Spoglądam na zegar zawieszony na ścianie, a potem na zegar w telefonie, by z nadzieją sprawdzić, czy ten pierwszy nie chodzi przypadkiem za szybko. Nie raz zdarzały się takie sytuacje.
Niestety nie.
Wystawili mnie, moi kumple, i nawet nie zadzwonili.
Jest 15:15, a moich przyjaciół wciąż nie ma. Prycham w końcu zdenerwowany, podchodzę do kasy i kupuje bilet wstępu, podaje rozmiar buta, by młoda kobieta podała mi odpowiednie łyżwy. Gdybym mógł, to wziąłbym swoje, jednak zabraniają ze względu na specjalny surowiec, pod którym się sunie, więc muszę wydać kolejnego dolara na łyżwy na pierwszy rzut oka nieróżniące się od moich będących pod łóżkiem w pokoju, który domaga się już sprzątania.
W tym samym czasie do budynku wchodzi trójka moich przyjaciół.
-Teraz to wy się spóźniliście!-Krzyczę radośnie, o mal nie wyrzucając łyżwy z reki prosto na swoją stopę.
-Nie do końca, umówiliśmy się na późniejszą godzinę- Odpowiada-Wiedzieliśmy, że się spóźnisz.
-Dzisiaj akurat byłem na czas. Prawie 20 minut na was czekam-Denerwuje się.
-Teraz wiesz, co czujemy codziennie-śmieje się Cole, łapiąc za brzuch, a Zane jedynie kiwa głową.
Jay poszedł kupić całej trójce bilety. Pewnie umówili się, że zrobi to jedna osoba, by było szybciej, a rozmiar butów mamy taki sam, więc i z tym nie był problemu.
Przecież nie spóźniam się codziennie, oburzam się w myślach.
-Tak czy siak, to nie było fajne-Prycham, odwracając się na pięcie, by wejść na teren lodowiska, ukazując wcześniej paragon zakupu biletu odpowiedniej osobie stojącej przy bramce.
Zajmuję jedno z wolnych krzeseł w pierwszym rzędzie, ciągnących się kilkanaście metrów w prostej linii.
Chowam buty pod siedzenie i wchodzę na lodowisko, zaczynam powoli pierwsze kółko na rozgrzewkę i słyszę dzwonek swojej komórki.
-Co znowu?-Warczę, widząc kontakt ''Nelson'' i zabawne zdjęcie bruneta przy połączeniu. Odbieram-Czy nawet w weekend musisz do mnie dzwonić?
-Taka moja praca. Nic nie poradzisz-Cmoka rozbawiony.
Spoglądam na swoich przyjaciół, którzy dopiero zaczynają zakładać swoje łyżwy, więc mam jeszcze trochę czasu, a jeżdżący już ludzie mają gdzieś moją rozmowę, nie są zainteresowani moją osobą.
-Co chcesz? I lepiej się pośpiesz-Mówię, zwalniając jeszcze bardziej jazdę.
-Powiedz mi, Zieloniaku, czy czerwony panuje do zielonego?-pyta z przejęciem.
-Jestem muzykiem, nie malarzem-Zauważam-Dlaczego pytasz się mnie o takie rzeczy?
-Trza był przyjść na dzisiejsze spotkanie, jak mówiłem.-Prycha.
-Jakie spotkanie?-Krzyczę.-O żadnym spotkaniu nie mówiłeś!-Kilka osób spogląda na mnie, kończę właśnie pierwsze kółko, a reszta wchodzi na sztuczne lodowisko. Jay o mało już nie wywala się.
-Następnym razem jedziemy na wrotki-warczy. Przyśpieszam trochę.
-Mówiłem. Wczoraj, jak byłeś w szkole-Wyjaśnia rozmówca dość obojętnie, a potem słyszę charakterystyczny stukot klawiszy od komputera.
-Nie mówiłeś, Nel. Powiedziałeś, że Dareth chce ze mną gadać.-przypominam.
-Panie Słuchawka, może schowasz już ten telefon?-Cole dogania mnie, odwraca się i jeździ tyłem, przypatrując się mojej poddenerwowanej twarzy.
CZYTASZ
𝓓𝓾𝓮𝓽: 𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮
Fanfiction2018 Cringe na kółkach, proszę od tego uciekać, bo nie mam czasu na poprawę tego 🐟 Byłem szczęśliwym singlem. No, może tylko się spóźniłem co chwila i w sumie, to dalej to robię, jednak nawyków się ciężko wyzbyć. Na ślub postaram się nie spóźnić...