Rozdział 10. Spotkanie. ☆☆☆

248 39 11
                                    

(W mediach macie wygląd Seth'a)

☆☆☆

Nastał weekend. Oto mój ostatni tydzień w Inazuma Town. Niestety, nie zapowiada się szczególnie miło, lecz smutno i nie przyjemnie. Żal mi zostawiać to na pastwę losu. Ale nie mam wyboru. Decyzja rodziców jest nieodwołalnie nie do podważenia. W sprawie Jude'a lepiej będzie, jak zostawię to tak jak jest. Nie ma sensu robić zamieszania i poświęcać temu uwagi. Widocznie to ten rozdział życia, w którym uczę się, że miłość potrafi być okrutna.

Przestudiowałem również tą dziewczynę z Instagrama. Nie myliłem się. Wstawiała pół-nagie zdjęcia, robiąc przy okazji zboczone gesty. Czyli Jude... Bywa. Najwyraźniej tak miało być. Tylko serce się łamie, gdy wyobrażam go sobie, macającego się z jakąś łatwą laską.

Poranek był słoneczny. Błękitne niebo i kilka białych obłoków. Z uśmiechem wstałem z łóżka i udałem się do łazienki. Przemyłem twarz, nałożyłem krem, regulujący odcień skóry (oczywiście czerwonej przez trądzik), a potem założyłem białą bluzkę i czarną bluzę z krótkim rękawem, po czym założyłem jeansowe ciemno zielone spodenki. Zszedłem na dół, zrobić śniadanie.

- Synku, ja wychodzę do pracy. Mam spore zaległości i muszę nadgonić. - poinformowała mnie mama.

- Spoko.

- Dasz radę?

- Jak zawsze. - odpowiedziałem.

- Obudź za jakiś czas tatę, żeby nie przespał całego dnia, bo ma co do roboty na podwórku.

- Dobrze. Postaram się nie zapomnieć.

- Pa. - pocałowała mnie w głowę, po czym uda się do drzwi. - I załóż skarpetki. Wiesz, że od płytek ciągnie zimno.

- Tak, tak. Idź już, bo się spóźnisz. Pa.

Zjadłem kanapki, w późniejszej kolejności zakładając skarpetki. Było około godziny jedenastej. Zerwałem ojca z łóżka, a potem zebrałem najważniejsze rzeczy (słuchawki, telefon, portfel, chusteczki na wszelki wypadek, wodę), wrzucając je do czarnej torby Adidas'a. Wyszedłem z domu, kierując się na miasto.
Miałem w planach umówić się z Rachel, ale z tego co się orientuję, to dziś przyjeżdża do niej brat, zatem plan szlak trafił. Samotnie poszedłem do restauracji pana Hilmana, aby spożyć jego jakże słynne pierożki.

- Młody, nad czym tak myślisz? - zapytał, gdy pochylałem się nad talerzem.

- Ach... Nad niczym panie Hilman. - skłamałem, wiedząc iż nie mogę mu powiedzieć. Nie sądzę by chciał o tym wiedzieć.

- Mhym. Mówiłeś drużynie, że odchodzisz?

- Jeszcze nie. - odparłem.

- Będą rozczarowani, jak powiesz im w ostatniej chwili. Ale decyzja należy do ciebie. - mój poziom irytacji wzrósł, na co zerwałem się na równe nogi.

- Dziękuję za rady. I pierożki. Były boskie. Do widzenia! - dodałem wychodząc.

- Do zobaczenia.

Kolejny się uwziął. Jak nie Axel, żebym pogadał z Jude'em, tak teraz on, abym powiedział o przeprowadzce. Niech ci ludzie, dadzą mi spokój. Sam zdecyduje co i kiedy zrobię. Nie trzeba mi przypominać.

Naburmuszony, udałem się nad rzekę. Przez brak drużyny Raimona było bardzo opustoszale. Słyszałem samochody, które co jakiś czas przejeżdżały w pobliżu, szum wiatru, poruszający moje włosy, oraz szelest gałęzi, ocierających się o siebie. Takiej ciszy tu dawno nie było.
Zamknąłem oczy, aby jeszcze bardziej wsłuchać się w otoczenie. Lubiłem tego rodzaju pogodę, ale moją ulubioną był letni mrok. Brak słońca, jasno-szare chmury i delikatny wiatr. To była moja pogoda. Moja faborytka.

- Cześć. Można się dosiąść? - zapytał chłopski głos, na co wstałem jak błyskawica.

- T-tak. - odpowiedziałem.

- Jestem Bryce (Gazelle). - przedstawił się, wyciągając rękę.

- Seth. - uścisnąłem jego dłoń, zmierzając go wzrokiem.

Miał jasne włosy, bladą cerę. Zupełnie jak lód. Cały biały. Jego spojrzenie było również zimne. Ale miał w oczach głębię. Patrzył, pewnym siebie wzrokiem. Byłem bardzo przychylny, aby z nim pogadać. Poznać go nieco bliżej.

- Z jakiej jesteś szkoły? - zapytałem po chwili milczenia.

- Moja szkoła jest jeszcze tajna. Ale wkrótce ją poznasz. Wszyscy ją poznają. A ty?

- Chodzę do gimnazjum Raimona. - westchnąłem.

- Grasz w piłkę?

- Ja? Nie ma szans. Nie nadaje się.

- Ja widzę w tobie potencjał. Na serio. Powinieneś spróbować.

- Nie.

- Ale jesteś uparty. - wymruczał.

- Nie znasz mnie. Skąd możesz wiedzieć, czy dał bym radę?

- Heh... Wiesz, że już cztery razy powiedziałeś "nie"? Sporo jak na kilka wypowiedzianych zdań.

- Przetwarzasz wszystko co mówię?

- Mam podzielną uwagę i lubię to wykorzystywać.

- Jesteś szalony. - podsumowałem.

- Może. Ale lubię to.

- Ja nie lubię się wyróżniać.

- Nie zawsze dobrze jest być innym... Z drugiej strony czasami to się przydaje. - powiedział.

- Jesteś dobry w gadce. A masz przepis, jak osiągnąć cel?

- Piłką. Nawet jeśli teraz tego nie rozumiesz, to kiedyś się przekonasz.

- Mi chodzi bardziej o sprawy sercowe. Do tego piłka się nie nada.

- Oczywiście, że się nada. Na zemstę - zaczął wymieniać. - na zmuszenie kogoś do bycia razem. Jest wiele sposobów.

- Nadal mnie nie rozumiesz. Mi chodzi o szczęśliwą miłość, bez przymusu. Żal mi Cię, że tego nie rozumiesz. - to powiedziawszy, ruszyłem przed siebie.

- W całej tej rozmowie, osiem razy powiedziałeś "nie". To niewiary godne. Będę miał Cię na oku, panie Santer.

- Chwila moment, nie mówiłem jak się... - urwałem, gdy po obruceniu się, chłopaka nie było. Kim on jest?

Skąd widział jak się nazywam? Przetwarzał każdą moją wypowiedź. Do tego tak mnie zagadał, iż zapomniałem o zadanym mu pytaniu, od którego się zręcznie wymigał. Co tu się w ogóle stało?!

&
&
&

Mam nadzieję że rozdział się podobał. Do następnego.

Akira

✔Plan "A" (Inazuma Eleven)  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz