Megan pov:
Czekałam co się teraz stanie. Czekałam na wyrok. Jakaś ciemna postać stała przede mną. Poczułam przypływ paniki. Nie wiedziałam kto to... Nie wiedziałam czym się bronić. Na ucieczkę było już za późno...
-Proszę, proszę... kogo my tu mamy? Zabłąkaną owieczkę? - Powiedział. Był to niski ton, który wskazywał, że mam do czynienia z niemiłym gościem.
-Ja... zabłądziłam... - Skłamałam. Czułam stres. Przeszywał całe moje ciało.
-Nie kłam... Dobrze wiem, że to nieprawda... - Rzekł. Jego głos wywołał ciarki na moich plecach.
Usłyszałam stękania. Popatrzyłam w tamtą stronę. Tam ta dziewczyna szarpała się z dwoma facetami. Obaj trzymali ją za ręce w powietrzu i nie mogła się uwolnić. Widać było, że bardzo jej na tym zależy.
-Puszczać mnie! - Krzyczała. Zrozumiałam, że oni ze sobą współpracują.
-To wszystko przez ciebie! - Wskazała na mnie palcem i nadal próbowała się wyrwać. - Gdyby nie ty, już dawno byłabym na wolności!
Otworzyłam szeroko oczy. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć...
-Co wy jej robicie? Zostawcie ją! - Rozkazałam facetowi na przeciw mnie. Nie patrzyłam nawet na moje bezpieczeństwo. Podeszłam bliżej i oczom ukazał mi się napakowany mężczyzna. Z nim na pewno nie wygram... Po co w ogóle zaczynałam? Teraz i tak muszę to skończyć. Zrobię to dla Abby, Darrena i dla siebie. Udowodnię, że nie jestem mięczakiem, i że można na mnie polegać, a nie wyciągać z kłopotów. Od zawsze tak było. Od mojego odejścia z domu dziecka. Kiedyś potrafiłam się bronić, kiedyś mogłam komuś przywalić... Gdzie podziała się ta dawna Megan, której się bali? Omijali mnie szerokim łukiem. To wszystko minęło, kiedy Darren obudził we mnie największy lęk. Nie mogłam pozwolić na to, by strach przejął kontrolę. Odrzuciłam go w tym momencie. Przynajmniej chciałam udawać odważną. Już najbardziej chciałam pokazać, że ja tu rządzę. Odgarnęłam włosy. Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam dłonie w pięści. Moja mina szybko się zmieniła. Nie było strachliwej Megan... Teraz była odważna i niezależna dziewczyna, która zawsze dopnie swego, za wszelką cenę.
-Nie interesuj się tym bahorem... - Rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Będę się interesować... - Warknęłam. Wyprostowałam się i przybliżyłam.
-Nie bądź taka odważna... Powinnaś się bać... - Podniósł brwi.
-Tak? A niby czemu powinnam się ciebie bać? - Zapytałam wciąż nie tracąc odwagi.
-Heh... nie wiesz z kim zadarłaś mała... - Odwrócił głowę w bok.
-Doskonale wiem z kim zadarłam... I macie oddać Abby! - Podniosłam głos.
-Abby? A po co ci ona? Myślisz, że ci ją dam? Tak po prostu? Nie wiesz ile szmalcu za nią mamy. - Odpowiedział kpiącym głosem.
-Przestań sobie ze mnie żartować skurwysynu i oddaj JĄ! Znam jej brata... Szukał jej przez dwanaście lat, dawał pieniądze... a wy czerpiecie z tego korzyść! Jak będzie trzeba, zadzwonię na policję! -Wybuchłam. Patrzyłam się wciąż na porywacza.
-Nie zadzwonisz... Chyba nie chcesz, by dziewczynie stało się coś złego... - Podniósł brew.
-Nie... nie chcę. - Spuściłam głowę.
-Więc dlatego, albo grzecznie pójdziesz ze mną, albo skończysz marnie. - Oznajmił. Przeraziłam się. Nadal jednak musiałam coś udowodnić.
-Nie pójdę z tobą... nie pójdę nawet z tąd bez Abby! To siostra mojego przyjaciela! Kocham go i nie pozwolę, by cierpiał! Dlatego albo oddajesz mi Abby, albo policzę się z tobą! - Krzyknęłam z całej siły.
-Co mi zrobisz? Zadrapiesz mnie swoimi tipsami na śmierć? - Zaczął się śmiać.
-Grubo się mylisz. - Zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go z pięści w nos. On prawie się przewrócił. Czułam się silna i niepokonana... Gdy jednak się opamiętał, było gorzej...
-Ty dziwko! - Zdenerwował się. Zaczęłam ciężko oddychać z powodu paniki. Nie wiedziałam co teraz ze mną będzie, ale na pewno nic dobrego...Popatrzył się na mnie morderczym wzrokiem. Jednym ruchem ręki wyjął nóż z kieszeni. Serce podeszło mi do gardła... a potem poczułam ogromny ból... Wbił go we mnie bezlitośnie. Wbił go w mój brzuch. Upadłam na kolana, po czym osunęłam się na ziemię. Złapałam się w miejsce, które krwawiło... Nie mogłam wytrzymać z bólu... Płakałam i stękałam.
-Warto było? - Zapytał bezczelnie i odszedł. Ostatnim krokiem sypnął butem ziemię w moją stronę. On szybko zniknął mi z oczu. Słyszałam potem pisk opon... Uciekli... Ja zwijałam się z bólu... Leżałam w wielkiej plamie krwi... w swojej krwi... Było jej tak dużo...
-Megan? O mój Boże Megan! - Usłyszałam głos Darrena. - Matko... co oni ci zrobili... - Czułam jego panikę i przyspieszony oddech.
-To moja wina! Powiedz... Powiedz coś! - Jego głos się łamał. Powoli zaczynał płakać. Uklęknął przy mnie i złapał mnie za moją rękę. Nie mogłam jej samodzielnie podnieść...
-Darren... Nie mogłam... Nie mogłam jej ocalić... Jestem beznadziejna... - Mówiłam zaciskając powieki.
-Nie, nie to moja wina! Nie mów tak o sobie! - Powiedział. Zdjął swoją marynarkę i starał się zatamować krew... bez skutku.
-Dzwonię po karetkę... tylko proszę nie umieraj! - Mówił dławiąc się łzami. Obraz zaczynał mi się zamazywać. Słyszałam jego głos przez różne szumy.
-Darren... - Wydusiłam z siebie.
-Tak?
-Kocham cię... - Powiedziałam patrząc na jego twarz. Wiedziałam, że może widzę go po raz ostatni...
CZYTASZ
To ja Cię znalazłem...
RomanceCRINGE Rozdziały przywrócone na prośbę kilku osób. Bądźmy szczerzy. Książkę pisałam będąc głupim dzieciakiem. Jest ona bardzo zagmatwana, pomylona i dziecinna. Wchodzisz na własną odpowiedzialność. Jeśli wejdziesz, postaraj się nie komentować, bo j...