Rozdział 10

316 13 27
                                    

Brakuje mi waszych komentarzy:(((

- Poczekaj, jeszcze raz. Wyprowadzasz się z Moorland? - zapytałam z niedowierzaniem.

Dzisiaj odwiedziłam Moorland i przypadkiem zauważyłam Josha pakującego do nieznanego mi wozu swoje rzeczy. Zdziwił mnie ten widok i postanowiłam z nim pogadać.

- Tak, Alice. Koniec z slalomem w Moorland - odpowiedział.

- Ale... dlaczego? - dopytywałam.

- Nie, że mi się tu nie podobało, w końcu parę lat tutaj spędziłem. Jednak... zapragnąłem czegoś swojego - sięgnął po kolejne pudło.

- I właśnie dzisiaj wyprowadzasz się na swoje?

- Tak - potwierdził. - Założyłem własne ranczo. I nieskromnie powiem, że jestem z niego bardzo zadowolony.

- Wow. To gratulacje.

- Nie chcesz dzisiaj się ze mną wybrać? - zapytał.

- W sumie... - zastanowiłam się chwilę, głaszcząc Moon'a, który stał obok. - czemu nie?

- To super - uśmiechnął się.

Pomogłam mu zapakować resztę pudeł. Śliczny cob irlandzki stał dzielnie przy wozie i czekał aż będzie mógł to wszystko zawieźć na właściwe miejsce.

- Tak w ogóle nie przedstawiłem Ci kogoś - stwierdził Josh. - Poczekaj chwilę.

Poszedł gdzieś i po trzech minutach pojawił się na grzbiecie ślicznego gniadego quartera.

- Jaki ładny! - zawołałam z zachwytem. - Skąd ty wstrząsnąłeś takiego konia?!

- Prawdziwy amerykański koń, a nie taka podróbka jak te w Jodłowym Gaju - zadrwił, klepiąc wierzchowca, który stał jak posąg.

- Racja - zaśmiałam się z jego porównania. - Ruszamy?

- Pewnie.

Przez całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Tinker ciągnący wóz okazał się bardzo dzielnym i silnym rumakiem i nie sprawiało mu to żadnego problemu. A ja ciągle się zachwycałam wierzchowcem chłopaka. Był takim spokojnym koniem. Typowy westernowy koń.

Po godzinie byliśmy na miejscu. Przywitał nas wielki znak, który mówił, że jesteśmy na Ranczu Starshine.

- Lisa o tym wie?

- Wie, ucieszyła się, że imię jej konia zawita na ranczu.

- Fajny pomysł - pochwaliłam.

- Hej Mary! - krzyknął Josh do dziewczyny stojącej obok kurnika.

- Cześć! - odkrzyknęła.

Przejechaliśmy kawałek i coraz bardziej kochałam to miejsce. Wyglądało po prostu pięknie i czuć było odrobinę Dzikiego Zachodu. W stajni, którą mijaliśmy widziałam parę koni tej rasy, którą się właśnie zachwyciłam.

- Jak ci się podoba moje królestwo?

- Jest mega - wyznałam szczerze.

- Niestety mam coś do zrobienia, ale Ty możesz się rozejrzeć. A potem zapraszam do rywalizacji.

- Co? - zapytałam zdezorientowana.

- Mamy tu parę wyścigów w stylu western. Koniecznie musisz wypróbować!

- Serio? Obowiązkowo! - ucieszyłam się.

Przez kolejne kilka minut zwiedzałam to miejsce, jednak na dobre przepadłam na jednym z padoków, gdyż stały tam między innymi dwa śliczne amerykańskie konie. Przez kilka, a może kilkanaście minut stałam tam i głaskałam je, nie zwracając uwagi nawet na Lighta pasącego się za płotem. Wiedziałam, że czasami się na mnie patrzył z wyrzutem.

Nie tym razem, Moon. Daj mi chwilę.

MoonLight
Wiedziałem, że w tym momencie nie zdobędę uwagi dziewczyny, jednak gdy się pasłem zauważyłem w oddali kogoś znajomego. Niezauważony odszedłem na pewną odległość i przekonałem się, że nasz kolega stoi niedaleko w swoim idiotycznym stroju.

I na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent już wszystko wie.

Alice
- Alice? Idziesz wypróbować wyścigi? - zapytał Josh, który pojawił się znikąd.

- Jasne - odpowiedziałam, znajdując w zasięgu wzroku mojego wierzchowca. - A ta dwójka jest cudowna!

- Fajnie, że Ci się podobają.

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że western wcale nie jest taki zły. Mimo, że już sporo razy przeszłam barrel czy slalom, ten tutejszy był całkiem inny i o wiele lepszy. Moon skręcał prawie że w miejscu. To było cudowne uczucie, jednak mimo moich dosyć dobrych umiejętności jeździeckich czasami czułam utratę równowagi. To było coś całkiem innego i lepszego! Na pewno będę tutaj częstym gościem. Jestem tego pewna.

- Mam pomysł - wypalił Josh, gdy znalazłam się obok niego po ukończeniu w niezłym tempie slalomu.

- Hmmm?

- Chciałabyś spróbować to przejechać na prawdziwie amerykańskim koniu?

Szok.

- Mogłabym? - zapytałam, zachwycona tą propozycją.

MoonLight prychnął na te słowa.

- Pewnie! Daj mi chwilę - odszedł w stronę stajni.

- Jejku... Ale mega - szepnęłam do siebie.

Znowu usłyszałam pogardliwe prychnięcie ze strony Moon'a. Zazdrosny. Zsiadłam z niego i czekałam na rozwój wydarzeń.

Josh przyszedł prowadząc izabelowatego wierzchowca. Był cały w sprzęcie westernowym i wyglądał bardzo przyjaźnie.

- Z nim wyścigi przebiegają bardzo bezpiecznie i miło. Oto Blue - wyjaśnił, oddając mi wodze.

Odebrałam je i pogłaskałam go po szyi. Był bardzo spokojny. Light w tym czasie ostentacyjnie odwrócił się do mnie zadem i wyszedł z areny. Nie chciałam tracić czasu na jego zazdrosne zachowanie. Wsiadłam i bardzo dziwnie się poczułam w tym siodle. Było głębsze i czułam się na nim jak na fotelu.

Najpierw się na nim przejechałam w każdym z chodów wokół areny. Był jak anioł, słuchał każdego mojego najmniejszego sygnału, a czasami i wyprzedzał moje myśli. To było niesamowite uczucie.

Po kilku minutach sprawdziłam jego skrętność. Byłam zachwycona. To był zdecydowanie jeden z lepiej wyszkolonych koni na jakich miałam kiedykolwiek okazję jeździć.

Gdy już zaznajomiłam się z rumakiem Josh zaproponował mi wyścigi. Przyjęłam to wyzwanie, jednak byłam trochę sceptycznie nastawiona. Ja, która pierwszy raz jeździ w tym stylu i on, zawodowy westernowiec? To się kupy nie trzyma. Ale lubiłam tego typu wyzwania, więc ostatecznie się zgodziłam. Mimo, że moje szanse to jakiś 1 procent.

I wiecie co? Szliśmy łeb w łeb. Niestety w barrel racing wygrał chłopak, ale za to ja w slalomie wygrałam. Najbardziej zacięta walka była w ostatnim wyścigu.

Zwyciężyłam. O jakąś jedną sekundę, wyprzedzając ich na ostatniej prostej.

- Alice, jesteś nie do pokonania - zaśmiał się Josh.

- Ej no, ciężko było! Dzięki za rywalizację! - zeszłam z wierzchowca i pogłaskałam go z wdzięcznością.

- Nie ma sprawy - wyciągnął rękę po wodze Blue. - Następnym razem możesz z kimś innym rywalizować. Z tego, co wiem, John bardzo chętnie się pościga, a może i dziewczyny z Bobcat?

- Jasne! Na pewno skorzystam nie raz!

Zadowolony odszedł z dwoma końmi w kierunku stajni, a ja rozejrzałam się w poszukiwaniu mojego konia. Całkiem zapomniałam, że mój koń zaczął się fochać.

Zauważyłam go w oddali, ale... nie samego.

MagAlice StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz