Jestem pod blokiem
Już schodzę.
Opieram się o oparcie siedzenia, ziewając, a telefon odkładam na wskazane do tego miejsce.
Przymykam oczy, chowając ręce do kieszeni czerwono-zielonej bluzy. Zdecydowanie nie jestem porannym ptaszkiem, o wiele bardziej wolę spać, a pobudka przed siódmą zdecydowanie nie jest niczym fajnym.
Energetycznie zrywam się, kiedy słyszę, jak ktoś puka w szybę. Wywracam jedynie oczami, kiedy zauważam jedynie Kaia, który uśmiecha się do mnie, a później chowa swoją walizkę w bagażniku.
-Nie wyspałeś się, czy co?-pyta po przywitaniu ze mną, zapinając pasy bezpieczeństwa.
-Coś w tym stylu.-mamrocze, odpalając silnik.
Niby lotnisko nosi w nazwę 'w Ninjago City', ale w Ninjago City to on się w ogóle nie znajduje, bo trza wyjechać po za miasto jeszcze kilka kilometrów na całkowite pola i zarośla, które z miastem nie mają nic wspólnego, prócz tego, że postawiony jest na nich duzi parking, jeszcze większy, szklany budynek główny lotniska i pewnie jeszcze większe pasy startowe.
-Stresujesz się?-pytam, przerywając ciszę.
-Niby czym?-prycha śmiechem-Uwierz, miałem bardziej przerażające sytuację, niż lot samolotem.
-Nie chodziło mi o samolot.-wyjaśniam.
-Tak czy siak, nie przejmuje się niczym.
Parkujemy na dużym parkingu, podczas gdy szatyn wyciąga dwie walizki z samochodu ja podchodzę do będącej niedaleko budki, w której muszę zapłacić, za trzytygodniowe pilnowanie auta. Nie chcę, żeby mojej drugiej miłości coś się stało. Mimo wszystko Kai jest ważniejszy od samochodu.
Zostawia mi walizkę prawie pod nogami, kiedy mówi, że idzie ogarnąć bilety, cokolwiek by to nie znaczyło, bo zdawało mi się, jak mówił, że wszytko jest już załatwione.
Podpisuję potrzebny papier dwa razy. Original jest dla mężczyzny w żółtej kamizelce, a kopia dla mnie. I z tą kopią i dowodem mam się zjawić za trzy tygodnie.
Kiedy drzwi otwierają się automatycznie to nawet przez bluzę czuje, jak pomieszczenie jest klimatyzowane. Jest aż mi zimno, czuję jak z ujemnej temperatury na mojej skórze pojawia się gęsia skórka.
Podchodzę powoli do szatyna, który stoi przy czymś na wzór recepcji i rozmawia z kobietą znajdującą się po drugiej stronie. Na jego plecach zauważam plecak-worek, który ewidentnie ma coś w sobie i sądząc po rozmiarze mogę się spodziewać, co może być jedną rzeczą.
Oczywiście, że będzie to jakaś książka, których Kai ma więcej, niż ja godności po ostatnich wydarzeniach między nami.
-Może Pan jeszcze raz powtórzyć?-pyta kobieta, jest młoda, a sądząc po stylu, z jakimś posługuje się najnowocześniejszym komputerem mogę tylko sądzić.
-Smith i Garmadon.-wzdycha z uczuciem, jakby powtarzał to po raz kolejny.
-Nic tu takiego nie ma, proszę Pana.-wyjaśnia.
-Niemożliwe, musi być. Może niech Pani sprawdzi nazwisko Matthew.-rozkazuje oschle.
Kobieta przez chwilę ma problemy z zrozumieniem urządzenia, ale po chwili udaje się jej znaleźć zarejestrowany bilet w bazie danych. Zostało jej tylko odnalezienie go wśród innych papierowych biletów.
-Nie musisz tak wybuchać.-zaczynam, kiedy kobieta jest tak oddalona, że nie słyszy, o czym rozmawiamy-Mogłeś się trochę opanować, a nie od razu złościć.
CZYTASZ
𝓓𝓾𝓮𝓽: 𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮
Fanfiction2018 Cringe na kółkach, proszę od tego uciekać, bo nie mam czasu na poprawę tego 🐟 Byłem szczęśliwym singlem. No, może tylko się spóźniłem co chwila i w sumie, to dalej to robię, jednak nawyków się ciężko wyzbyć. Na ślub postaram się nie spóźnić...