Gosposia - Rozdział 1.

1.3K 43 43
                                    

Promienie słońca z trudem przebijały się przez mocno ulistnione gałęzie wiekowego lasu, a dookoła panowała niczym niezmącona cisza. Spokój... Strudzona misją młoda kunoichi westchnęła cicho i z żalem zrozumiała, że czas ruszać. Od pół roku nie miała choćby tygodnia wolnego, nieustannie była wysyłana na coraz to nowe misje. Cholera. Powoli zaczęła tęsknić za starym, poczciwym Sarutobim, który nie był tak chętny posyłać ją poza Konohę.


Sayuri była z natury leniwa i gdyby nie perspektywa kłótni z Tsunade zabawiłaby jeszcze chwilę w tym urokliwym i przede wszystkim spokojnym miejscu. Z westchnieniem godnym męczennika podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę Wioski. Im bardziej się zbliżała, tym większe czuła zniechęcenie. Same misje nie były przyjemne, ale tym, co naprawdę uprzykrzało jej życie to raporty. Raporty, raporty i jeszcze raz raporty. Papierologia przede wszystkim! Oczywiście rozumiała potrzebę spisywania raportu, ale... Czy naprawdę po każdej misji musi pisać prawdziwy esej? Czy nie wystarczyło by zwykłe "Misja wykonana"? To przecież rzetelne, skoro prawdzie. Tak przynajmniej uważała. Poza raportami znalazłoby się jeszcze przynajmniej kilka rzeczy, na które mogłaby narzekać. Chociażby treningi. Rozumiała fakt, że shinobi aby się rozwijać musi trenować. Oczywiście, że to rozumiała - czego tu nie rozumieć? Ale czy w jej przypadku było to konieczne? Nie. Przynajmniej zdaniem Sayuri. Po co się przemęczać, skoro w dwóch dziedzinach, w których była trenowana i ku którym miała naturalne zdolności nie miała sobie równych. Ale oczywiście Tsunade i jej doradcy uważali inaczej. I tylko z ich rozkazu każde wolne dni musiała poświęcać na trening taijutsu. Tylko po co?! Ona nigdy nie będzie musiała walczyć. To po prostu... oczywiste. Nigdy nie pisałaby się na to - z góry znała wynik, więc po co się narażać? Ale oczywiście wszyscy inni wiedzieli lepiej i musiała trenować cholerną walkę wręcz. Niech żyje wolność wyboru!


Sayuri w końcu dotarła do ogromnej, górującej ponad wszystkim bramy wioski. Grzecznie podeszła do strażników, którzy sprawnie sprawdzili jej przepustkę i wpuścili do środka. Kunoichi już chciała ruszyć dłuższą trasą tak, by minąć Ichiraku Ramen, ale w porę się powstrzymała. Głupia! Przecież Naruto nie ma w wiosce już od czterech lat. Westchnęła cicho. Jak właściwie zaprzyjaźniła się z tym idiotą? Tego sama nie wiedziała. Mieszkali obok siebie i byli na to niejako skazani. Tak po prostu.


Nie mogąc już znaleźć żadnego, choćby absurdalnego argumentu, by nie ruszyć do gabinetu Piątej, wzięła się w garść i udała w stronę budynku administracyjnego Wioski Liścia.


***


- Tsunade-sama... – Sayuri nigdy nie lubiła tytułować ludzi. Uznawała to za dość sztuczne i niekonieczne, ale narazić się na gniew Ślimaczej Księżniczki nie miała najmniejszego zamiaru. – Uważam, że zasłużyłam sobie na wakacje. Od pół roku nie miałam wolnego. Wyobrażasz sobie, Tsunade-sama, jak to wpłynie na mój trening? – dodała nieco ironizując.


- Dlaczego tak lekko podchodzisz do swojego rozwoju, Sayuri? – Oj, babunia (jakby określił ją Naruto) musiała być w doskonałym humorze, skoro zdecydowała się uciąć z nią pogawędkę. I choć powinna czuć się zaszczycona, to było prawdziwe pole minowe. Chociaż jako Hokage była naprawdę dobra, to prywatnie... Kunoichi przebiegł dreszcz po plecach, kiedy ostatnio została wciągnięta przez Piątą w rozmowę i nieopatrznie powiedziała coś, co ją rozzłościło... Nie, oczywiście nie skrzywdziła jej, ale samo spojrzenie mogło zostawić trwałe ślady na psychice.


- Wiesz przecież, Tsunade-sama, że do wykonywanych przeze mnie misji nie muszę być jakoś specjalnie uzdolniona ofensywnie – powiedziała po raz kolejny i po raz kolejny była z góry skazana na porażkę.

Gaara x OC - "Gosposia"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz