2

1.4K 104 79
                                    

Godzina 14:30, dla zdecydowanej większości jest to koniec lekcji i początek weekendu, podczas którego można zrobić wiele ciekawych rzeczy. Niektórzy cały wolny czas się uczą, czytają książki, inni chodzą na imprezy w każdy wieczór i bawią się do białego rana, a piątkowa impreza jest rozgrzewką, przed tym, co nadejdzie, jeszcze inni przez całe noce i dnie nie opuszczają nawet pokojów, by grać w gry komputerowe, od których powoli się uzależniają.

A ja zostaje na odsiadce z trzema innymi chłopakami i dwiema dziewczynami. Siedzimy w sali muzycznej, każdy pochłonięty jest swoim zajęciem i nikt stara się nikomu nie przeszkadzać. Chłopaka siedzącego za mną nawet już kojarzę, możemy się nazywać 'przyjaciółmi do odsiadki'. On siedzi za zbrojenie w szkole, ja za spóźnialstwo.

Jeden chłopak, mój dobry znajomy z widoku, gra w grę na telefonie, drugi pisze z jakąś osobą, trzeci robi zadania, podobnie jak dziewczyny siedzące razem w ławce, więc zapewne muszą się znać, a ja słuchając melodii, staram się napisać pasujący do niej tekst, co nie jest takie łatwe, kiedy działa tylko jedna słuchawka i z drugiego ucha słyszysz próby kluby muzycznego.

Potrzebuje do pracy ciszy, więc krzyki trochę pierdolniętej nauczycielki muzyki, dźwięki tuby, trąbki, bębna czy zwykłej gitary irytują mnie, i przekraczanie kartek zeszytu, czy podręcznika przez uczących się uczniów w ogóle mi nie przeszkadzają.

O wiele bardziej wolę wymyślać i pisać melodie niż słowa. Wszystko musi pasować, zgadzać się w odpowiedni rytm i jest to chyba jedyna rzecz, która denerwuje mnie od początku.

A co do kartkówki to profesorka bez problemu zauważyła zrobioną przeze mnie ściągę, więc jak dostane ocenę dopuszczającą to będę czuł się, gdybym otrzymał najwyższą punktację.

—Do dupy to jest!—Komentuję z irytacją, czując, jak moje ciało powoli przejmuje złość. Trzęsą mi się ręce, co jest już chyba normalnością.

Wyrywam kartkę z kołozeszytu, którego nigdy nie pozwalam nikomu dotknąć, pełnego różnego rodzaju wpisów, można powiedzieć, że jest to mój pamiętnik, szkicownik na nudne lekcje i spis pomysłów na tekst i pierwowzory melodii zapisanych za pomocą nic. A to wszystko wciąż w tym stucośkartkowym notatniku, biorąc jednak pod uwagę, to ile kartek już stracił ciężko go nazwać stukartkowym, jeśli jest tu, chociaż pięćdziesiąt kartek to byłoby dobrze.

Zgniatam wyrwaną kartkę w kulkę i rzucam do kosza. Jako że siedzę w pierwszej ławce, przy ścianie nie mam problemu, by trawić do śmietnika zamieszczonego koło drzwi, który normalnie powinien znajdować się przy rogu sali, koło tablicy, jednak sama muzyczne-lekcyjna jest jedną z tych sal, gdzie śmietnik jest przy wyjściu, co moim zdaniem jest lepsze.

—Tak sądzisz, Garmadon?—Pyta, krzyżując ręce z zastawiającą miną.

Ups

—Nie miałem na myśli...

—Uważasz, że jak usuniemy gitarę, to będzie lepiej?—Przerywa mi, ustawia palce w kwadratową ramkę, jakby chciała zrobić całej grupie zdjęcie—Josh, odsuń się—Rozkazuje. 

Chłopak z gitarą wykonuje polecenie i siada na mojej ławce. Zamykam zeszyt, zawsze tak robię, kiedy wyczuwam jakiekolwiek zagrożenie. Odpadam bezsensowne głową na swoją połowę ławki, a chłopak zaczyna sobie brzdąkać, gdy główna grupa zaczyna grę.Pół godziny w tym czymś i od razu zaczyna boleć mnie głowa.

Czuje wibracje w kieszeni spodni, więc wyciągam urządzenie, chcąc odczytać esemesa, którym okazuje się głupie powiadomienie, że mój numer 'ma szansę' na wygranie dużej nagrody pieniężnej. Nie jestem aż tak głupi, nie wierzę w takie rzeczy.

Nagrodę wygram, kiedy w końcu uda mi się doprowadzić moje może marzenie do końca. Już jestem blisko, zostało tylko kilka utworów, jeszcze tylko kilka piosenek. Kilka teledysków graficznych, kilka miesięcy.

—To głupie. Dlaczego musimy brać udział w każdym możliwym konkursie muzycznym?—Jęczy cicho chłopak, ciągnąć mocno za wszystkie struny do gitary, które jak widzę, są już bliskie pęknięcia, nie raz mi się zdarzyło.

Nie chciałby nikt dostać takim drutem na przykład w policzek, potem wyglądałem, jakbym z kimś się bił i mocno oberwał od kogoś pazurem. Ostrym i szponiastym.

—Po prostu nasza szkoła ma za duże ambicje związane z czymkolwiek. Wszędzie chcą wygrywać.-zauważam obojętnie, wyciągając z plecaka butelkę wody. Odkręcam i upijam kilka łyków. Jestem głodny, nie wziąłem nic do jedzenia, więc muszę się zaspokoić tylko wodą.

Jak wróce do domu to chyba zamówię sobie pizze. Jakąś dobrą.

—Popełniłem błąd, przyznając się, że gram na gitarze.—Wzdycha załamany.

Dlatego ja nie mówiłem, bo wiedziałem po podstawówce, jak to się skończy. Tylko moi najbliżsi przyjaciele i rodzina wiedzą, że skończyłem szkołę muzyczną, gram na dwóch instrumentach, ale mało osób wie, że półtora roku temu podpisałem umowę ze studiem, które zajmuje się promocją ludzi jak ja, z początku publikujących piosenki własnej roboty.

—To musi być przekichane—Komentuję—Pchają cię wszędzie, gdzie tylko się da.

—Ta, od dzisiaj nie mówię nikomu o niczym, tak będzie bezpieczniej!—Na jego twarzy z lekkim zarostem pojawia się rozbawiony uśmiech, co odwzajemniam, jedynie kiwając głową.

—Josh, przyjdź tu jednak. -wtrąca się kobieta, machając ręką w naszą stronę.-Seliel, zejść na chwilę, przyda Ci się chwilą przerwy.

Kiedy chłopak zeskakuje ze swojego miejsca, ponownie odkładam zeszyt do plecaka i wsadzam działającą słuchawkę do ucha, wyłączając się tym samym. Kładę głowę na przedramieniach robiących mi za prowizoryczną poduszkę, zamykam oczy, chcą wyspać się, choć z drugiej strony, wiem, że nie zasnę, nawet jakbym się starał. Po kilku minutach otwieram oczy i przyglądam się niebu zza oknem, fajnie, że sala muzyczno-lekcyjno znajduje się na drugim piętrze. Wbijam wzrok w białą chmurę, przypominając mi swoją formą watę cukrową.

𝓓𝓾𝓮𝓽: 𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz