Same korzyści mój drogi.

1.1K 30 11
                                    

*Pov Maddeline*

-Oj, chyba Maddy nie ma dziś humoru...!- zaśmiał się James przekładając niezwykle pachnące naleśniki z patelni na talerz.

-Za to ty masz...jak zawsze...- burknęłam i usiadłam przy stole bawiąc się wicelcem w jedzeniu.

-Maddy! Wiem, że...

-Nie mów tak na mnie!- wydarłam się. Słysząc znany mi odgłos klaksonu podniosłam plecak z podłogi wyszłam z kuchni i słysząc westchnięcie brata wybiegłam przed dom gdzie w samochodzie czekał już na mnie Allan i Rose.

Allan to mój wysoki szarooki, osiemnastoletni przyjaciel z kruczo czarnymi włosami. Rose jest jego kuzynką w moim wieku. Ma śliczne bląd włosy i oczy idealnie takie same jak All.

-Hej!- powiedzieli w tym samym czasie. Ja jednak nic nie odpowiedziałam tylko usiadłam na tylnim siedzeniu. Żadne z nas się nie odezwało. Oboje wiedzieli o śmierci moich rodziców nie chcieli pogarszać atmoswery, która i tak była napięta.

-Jesteśmy.- szepnął Allan, gdy znaleźliśmy się na parkingu przed budynkiem. Wysiedliśmy z pojazdu i znudzonyk krokiem ruszyliśmy do budynku szkoły. Razem z Rose poszłyśmy do swoich szafek, które były obok siebie. Wyciągnęłam z szafki swoje książki i nie czekając na przyjaciółkę po prostu odeszłam.

-Oj Maddeline!- dziewczyna krzyknęła za mną i z tego co słyszę zaczęła biec w moją stronę.

-Odpuść...- westchnęłam.

-Madd, czekaj do cholery! Porozmawiaj ze mną! Mam chyba prawo wiedzieć co mojej przyjaciółce leży na serduchu...

- Rose odpóść sobie. Chociaż dzisiaj. Błagam cię na mam nastroju...

-Od miesiąca nie masz nastroju!

-Ty nie rozumiesz! Myślisz, że to takie proste?- zapytalam łamiącym się głosem czując, że gdy wypowiem jeszcze jedno słowo, zacznę ryczeć.

- Nie żyją...musisz się z tgm wreszcie pogodzić...- westchnęła i odeszła. Wiem, że źle robie krzycząc na wszystkich. Szczerze ranie się tym bardziej niż ich...

*Pov Rose*

Od: All
Jestem za trzy minuty pod twoim domem

Szybko zabrałam z kredensu plecak i wybiegłam z meszkania zamykając przed tym drzwi na klucz.

-Cześć kuzynku!- pisnęłam wsiadając do auta i całując chłopaka w policzek.

-Hej, hej gdzie z tymi nogani!?- krzyknął widząc jak ukradkiem staram się położyć nogi na schowku.

-No co?

- Kobieto! Czy ty wiesz ile ja to auto pucowałem?- zapytał wyraźnie zły.

-Pewnie długo skoro mi o tym mówisz...- udałam zamyśloną. - Ale na cholerę ci to wyszło.- wzruszyłam ramionami i ułożyłam się wygodniej.

-I co ja z tobą mam?- pokręcił niedowierzając głową.

-Same korzyści mój drogi.- uśmiechnęłam się i ruszylismy śpiewając jak najgłośniej wiosenne hity tego roku lecące w radiu. Gdy podjechliśmy pod dom Madd, Allan nadusił otwartą dłonią na klakson, orzez co po okolicy rozniósł się przeraźliwie głośny odgłos.

Na dziewczyne nie trzeba było czekać długo, bo już po kilku chwilach wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Oczy miała opychnięte i lekko czerwone od płaczu. Włosy ułorzone w artystycznym nieładzie. Widoczne wory pod oczami i blada jak nigdy wcześniej skóra. Pogniecione ubrania wyglądały na niej jak worek, gdyż przez ostatni miesiąc nieźle wychudła.

Wydarzenia ostatniego czasu bardzo zmieniły Maddeline. Z optymistki, zrobiła się pesymistka. Z zabawnej dowcipnisi z dystansem do siebie, stała się płaczliwa histeryczka...

Nikt nie wie jak jej pomóc, bo ona nie chce pomocy. James chciał ją nawet na terapie zapisać- nie zgodziła się. Jest pogrążona w ciągłym smutku i żałobie po rodzicach. Wspaniali ludzie to byli. Kochali życie i swoją rodzine...doskonale rozumiem jak Maddy musi się teraz czuć. Ledwo co uporała się ze śmiercią młodszej siostry, a tragedia powtarza się z podwujną siłą, jednak życie toczy się dalej. Czas mknie jak szalony. Starzejemy się...trzeba cieszyć się każdą chwilą nawet jeśli umiera nam ktoś bliski - trzeba umieć się pozbierać i chociaż postarać się żyć jak wcześniej.

Po naszej krótkiej wymianie zdań skierowałam się w stronę klasy od fizyki, w której miałam mieć lekcje.

-Cześć skarbie.- z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos mojego chłopaka tuż przy moim ucho.

- Hej Ben!- uśmiechnęłam się i  pocałowałam przelotnie jego polik.

-Coś się stało? - zapytał dobrze znając odpowiedź.

-Nie, nie. Wszystko okej.- zapewniłam go spokojnym tonem.

-Powiedźmy, że ci wierze...- westchnął zmarszcząc brwi. Zbyt dobrze mnie znał. Wiedział kiedy kłamie i to w nim mnie chyba napbardziej denerwowało.

-Oj, wszystko w porządku!- podniosłam lekko zirytowana głos.

-Skoro tak mówisz.- wzruszył ramionami i splutł nasze palce cięgnąc mnie za sobą.

**************

OGŁOSZENIA PARAFIALNE!

1. Rozdziały będą się pojawieć 1-2 razy w tygodniu i będą mniej więcej tej samej długości.

2. Często nie sprawdzam rozdziału odrazu, wiec będy mogą występować. (Proszę ich nie poprawiać w komentarzach.)

3. Nie jest to moje pierwsza książka. W pisaniu mam jakieś tam "dośwoadczenie" (nie wiem jak to nazwać).

4. Jeśli macie jakieś pytania, śmiało piszcie w komentarzach, postaram się odpowiedzieć na wszystkie.

~A

Never-Marcus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz