24

647 69 24
                                    

-Garmadon i Smith.-odzywa się nauczycielka hisotrii, kiedy tylko przekracza drzwi do sali.

Wstaje, by pokazać, że jestem, podobnie jak szatyn. Kobieta mierzy szybko nas wzrokiem.

-Dyrektor chce was widzieć.-dodaje.

Wiedziałem, że tak będzie! Dostanę teraz odsiadkę dzień w dzień aż do zakończenia roku szkolnego, albo dłużej.

-Coś ty narobił?-ciekawi się Zane, kiedy zabieram swój plecak, wzruszam jedynie ramionami, udając, że nie wiem o niczym.

-Możecie wejść do gabinetu od razu, z tego co wiem, nikogo tam nie ma.-informuje nas, kiedy oboje opuszczamy sale lekcyjną.

-Mamy przejebane.-panikuje, czując, jak trzęsie się moje ciało, dostaje gęsiej skórki. Odwracam głowę do szatyna, który idzie tam, jakby nic się nie stało-Albo się w ogóle tym nie przejmujesz, albo jesteś dobrym aktorem i potrafisz ukrywać uczucia.

-Jestem świetnym aktorem i w ogóle się tym nie przejmuje.-prycha dumnie-Po prostu nic nie mów, a ja wszytko załatwię, okey?

Dziwię się. On wszytko załatwi? Niby jak?

-Umm, okey.-wzdycham.

Czy on naprawdę myśli, że tam pójdę, i dyrektor tak od razu odpuści? Musi być chyba naprawdę głupi, jeśli wierzy w takie głupie rzeczy. Zwłaszcza, że uciekliśmy po raz drugi, a obiecaliśmy po raz drugi, że coś takiego się nie powtórzy.

Lubie go, nawet bardzo, ale w tym momencie jest po prostu głupi.

Pukam, a później wchodzimy do gabinetu. Rzeczywiście nikogo nie ma, prócz dyrektora, który od początku wbija w nas mordercze spojrzenie, które jakby mogło, to zabiłoby.

-Usiądźcie.-rozkazuje, wskazując na dwa miejsca, wykonujemy polecenia, a placaki kładziemy między siedzenia.

-Jeśli chodzi o wczorajszą sytuację, to mogę to wyjaśnić.-zaczyna szatyn pewnym siebie głosem.

-Z czego co wiem, to mieliście już nie uciekać.-zauważa-Nie rozumiecie, że do zakończenia lekcji jesteście pod opieką dorosłych? Nawet jak jesteście pełnoletni. Rozumiem, jakbyście poszli na papierosa, ale wsiedliście w samochód i odjechaliście.

-Wszytko wyjaśnię.-powtarza chłopak, nie zmieniając tonu głosu.

-Mam nadzieję, że macie dobre wyjaśnienie tej sytuacji, bo możecie spodziewać się kary.

Za wagary? Przecież nie wywalą nas za zerwanie się z kilku lekcji, dla każdego to będzie absurd.

-Spokojnie.-zaczyna Smith, poprawiając się na miejscu-Dostałem telefon, że moja siostra się źle poczuła, więc musiałem ją odebrać z przedszkola.

-Nie mógł tego zrobić ktoś inny?-pyta dalej zły, ale jego twarz łagodnieje.

-Niby kto?-pyta, pyskując cichym śmiechem-Moja siostra nie ma nikogo prócz mnie, a Pan to wie, w końcu mieszka na tym samym osiedlu.

Staram się jak najbardziej ukryć zdziwienie, co nie było łatwe.

-To po co był ci potrzebny Lloyd?-ciekawi się dalej.

-Ma samochód, a ja nie mam prawa jazdy.-kłamie, bo wiem, że ma. Widziałem je kiedyś, kiedy wyciągał pieniądze z portfela-Musiałem szybko pojechać po siostrę, a potem wybrać się z nią do lekarza. Lloyd jest po prostu dobrym przyjacielem i powiedział, że mi pomoże.

Spoglądam kątem okna na chłopaka. Jest poważny, ze wzrokiem surowo wbitym w mężczyznę.

-Tak było?-pyta mężczyzna, przenosząc na mnie wzrok. Kiwam tylko głową, bo nie sądzę, że jestem tak dobrym kłamcą, jak Kai Smith.

𝓓𝓾𝓮𝓽: 𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz