Rozdział 15

294 13 12
                                    

- Alex? - zagadałam do koleżanki jadącej tuż obok na Tin-Canie.

Tego dnia wybrałyśmy się na przejażdżkę i od kiedy wyjechałyśmy spod namiotu była dziwnie nieobecna.

- Tak? - odezwała się nagle.

- Czemu dzisiaj jesteś taka jakaś dziwnie cicha? - zapytałam z troską.

- Nie, nie, to nic takiego, przepraszam. Wszystko OK - odpowiedziała szybko.

- Na pewno? - dopytywałam. Coś mi tu nie gra i na pewno nie jest to szczera odpowiedź.

-Tak. Gdzie jedziemy? - zmieniła niewygodny temat.

- Może do Fortu Pinta i wjedziemy sobie na plażę, o tej porze roku na pewno iest tam cudownie spędzić czas.

- Morze, plaża, leżaki, ognisko... kocham! - uśmiechnęła się.

- To robimy wyzwanie - rzuciłam. - Kto pierwszy dojedzie z bramy Moorland do farmy starego Jaspera będzie mógł wybrać jedną rzecz z baru.

- Wchodzę w to! - krzyknęła. - Nie dam Ci wygrać!

- Wątpię, to Ty przegrasz! - zaśmiałam się.

Wjechałyśmy do Moorland i z zaciętą miną podjechałyśmy do bramy, przy okazji spotykając Maję.

- Alex, Alice, co Wy robicie? - zapytała ze zdziwieniem.

- Challenge! - wykrzyknęła Alex. - Kto pierwszy ten lepszy!

- No to powodzenia! - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Cloudmill, masz to wygrać!

- Masz to jak w banku, Dew!

Przewróciłam oczami na tą wymianę zdań. Zmobilizowałam się jeszcze bardziej do tego, aby nie przegrać.

- Tin-Can, jak tego nie wygramy nie dostaniesz dzisiaj obiadu ani kolacji! - wierzchowiec parsknął na słowa swojej właścicielki.

- Dobra, cicho już - zaśmiałam się. - Maja, wystartujesz nas?

- Pewnie! - zgodziła się.

Stanęła z boku bramy.

- Jeden warunek - jedziemy tylko po drodze, bez skrótu na trawie obok GED, jasne?

- Ech, okej - powiedziała Alex.

- Uwaga! - wykrzyknęła Majka. - Rozpoczynamy wyścig o śmierć i życie! Gotowi? TRZY...

Poprawiłam swoją pozycję w siodle.

- DWA...

Pochyliłam się trochę nad szyją wierzchowca i czekałam na sygnał.

- JEDEN... START! - wydarła się Majka i ruszyliśmy z kopyta.

Cwałem popędziliśmy po drodze. Póki co oba konie szły łeb w łeb. Na zakręcie większą przewagę zdobył Tin-Can i pędził przed siebie nie zwalniając ani na ułamek sekund. Moonlight biegł ile sił w nogach, jednak pod górkę było naprawdę ciężko. Gdy już było w miarę prosto przyśpieszył i na ostatniej prostej do murku dogonił Tin-Cana. Konie biegły obok siebie, a dosłownie przed murkiem Light wyprzedził wierzchowca i finalnie wygraliśmy.

- Nosz kurka! - krzyknęła Alex, zwalniając zasapanego rumaka.

- Wygraliśmy! - uśmiechnęłam się szeroko i pogłaskałam konia.

- Tak blisko było! - niedowierzała. - Gratulacje.

- Dzięki za super rywalizację!

- KTO WYGRAŁ?! - wykrzyczała Majka, która zdyszana dobiegła do farmy i patrzyła na nas oczekująco.

MagAlice StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz