Rozdział 12

353 16 5
                                    

Od rana nie czułam sie zbyt dobrze. Chyba jakieś choróbsko mnie złapało. Nie wyszłam z swojego "mieszkanka" ani razu, ciągle wydmuchiwałam nos w chusteczki i źle się czułam. No cóż, niby jestem odporna a jednak się gdzieś musiałam przeziębić.
Najgorzej.

Gdy tak sobie leżałam przyszedł Moon, który wsadził łeb do namiotu i patrzył na mnie z wyczekiwaniem.

- Lightuś, nie czuję się dzisiaj na siłach aby jechać na przejażdżkę. Przepraszam... - powiedziałam mu ze smutkiem.

Zarżał cicho i odszedł.

*MoonLight*

Gdy ją zobaczyłem w takim stanie jakim była zrobiło mi się dosyć smutno. Zawsze jak była chora musiała siedzieć w domu bez odwiedzin u mnie. Musiałem coś zrobić.

Podkłusowałem do namiotu i zarżałem głośno, by zwrócić kogoś uwagę. Po chwili z niego wyszedł sam magik.

- Co się dzieje, MoonLight? - zapytał mnie ze zdziwieniem.

Drobiłem w miejscu i wskazałem mu namiot, prychając niespokojnie.

- Coś z Alice, tak? Zaraz do niej pójdę - domyślił się magik i wszedł na chwilę do namiotu.

Poinformował wszystkich o przerwie w próbie jakiegoś pokazu i wrócił. Od razu skierował się w odpowiednim kierunku.

*Alice*

- Uhm... cześć - powitałam magika i wydmuchałam nos w chusteczkę.

- Rozchorowałaś się, moja ptaszyno? - zapytał z troską, siadając na brzegu mojego łóżka i patrząc na mnie.

- Ta...

Przyłożył swoją dłoń do mojego czoła i skrzywił się.

- Masz gorączkę - poinformował. - Przepraszam Cię najmocniej, ale nie wiem jak mógłbym Ci ulżyć, bo nie mam uzdrawiających umiejętności.

- Rozumiem... Czy mógłbyś chociaż mi załatwić więcej paczek chusteczek i herbaty?

Po chwili rzeczywiście pojawiły się większe ilości, wyczarowane przez niego.

- Dziękuję...

- Pójdę załatwić jakieś tabletki dla Ciebie, aby Ci ulżyło - stwierdził, wstając z łóżka i wychodząc z namiotu.

Cieszyłam się, że się przejmował moim stanem. Nie wiem co bym bez niego i mojego kochanego MoonLighta zrobiła...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj nie wybrał się na Ranczo Starshine. Dał mi te tabletki i obiecał, że będzie do mnie zaglądał. Tak też robił co jakiś czas, dzięki czemu nie czułam się samotna.

Gdy w domu chorowałam, mama przynosiła mi kilka rzeczy i praktycznie cały dzień siedziałam sama, śpiąc i oglądając filmy. Tutaj miałam inaczej - nie byłam tak do końca sama, bo gdzieś tam obok ciągle był mój koń, a zamiast filmów rozmawiałam z magikiem.

Gdy tak sobie rozmyślałam ponownie tego dnia przyszedł do mnie.

- Lepiej się czujesz, mon chéri? - zapytał.

- Tak - odpowiedziałam.

- Cieszę się.

Ciekawe, czy on... Boże, znowu to zrobiłam. Popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.

- Ciekawe, czy ja... co? - uśmiechnął się zachęcająco.

- Szczerze? - przytaknął. - Czy... naprawdę Cię zmartwiła moja choroba?

Nie zaśmiał się, lecz popatrzył na mnie z powagą.

- Tak - odpowiedział bez wahania. - Nie chcę, aby ktokolwiek pod moją opieką źle się czuł, a tymbardziej Ty.

- To miłe, że tak się o mnie troszczysz...

- Alice - powiedział, łapiąc mnie za dłoń i patrząc na mnie. - Spójrz na mnie.

Zrobiłam to.

- Pamiętaj, że wielu rzeczy przede mną nie ukryjesz. Jednak to nie oznacza, że jestem wszechwiedzący. Jak zdążyłaś zauważyć, nie mogę Ci ulżyć w chorobie i często korzystam z czytania w myślach.

- Czyli tak naprawdę w każdej chwili możesz wszystko ode mnie wyciągnąć - stwierdziłam.

- I tak, i nie - zdziwiła mnie jego odpowiedź. - Nie potrzebuję aż takiej wiedzy, dlatego nie korzystam z tego cały czas. Jest też pewien limit, którego nie chcę doświadczyć ponownie, bo skutki nie są zbyt przyjemne.

- Rozumiem...

- Dzisiaj rano z tego nie skorzystałem, gdyby nie Twój wierzchowiec nie dowiedziałbym się o Twoim złym samopoczuciu. Bardzo Cię za to przepraszam.

- Nie, nie, nie przepraszaj, nie mogłeś tego przewidzieć...

- Owszem, mogłem - zaprzeczył, odgarniając z mojej twarzy kosmyk włosów i uśmiechnął się do mnie. - Lepiej, żebyś dzisiaj zrezygnowała z wróżby. Nie narażę Cię na to, nawet jeśli już się lepiej czujesz.

- Dobrze... Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.

Zamiast odpowiedzieć przytulił mnie.

Nie spodziewałam się tego, ale wtuliłam się i poczułam się bezpiecznie w jego ramionach.

- Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczą takie słowa. Dziękuję - wyszeptał.

*Ydris*

Nawet nie wiecie, ile dla mnie znaczy ta niezwykła osoba, którą ledwo poznałem, lecz... nie wiem, czy moje uczucia są prawdziwe. Czy Pandorianinie mają ludzkie uczucia?

MagAlice StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz