32

676 71 74
                                    

-Cześć, gruba świnio!-wita się Jay, kiedy tylko odebrałem połączenie, przez co przerwałem grę.

Jest poniedziałek. W środę wylatujemy, więc od trzech dni mój mózg skupia się tylko na tym, by skończyć piosenkę jak najszybciej, ale też musi być idealna. Ta presja czasu mnie załamuje.

-Hej.-witam się.

-Czego tak szybko uciekłeś, kiedy tylko wyszedłeś z sali, co?-dziwi się, mając na myśli zapewne wyjście z sali, podczas dzisiejszej matury ustnej, którą właśnie zakończyłem. Koniec szkoły!

-Musiałem coś szybko załatwić.-kłamię

-I co, dalej byłeś spóźniony?-śmieje się.

-No, coś w tym stylu.

Słysze otwieranie drzwi, więc spoglądam ciekawy w tamtą stronę. Kai wchodzi do sali muzycznej, również z kimś rozmawiając.

-Co ty na co, żeby iść wieczorem gdzieś? Nawet Kai będzie, znaczy chyba. Jeszcze nie wiem.

-Zobaczymy, muszę kończyć. Na razie.

Rozłączam się szybko, bo chcę jeszcze posłuchać, o czym rozmawia szatyn.

-Tak.-mówi do telefonu, siadając na miejscu obok i rozczarowując mi na szybko włosy. Zauważam, że trzyma w ręce jakąś kopertę, biorę ją i oglądam dookoła. Jest z sądu, i nawet nie otwarta-Masz kartkę?-pyta mnie.

Podaję mu kołozeszyt, który otwiera na ostatnich kartkach i długopis. Zapisuje najpierw godzinę 7:50, a później 9:40, dziękuje i rozłącza się.

-Nie nadaje się do tej roboty.-mówi jedynie.

-Nie prawda. Idzie Ci lepiej niż mi by szło.-zauważam.

-Mam rozumieć, że to był komplement?

-Um, tak.

-Oh, to dziękuję.

Mój telefon znów dzwoni. Warczę pod nosem, kiedy znów widzę 'Jay'.

-Co znowu?-warczę.

-Ty mnie już nie kochasz? Nie zamierzasz się teraz odzywać, tak? Te sześć lat szkoły nic dla ciebie nie znaczył, co? Teraz to tylko Kai się liczy!

-Zadzwoń, jak wrócisz z izby wytrzeźwień.-mamrocze, ponownie rozłączając się-Odbiło mu.

-Oczywiście.-śmieje się. Czy on usłyszał wszytko co mówił Jay? Na pewno, słyszał, przecież darł ryja. Obserwuje jak szatyn wyrywa kartkę i podaje mi ją do dłoni. Podnoszę zdziwiony brwi do góry-Musisz być na lotnisku przed ósmą, tylko błagam, nie spóźnij się. Przed dziesiątą mamy wylot.

-Widzisz, idealny menedżer.-śmieje się, przez co chłopak jest trochę zmieszany. Patrzę na godzinę, mam jeszcze pięć minut-Co to za list?

-Z sądu. Miałem to odebrać na poczcie, a miałem pocztę po drodze, więc wziąłem.-wzrusza ramionami.

-Mogę to otworzyć?-pytam z nadzieją. Nie wiem dlaczego, ale lubię otwierać wszelkiego rodzaju paczki i listy. Sprawia mi to jakąś radość-Oczywiście nie przeczytam, co tam jest.

-Nie, oddawaj.-wyciąga rękę po kopertę, na co wzruszam wzdycham cicho, niezadowolony-Skończyłeś wszytko?-dziwi się, oglądając wszystkie pięć piosenek podkreślonych na żółto.

-Chyba tak.-odpowiadam, stukając kilka przypadkowych klawiszy na fortepianie-Do końca życia będą mi się chyba te nuty śniły.

-Przekonamy się.-wstaje, by podać mi stojącą niedaleko gitarę elektryczną, a ja i ten instrument tak średni się lubimy. O wiele bardziej wolę swoją klasyczną.

𝓓𝓾𝓮𝓽: 𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz