy bardzo dobrze. Zdarzało się bywać na różnych uroczystościach, zaczynając od samego Moorland kończąc na spotkaniach całego obszaru Srebrnej Polany. Zawsze były dokumentowane zdjęciami, dlatego mam tyle zdjęć w albumie.
Na kolejnych były widoczne moje poczynaniami w jeździe konnej. Jeszcze przed przeprowadzką jeździłam regularnie kilka razy w tygodniu i, nie chwaląc się, byłam bardzo dobra. Startowałam parę razy na międzynarodowych zawodach w kolorach Jorviku właśnie na Moonlightcie. Niestety moja przeprowadzka uniemożliwiła mi spotkania z tym wierzchowcem, dlatego bez wahania chcę z mamą pojechać do Moorland.
Teraz jeżdżę okazyjnie w Stajni Złotych Liści, ale to nie to samo. Pomagam też przy nowych koniach, służą głównie turystom którzy jeżdżą na przejażdżki konne po tej magicznej krainie, dlatego muszą być idealnie przygotowane.
Tego wieczoru nie chciałam zbyt późno iść spać. Szybko przeglądnęłam portale społecznościowe i Jalegro, a następnie przygotowałam się do spania. Jutro czekał mnie długi dzień, obfity w niespodzianki.
-----------------------------------------------------------
Z samego rana zabrałam się z mamą w podróż. Jak zwykle nie było dużego ruchu i już w około godzinę dojechaliśmy na miejsce.
Wysiadłyśmy z niego.
- Ja teraz idę do Thomasa, możesz od razu pójść do stajni zobaczyć się z koniem, dobrze? Będę dzwonić jak już skończę.
- Oczywiście. - odpowiedziałam.
Skręciłam w prawo i podeszłam do starej znajomej, Mai. Uśmiechnęła się na mój widok.
- Ali, co ty tu robisz?! - zapytała, z przesadną radością i zdziwieniem.
- Mama przyjechała w interesach, zabrałam się z nią, bo Moon pewnie tęskni - odpowiedziałam. Co u niego?
- Wszystko dobrze, jemu chyba też Ciebie brakuje. Jest dziś zarezerwowany pod ciebie, wiesz?
- Tak, mama mi mówiła - skinęłam twierdząco głową. - Zaraz pojadę z nim na przejażdżkę.
- Koniecznie musimy później pogadać, tak dawno się nie widzialyśmy! A teraz muszę brać się do pracy, heh - powiedziała Maja.
- Dobra, do zobaczenia! - pomachałam jej na pożegnanie.
Weszłam do potulnej stajni i już na progu zobaczyłam boks wierzchowca, który stał tyłem i jadł smacznie siano.
Od razu rozpoznałam mojego ulubieńca.
- Lightuś! - zawołałam go skrótem.
Reakcja była natychmiastowa.Odwrócił się przodem i na mój widok głośno zarżał, drobiąc w miejscu. Podeszłam bliżej dosyć szybko, żeby nie rozniósł boksu.
- Cześć, mój kochany, jak leci? - weszłam do niego.
Od razu jego pysk wylądował na mnie, jakby chciał się przytulić. Objęłam go za szyję i wtuliłam się w jego bardziej gęstą brązową grzywę, niż zapamiętałam.
- Mój kochany trakenuś - powtarzałam. - Zaraz pojedziemy na przejażdżkę, co ty na to?
Odkleiłam się od niego i poszłam po osprzęt. Szybko przeczyściłam największe brudy na jego sierści i założyłam po kolei ogłowie, czaprak i siodło.
Wyprowadziłam go na dziedziniec i wsiadłam po wcześniejszym podpięciu i uregulowaniu siodła.
- Ali, zapomniałam Ci powiedzieć - podeszła do mnie Majka ni stąd, ni zowąd. - Uważaj na Wzgórzu Nilmera, kręci tam się jakiś dziwak który czaruje.
- Chętnie go poznam, dzięki za uprzedzenie - uśmiechnęłam się i odjechałam kawałek stępem.
- Tylko nie przesadzaj! Tacy są najgorsi, jeszcze Ci zawróci w głowie - zawołała za mną Majka.
W myślach zaśmiałam się z jej słów. Pojechałam dalej ścieżką prowadzącą na Wzgórze.
Z tym miejscem wiąże się moje dzieciństwo. Bardzo często tam bywałam, bawiłam się w opuszczonym gospodarstwie czy biegałam po polanie. Urządzałam sobie nawet mini cross przez murki stojące na ścieżce.
Wyjechałam z najgorszego kawałka ścieżki prowadzącej do góry i jeszcze parę metrów pojechałam na przód. Zauważyłam, że zmieniła się polana, i to bardzo, więc się zatrzymałam, żeby się przyjrzeć.
Stał tam wielki, fioletowy namiot.
Domyśliłam się, że to pewnie tego magika, o którym ostrzegała mnie Maja.
Po chwili Moonlight prychnął niespokojnie. Zdziwiłam się jego reakcją, nigdy tak nie robił, przynajmniej wtedy gdy ja tu byłam.
- Moon, co Ci jest? - zapytałam wierzchowca, głaszcząc go po szyi.
- Raczej nic, moja droga. Chyba, że moja osoba go zdezorientowała - odezwał się głos centralnie obok mnie.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam wysoką postać w kapeluszu.
Witam w całkiem nowej książce, ponownie w świecie Jorvik gry Star Stable Online!
Jest to odskocznia od HzB i ponowny powrót do pisania. Czy na długo, nie wiem, ale ten rozdział wyjątkowo łatwo przyszedł. ;)
Będzie mi BARDZO miło, jeżeli postanowicie tu posiedzieć na dłużej. Mile widziane komentarze do poszczególnych sytuacji i podawania pomysłów do kolejnych części. C:
Do kolejnego! Paa!
CZYTASZ
MagAlice Story
FanfictionAlice mieszka w Dolinie Złotych Wzgórz. Kiedyś startowała na międzynarodowych zawodach w barwach Jorvik, teraz wiedzie (nie)spokojne życie w krainie jesieni. Pewnego dnia spotyka osobę, która nieraz zawróci jej w głowie... Ale czy na dobre?