Rozdział 4

393 19 12
                                    

Zszokowana wypuściłam widły i taczkę z rąk, a następnie podbiegłam do boksu.

- Moon... Co Ty tu robisz? - zapytałam, drżącymi rękami głaszcząc jego pysk.

Mój organizm nadal się nie mógł uspokoić.

Jakim cudem?

Wierzchowiec patrzył na mnie zdziwionym spojrzeniem. Mogłabym przysiąść, że jego myśli wyglądają tak: pańcia, czemu smutna jesteś? Nie cieszysz się?

Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do mamy.

- Halo?

- Mama... Co on tu robi... - zapytałam cicho.

- To Twoja niespodzianka, Ali. Jak wrócisz do domu wszystko Ci wyjaśnię. To nie koniec niespodzianek.

- Jak to?

- Przysięgam, że później ci powiem. A teraz naciesz się koniem. Pa.

Zanim cokolwiek powiedziałam rozłączyła się.

Super.

Westchnęłam cicho i weszłam do boksu. Dokładnie jak wczoraj wtuliłam się w jego ciepłą szyję.

Ydris miał rację.

Nawet nie dziwię się z tego powodu.

On to wiedział. Nie wiem jak, ale... to magik. Tego nie ogarniesz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z niecierpliwością czekałam w salonie na mamę. Przed chwilą wróciłam z długiej wizyty u Moonlighta. Po przejażdżce turystów zapytałam o to Carin i tak jak myślałam, wiedziała.
Tylko ja się dowiedziałam o tym ostatnia.

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a po kilku sekundach kobieta weszła do środka.

Miała pokerową twarz.

Przestraszyłam się.

- Mamo, wszystko ok? Wyglądasz dziwnie - zapytałam z bijącym sercem.

- Tak, wszystko ok, ale... - przerwała.

To chyba nie są dobre wiadomości.

- Mamo?

- Musisz się wyprowadzić - wykrztusiła cicho.

- Jak to? Ja? Gdzie? Nie mam z czego! - podniosłam głos.

- Nie mam pojęcia gdzie. Tak będzie lepiej, musisz to zrobić. Inaczej będzie... źle - powiedziała.

- Mamo, jakie lepiej? Mam ot tak spakować walizki? A co z Moonlightem? Dopiero do mnie wrócił! - krzyknęłam.

- Tak, masz spakować walizki i wyjść jak najszybciej. Wziąć ze sobą Moonlighta także musisz. Teraz to nie jest bezpieczne miejsce i nie chce ryzykować, że Cię stracę. Proszę, zrób to bez zbędnych pytań. Za parę dni będziesz pełnoletnia.

- Nie, to nie dzieje się naprawdę... Ale będziemy się kontaktować?

- Na razie nie, później zobaczymy. O ile do tego czasu dożyję.

- Mamo!

- Idź już. Jak najdalej stąd.

Nie mam pojęcia, co tu się dzieje.

Przy pakowaniu walizek intensywnie myślałam. Gdzie ja mam się podziać? Dlaczego? Co ja będę robić przez te parę dni, kiedy nie będę mieć dachu nad głową, tylko towarzystwo mojego najlepszego przyjaciela i walizki za sobą?

Dobra, Alice, weź się w garść. Wszystko się ułoży. Nawet, jak się w tej chwili rozsypało.

Gdy domknęłam walizkę popatrzyłam ostatni raz na pusty już pokój, w którym nie ma NIC mojego.

Po kilku minutach wyszłam z domu, przed którym stała mama. Nic nie mówiąc przytuliłam ją być może ostatni raz.

To się nie dzieje naprawdę. Proszę, powiedz ktoś, że to zły sen.

Odeszłam z tego miejsca w kierunku stajni.

Na szczęście nikogo w tej chwili nie było. Poszłam po mojego konia, osiodłałam go i po kilku minutach byłam gotowa do długiej drogi.

Przejechałam przez Wioskę Rybacką i wjechałam na główną drogę, którą zawsze pokonywaliśmy z albo do domu.

Bardzo mi się chciało płakać, ale coś mi nie pozwalało. Już nie chodzi o fakt, że nie będę w tym miejscu, bo najchętniej bym została. Najwyżej umarłabym z mamą.

Z rozmyślań wyrwał mnie Moonlight. Poczuł, że nie jestem skupiona na nim, tylko bujam w obłokach.

- Dobra, Moon, rozumiem. Mam nie myśleć - szepnęłam do niego.

Od razu parsknąl z zadowolenia. Nie mogę wyobrazić sobie lepszego konia.

Jest moim Jorvickim stróżem, jakkolwiek to nie brzmi.

Po 20 minutach zobaczyłam przed sobą ujeżdżalnię. Właśnie wyjechałam z obszaru Doliny Złotych Wzgórz.

Postanowiłam, że zatrzymamy się na chwilę. Zobaczyłam mały sklepik z żywnością, więc pozwoliłam sobie wydać parę groszy z oszczędności na jedzenie. Kupiłam sporą ilość jabłek. Dwoma poczęstowałam Moonlighta i sama też zjadłam jedno.

Wkrótce ponownie wyjechaliśmy w drogę.

Ni stąd ni zowąd poczułam zmęczenie. Pochyliłam się nad szyją konia.

- Light, zawieziesz mnie w jakieś ustronne miejsce, znane nam dobrze z przeszłości? - zapytałam go cicho.

Usłyszałam parsknięcie najprawdopodobniej na tak.

Nieraz zasypiałam na jego grzbiecie w dobrze znanych nam okolicach. Teraz przyszło nam to sprawdzić w innych okolicznościach.

Zanim się spostrzegłam - zasnęłam, oparta o jego szyję.

Pov. Moonlight.
Alice szybko zasnęła na moim grzbiecie. Nie dziwię jej się, trudna sytuacja kompletnie ją wykończyła.

Jeszcze rano była taka szczęśliwa, że mnie ma. A teraz co, musi sobie radzić sama ze mną.

Tylko ona mnie rozumie. Mimo, że jest tylko człowiekiem.

Jestem zdany tylko na siebie.

Postanowiłem pójść prosto przed siebie.

Po kilku minutach pojawiło się dobrze znane mi Miasteczko Srebrnej Polany. Pamiętam, że jak skręcaliśmy w ścieżkę na prawo przed zamkiem to dojeżdżaliśmy do naszego ulubionego miejsca, Wzgórze Nilmera.

I tak się i teraz stało. Po pokonaniu kilkunastu metrów wjechałem na dobrze nam znane miejsce.

Postanowiłem, że zatrzymam się przy opuszczonej farmie i poczekam aż Alice się obudzi. Tak też uczyniłem.

Zatrzymałem się przy jednym z budynków. Od tej pory ani rusz.

Przez pierwsze kilka minut nie było ani żywej duszy. Dosyć normalne, nie jest to często odwiedzane miejsce.

Jak to zawsze, nie było spokoju zbyt długo. Zauważyłem w oddali tego dziwaka w kapeluszu.

MagAlice StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz