Rozdział 22

263 8 19
                                    

Nie musicie dziękować za kolejny rozdział w ciągu 24h. Ale mam nadzieję,  że Wam się spodoba, bo jak go napisałam byłam mega zadowolona😁

Po 20 minutach drogi przejeżdżałam już przez most w Valedale. Moonlight nie był zbyt zadowolony z kolejnej tego dnia przejażdżki, ale musiał dać radę. Zsiadłam z niego przy stajni

- Muszę iść do Avalona. Poczekasz tu na mnie? - parsknął potwierdzająco. - Dziękuję.

Poklepałam wierzchowca i zostawiłam go w stajni. Skierowałam swe kroki do chatki druida i zapukałam. Wkrótce mi otworzył.

- Cześć Alice, proszę wejdź - przywitał mnie i wpuścił do środka. - Napijesz się czegoś?

- Nie, dziękuję - odpowiedziałam i usiadłam przy stole.

- To pozwól, że najpierw ogarnę sobie herbatkę i potem pogadamy.

- Spoko.

Słyszałam jak druid krząta się w kuchni. Rozejrzałam się po jego domu, ale wszystko co zapamiętałam było na swoim miejscu. Czasami tu bywałam jak byłam młodsza, ale od ostatniego czasu trochę czasu minęło.

Jedno jest pewne - nie zmienił dilera i nadal pije swoje rumiankowe napoje.

- Okej, jestem - powiedział gdy przyszedł z swoją herbatką i położył ją na stole.

- To... o czym chcesz gadać?

- W sumie nie wiem jak zacząć... Może na początek... Czemu nie byłaś obecna przy tym jak Twoja matka zginęła? Przepraszam, że tak prosto z mostu mówię, ale pamiętam, że tak wolałaś.

- Tak, wolę prosto z mostu. Co do pytania... jakiś czas wcześniej mama kazała mi stamtąd uciekać. Myślę, że wiedziała co się stanie, ale nadal nie wiem dlaczego.

- Hmmm... dziwne to wszystko.

- A wiesz może już jakieś szczegóły?

- Jeszcze nie. Zajmuję się tą sprawą, ale to strasznie ciężka sytuacja - wyjaśnił. - Jak będę coś wiedział dam Ci znać.

- No dobra.

- To skoro Cię tam nie było... To gdzie się zatrzymałaś?

To pytanie trochę zbiło mnie z tropu.

- U... znajomego... - rzuciłam, ale szybko tego pożałowałam.

- Znajomego powiadasz? A ja słyszałem, że masz nową miłość - powiedział.

- No... można tak powiedzieć.

Kompletnie nie wiedziałam jak to rozegrać.
Alex, jeśli to Twoja sprawka...

- Alice... czyli to prawda, że związałaś się z Pandorianinem?

Oh my god. Tego się nie spodziewałam.

- Noooo... - mruknęłam.

- Wiem, że to dziwne, ale proszę Cię przemyśl to. Nie chcę aby Cię skrzywdził.

O nie, tak nie porozmawiamy.

- Że niby co? Oceniasz go negatywnie tylko po tym, że pochodzi z Pandorii? - zapytałam trochę wkurzona.

- Nie zrozum mnie źle, ale naprawdę uważaj na siebie.

- Avalon, z całym szacunkiem, ale mi nie będziesz mówił jak mam żyć.

- To się nie dogadamy - westchnął. - Po prostu uważaj na siebie.

- Sorry Avalon, ale szkoda moich i Twoich nerwów podczas tej rozmowy. Wiem co robię i dziękuję za troskę, ale wolałabym już stąd iść.

W tym momencie naprawdę miałam ochotę stamtąd uciec jak najszybciej.

- Rozumiem.

- Jeśli będziesz miał jakiekolwiek informacje o mojej matce to proszę, żebyś do mnie zadzwonił, dobrze? - wstałam z miejsca.

- Jasne, poinformuję Cię jak tylko coś będę wiedział.

- Jeszcze jedno - byłam już przy drzwiach, ale ostatni raz się odwróciłam. - Zastanów się czy to co powiedziałeś ma sens, bo jakoś nie zauważyłam, żeby Fripp był gorzej traktowany z powodu swojego pochodzenia. Ja nie zamierzam skreślać kogokolwiek z takiego powodu, okej? A tymbardziej wtedy kiedy wiem, że to jest ważna dla mnie osoba. Powinieneś to rozumieć. Żegnaj.

Wyszłam z tego domu zostawiając go w osłupieniu i wróciłam do wierzchowca. Zajadał ze spokojem siano, ale zerwał się gdy tylko mnie zobaczył.

- Moon, jedziemy. Nie mam ochoty tutaj być - mruknęłam cicho do konia i wsiadłam na niego.

Popędziliśmy galopem po Głuchych Lasach i potem już spokojnie pojechaliśmy od wiatraku Willa przez Srebrną Polanę do cyrku. Rozsiodłałam wierzchowca i postanowiłam, że muszę pobyć trochę sama i pomyśleć, więc poszłam w swoje ulubione miejsce na skałach za cyrkiem i przez kilkanaście minut spokojnie sobie tam siedziałam.

Nie wiem ile tam byłam, ale pomogło mi to uporządkować swoje myśli. W końcu ruszyłam do wozu, ale nikogo tam nie spotkałam, w cyrku także nie, więc ruszyłam do małego namiotu wróżbiarskiego. Bingo, gdy tylko weszłam do środka zauważyłam cyrkowca ze skupieniem czytającego coś z jakiejś swojej, dużej i zapewne starej księgi.

- Cześć - przywitałam się cicho i usiadłam naprzeciw niego.

Podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Wróciłaś - ucieszył się.

- Tja... - oparłam się łokciami o stół i spojrzałam na to co czytał.

Nie miałam szans tego zrozumieć, a tymbardziej do góry nogami. Język pandoriański.

- Hej, trapi Cię coś, nie podoba mi się to - rzucił z niepokojem i wstał od stołu.

Uniosłam brwi gdy do mnie podszedł i mnie objął.

- Co się stało? - mruknął cicho.

- Nieważne. Avalon mnie wkurzył.

- No cóż... - westchnął. - Na pewno da się to jakoś wyjaśnić.

- Ydris, błagam Cię. Tu nie ma nic do wyjaśniania - powiedziałam z wyrzutem. - Masakra jakaś.

- A powiesz mi o co chodzi?

- Po prostu ma inne zdanie na pewien temat bez większej wiedzy - wstałam z miejsca aby jeszcze bardziej móc wtulić się w mężczyznę.

- Mhm, rozumiem - pogładził mnie po głowie z czułością. - Nie martw się tym teraz.

- Nie zamierzam - popatrzyłam na niego i mnie pocałował.

Tak się wciągnęliśmy w swoje zajęcie, że nie zauważyliśmy jak ktoś przyszedł do namiotu.

- W KOŃCU MI SIĘ UDAŁO! - krzyknął Xin gdy nas zobaczył. - Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko...

- Zabiję Cię kiedyś, przysięgam - Ydris drasnął lekko magią swojego pomocnika.

- PRZEPRASZAM! Już mnie nie ma i nie będzie. Róbcie co chcecie - rzucił i tak szybko znikł jak się pojawił.

Magik pokręcił z niedowierzaniem głową a ja zaśmiałam się cicho.

- Nawet w spokoju nie mogę całować swojej dziewczyny - mruknął.

- Może lepiej będzie zmienić miejsce, co? - zapytałam ze śmiechem.

- Chyba tak - przewrócił oczami. - Miałem nadzieję, że moja prywatność nie znajduje się tylko w jednym pomieszczeniu.

- No cóż, jednak jest inaczej jak widzisz - pociągnęłam go do wyjścia. - Chodź, nie będziemy się narażać swoim fanom.

Niechętnie ruszył za mną, ale zaśmialiśmy się razem z tej sytuacji.

A jeszcze bardziej śmialiśmy się gdy zauważyliśmy karła przy Zee. Gdy tylko nas zobaczył schował się mając złudną nadzieję, że go nie widzieliśmy. Niestety był w błędzie, ale nie zamierzaliśmy się nim zajmować tylko sobą, więc miał bardzo duże szczęście.

MagAlice StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz