Rozdział 5. Mecz. Kultowa Niespodzianka.

299 41 4
                                    

Nadszedł długo wyczekiwany dzień meczu. Szczerze mówiąc to będzie mój trzeci mecz, który widzę na żywo. Lepiej nie będę się tym chwalić, bo skończyłbym jeszcze jako pośmiewisko. I tak na tle tych wszystkich ludzi jestem dość w tyle. Również zaczynam się zastanawiać, czy aby nie jestem straszny, gdyż jeszcze nikt nie pytał o wycieczkę. Znalazłem trochę czasu, żeby w miarę wnikliwie przejrzeć program wycieczki, a w zasadzie biwaku. Atmosfera zapowiada się obiecująco. Ale Największym problemem będą namioty...

- Słuchajcie! Słyszałem jak Mark mówił, że będą się bić! Z jakimiś typami!

- Sam, co ty bredzisz? - westchnął Steve.

- Na prawdę! Chodźcie! Jak im się coś stanie to mamy przechlapane!

- Kto tam jeszcze jest?! - wystarczyłem się, prostując się jak struna.

- Axel i Jude! - krzyczał biegnąc w kierunku rzeki.

Wszyscy ruszyli nad rzekę. Widok, który zobaczyliśmy, jeszcze bardziej podniósł mi ciśnienie.

- Stop! - wykrzyknąłem. - Mark, idioto jesteś jedynym bramkarzem! Meczu jest od pojedynków, a nie boisko dla dzieci. A ty Sam... - odwróciłem się. - Słuchaj uważaniej. Oni się nie biją. To tylko...

- Dziecinne utarczki. - dokończyła Nelly, pojawiając się zupełnie z nikąd. - A już miałam wzywać karetkę. Co by był za wstyd?!

- To nie są dziecinne utarczki. - poirytował się.

- Nie mogliście mu tego wybić z głowy?! - odezwałem się do Jude'a.

- Próbowaliśmy. Ale jak tamci z...

- Starej szkoły Axela. - przerwałem. - Znam już was na wylot.

- No. Więc. Wyciągnęli sprawy prywatne Axela, a Mark się wzburzył.

- To naprawdę dziecinne... - westchnąłem.

Gdy wszyscy zaczęli się zbierać, powstał wielki tłok. Normalnie jak kolejki w supermarkecie, podczas gorących promocji. Postanowiłem zaczekać, aż będzie można w spokoju iść do domu, przygotować rzeczy mecz, choćby takie jak notatki, czy coś tego typu.
Moje eyesy dostrzegły Jude'a, stojącego niedaleko i najwyraźniej na coś, lub kogoś czekającego. Popatrzył na mnie chwilę ze swoim firmowym uśmiechem i podszedł.

- Masz czas po meczu? - zapytał z nadzieją w głosie.

- N-no, nie pamiętam... - znów cały się trząsłem. Jego bliskość przyprawiała mnie o ciarki, a głos rozpraszał po całej płaszczyźnie. - Znaczy mogę spróbować móc znaleźć trochę czasu. Ale zależy na kogo. Znaczy na co! - poprawiłem się.

- Przejedziemy się na rowery? - właśnie cała bita śmietana opadła. Rozbroił mnie totalnie. Chcę jechać ze mną na rowery?!

- No... W porządku. To daj znać o której.

- Jasne. To do zobaczenia.

- Pa.

Ale gorąco... Jeszcze nigdy się tak nie czułem. On tak na mnie działał, że nie mogłem normalnie funkcjonować. Musiałem wyznaczyć granice, której nie mogłem pozwolić mu przekroczyć.
Zależy mi na nim, lecz muszę nad sobą panować. Nie mogę dawać po sobie poznać słabości, tym bardziej, że nie wiem na czym stoję. Muszę go wyczuć. Rachel zasypuje mnie tyloma sposobami, że nie wiem od jakiego zacząć. Chyba dziś, pora wcielić jeden z nich w życie...

§

Gdy dotarliśmy do miejsca, gdzie miał się rozegrać mecz, odstawiliśmy chłopaków do szatni, a my menagerowie, poszliśmy się zgłosić, jako reprezentacje drużyny. Następnie skierowaliśmy się na boisko, ażeby przyszykować ręczniki i butelki z piciem. Nelly dostała jakieś padaczki i co chwila się trząsła, a Celia prawie waliła głową w ścianę, nie mogąc poradzić sobie z szatynką. Ja, wraz z Silvią patrzyliśmy na to, z coraz większym zażenowaniem. Parę minut po nas, pojawili się chłopcy. Tłumy widzów robiły się większe i większe. Liceum Kirkwood, również przybyło zaczynając rozgrzewkę, a po kwadransie rozpoczął się mecz...

§

Los nam sprzyja. Pokonaliśmy liceum Kirkwood i teraz został już, sam Zeus. Oczywiście nie obyło się bez przyjacielksiej dłoni, zgodzie i tego wszystkiego, czego uczyli w przedszkolu. Mamy dwa tygodnie wolnego, aby się lepiej przygotować. Lecz niestety to moje ostatnie dwa tygodnie... Czy aby nie wspominałem o mojej wyprowadce? Rodzice podjęli decyzję o kompletnej zmianie otoczenia, włączając w to wszystko, co tylko można. Skłoniła ich do tego siostra mojej matki. Jesteśmy skazani, aby polecieć do New Yorku, już na stałe. Dlatego muszę czym prędzej, rozgrzyźć Jude'a. Coś czarno to widzę...

A kuku! Kolejny rozdział = wspólny wypad Jude'a i Seth'a.
Maam szczerą ufność, iż jesteście zadowoleni z tej książki 📚.
Papa

Akira

✔Plan "A" (Inazuma Eleven)  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz