Długo Cię nie było...

388 15 3
                                    

*Pov Maddeline*

-Hej słońce.- usłyszałam za sobą głos Marcusa. Chłopak przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek.

-No hej Mac. - zaśmiałam się cicho i poszliśmy w stronę altanki. Ostatnio dość dużo czasu tam spędzaniśmy. Nie tylko gadaliśmy, ale również uczyliśmy się. Tak miało być też dzisiaj. Tylko ja on...i fizyka. - Chodźmy już, mam dużoooo roboty... - westchnęłam chwytając go za rękę. Chłopak zaczął się śmiać.

-A wy gdzie? - zapytała Rose podbiegając do nas.

-Tam gdzie zawsze.

-Kobieto, czy ja ci wyglądam na sprintera?- obok Ro stanął Ben podpierając dłonie i kolana. - Miej litość.

-Oj, ktoś tu chyba nie ma za grosz kondycji. - zaczęłam się z niego śmiać.

-No śmiej się, śmiej. - powiedział podnosząc na mnie wzrok. - Wiesz jaka ona jest szybka?

-Oj uwierz, nie raz się przekonałam, Ben. Poczułam jak Marcus lekko kopnął mnie w kostkę.

-Dobra to my już idziemy. - powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę na pożegnanie. Mac rzucił tylko ciche pa i poszliśmy. Bobrze wiedziałam, że mój chłopak nie czuł się zbyt dobrze w towarzystwie moich przyjaciół, ale przez to, że codziennie przychodził po mnie pod szkołę, chodziażby ninięcie się z nimi było nieuniknione. - Mac, dobrze wiesz, że jak nie chcesz, to nie musisz po mnie przychodzić. Możemy spotykać się na miejscu, pod altanką. Wiem, że jesteś spięty przy moich znajomych.

-Nie przeszkadzają mi, będę cały czas po ciebie przychodzić, słońce.

***

-Długo cię nie było... - usłyszałam gdy weszłam do domu. - Siadać młoda, odgrzeje ci obiad. - James podszedł po kuchenki gazowej.

-Jak tam dzień zleciał? -zapytałam.

-Szybko. Bardzo szybko. Byłem w pracy i u Clary. A ty gdzie byłaś tak długo? Ostatnio coś później wracasz...

-Szkoła, praca i takie tam.

- Rzeczywiscie, ty pracujesz. Zupełnie zapomniałem. - powiedział drapiąc się po karku.

-Kupię ci lecetyne na pamięć, bo coś Ci szwankuje. - zaśmiałam się.

-Możesz kupić, ale ja tego świnstwa jeść nie będę. - zapowiedział. On od małego nie brał żadnych leków. Za cholere nie dało mu się wcisnąć nawet zwykłej witaminy C. Mamę zawsze to wkurzało, bo co chwilę musiała wymyślać inne podstępy, aby zjadł choć jedną tabletkę. Zaśmiałam się cicho, a brat nałożył mi na talerz makaron.- Smacznego. Mam trochę papierkowej roboty do zrobienia, nie obrazisz się jak sobie pójdę?

-Idź, idź. - powiedziałam, a James wyszedł z kuchni. Wyjęłam z tylniej kieszeni spodni telefon i zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Nic ciekawego jednak nie znalazłam. Włączyłam jakąś piosenkę i wróciłam do dubania widelcem w talerzu. Gdy zjadłam schowałam talerz do zmywarki i poszłam do swojego pokoju.

*Pov Marcus*

-Jakim cudem ty to potrafisz?- zapytała Maddeline lustrując mnie wzrokiem.

-Sam nie wiem, tak jakoś. - zaśmiałem się i pocałowałem ją co odwzajemniła.

-Wracajmy do pracy Mac.- powiedziała chwytając zeszyt. - O kuźwa, zapomniałam! Miałam dzisiaj pracować od 15.20.- nagle zaczęła się pakować. Spojrzałem na tarcze zegarka, była 15.40. - Przepraszam cię Mac, muszę lecieć.

-Madd czekaj, odprowadzę cię!- błyskawicznie się spakowałem i szybkim krokiem zaczęliśmy iść w kierunku kwiaciarni, w której pracowała Maddeline.- Przyjdę po ciebie jutro. - powiedziałem i pocałowałem ją lekko. Madd kiwnęła tylko głową i weszła do kwiaciarni przepraszając, że się spóźniła. Nie wiem nawet dlaczego stałem tam jeszcze dobre parę minut, dopiero gdy do małego budynku wyszedł ktoś robiąc nie mały hałas odszedłem w stronę domu.

Never-Marcus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz